📌 Ukraina ⚔️ Rosja Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 18:44

"zapraszam na plebanię - czyli geje pod koloratką"

konto usunięte2013-02-05, 22:03
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski stwierdził, że w polskim Kościele istnieje homoseksualne lobby. Katolicki miesięcznik „Fronda” poszedł jeszcze dalej i napisał, że to nawet nie lobby a „mafia”. Jak dowiedział się Wprost.pl były ksiądz, dziś ojciec rodziny Piotr Napiwodzki, właśnie skończył pisanie książki o życiu seksualnym duchownych. Autor tłumaczy, że chce "wnieść normalność w podejściu do homoseksualnych duchownych". Postanowiliśmy sprawdzić jak to naprawdę jest z homoseksualizmem w Kościele.

To jest jedynie wstęp, dalsza część artykułu jest pod tym linkiem

Od razu zanaczam - nie chcę obrazić żadnej grupy społecznej oraz obrazić żadnych uczuć chrześcijańskich.

Ostatni wykonany wyrok smierci w Polsce

konto usunięte2013-02-04, 13:51
Edmund Kolanowski,- Polski seryjny morderca

W skrocie, jak sie komus roywijac nie chce

E. Kolanowski byl nekrofilem, ktory dokonywal profanacji zwlok poprzez wycinanie narzadow plociowych, oraz piersi, po czym przyszywal je do manekina w wiadomym celu. Pozniej palil czesci ciala w piecach.
Swoje ofiary wyszukiwal na poznanskich/wielkopolskich cmentarzach.

A tutaj wiecej szczegolow i kilka zdjec.
Rodzina

Miał starszego brata Andrzeja, który zmarł w wieku 2 lat. Z tego powodu matka często zabierała go na cmentarz Miłostowo. Był żonaty z Zofią (od 1970), z którą miał dwie córki (urodzone w 1970 i 1972). W 1975 na wniosek żony orzeczono nieważność małżeństwa. Od 1980 żył w konkubinacie Gabrielą, z którą miał jedną córkę.

Wykształcenie

W szkole podstawowej powtarzał klasy pierwszą, trzecią i piątą. Z uwagi na jego zachowanie lekarz skierował go do zakładu dla osób chorych nerwowo i psychicznie. Później kontynuował naukę w szkole zawodowej, której nie ukończył. Ostatecznie przyuczył się do zawodu elektryka.

Od 11 roku życia podglądał w szpitalu sekcje zwłok. W wieku 15 lat zaczął zaczepiać kobiety w centrum Poznania. Sąd dla nieletnich skazał go na pobyt w zakładzie poprawczym, ale wykonanie wyroku zawieszono na okres 2 lat. Podjął próbę samobójczą (wbicie noża w brzuch), został odratowany. Za pobicie w 1966 został skazany na półtora roku więzienia (wyszedł w listopadzie 1967). Od 1972 zaczął terroryzować (kopanie, bicie, szarpanie za włosy, grożenie i ranienie nożem) kobiety nad jeziorem Rusałka. Milicja dokonała jego zatrzymania, a sąd udowodnił trzy napaści i wymierzył wyrok 9 lat więzienia. Wyszedł z więzienia w 1979 roku po odbyciu 2/3 kary.
Kolanowski przyznawał się do popełnienia przestępstw:
profanacji zwłok zmarłej sąsiadki,
w 1972 (w wieku 25 lat) – wykopania zwłok i profanacji,
w lipcu 1980 – okaleczenia zwłok znajdujących się w kaplicy cmentarnej w Nowej Soli,
27 października 1980 – morderstwa i okaleczenia zwłok kobiety (21 lat, zwłok nie znaleziono), poznanej na dworcu PKP w Poznaniu, w Baborówku,
16 marca 1981 – morderstwa kobiety (20 lat) w Warszawie (Wawer),
26 lutego 1982 – porwania i okaleczenia zwłok kobiety z kaplicy cmentarnej na Naramowicach,
4 listopada 1982 – morderstwa i okaleczenia zwłok dziewczynki (11 lat) na Naramowicach,
29 listopada 1982 – wykopania i profanacji zwłok na Miłostowie,
28 stycznia 1983 – wykopania i profanacji zwłok na Miłostowie.
Okaleczanie zwłok kobiet polegało na wycinaniu piersi i narządów płciowych. Wycięte narządy przyszywał do manekina używanego w celach seksualnych. Po kilku dniach części zwłok palił w piecu.
Aresztowanie, proces i wykonanie wyroku

7 maja 1983 uciekł z zasadzki zastawionej przez milicję na cmentarzu Miłostowo. Na miejscu planowanego przestępstwa zgubił kawałek papieru z napisem Pollena Łaskarzew. Milicjanci w toku czynności śledczych dotarli do zakładów Pollena w Poznaniu i 16 maja 1983 aresztowali Kolanowskiego (pracował tam jako palacz).
Podczas przesłuchań przyznawał się tylko do profanacji zwłok. Porównanie grupy krwi zamordowanej dziewczynki (B Rh-) ze śladami krwi na kurtce podejrzanego oraz zeznania dróżniczki przejazdu kolejowego na Naramowicach były obciążające. Podejrzany przyznał się po czterech miesiącach do zabicia dziewczynki.
Trafił na obserwację do szpitala psychiatrycznego. Mimo jego zapewnień, że zrozumiał swój błąd ("Teraz myślę, że chyba źle zrobiłem"), w szpitalu nazwał się Zimnym chirurgiem.
Na podstawie śledztwa prowadzonego przez trzy lata oskarżono go o dokonanie trzech morderstw, pięciu profanacji zwłok oraz o kradzież złotego pierścionka. Podczas procesu sądowego odwołał zeznania mówiąc, że były wymuszone. Biegli lekarze orzekli, że nie był chory psychicznie w momencie popełniania przestępstw.
Sąd uznał jego winę i 4 czerwca 1985 orzekł karę śmierci. Obrońca Kolanowskiego złożył apelację i wniosek o rewizję wyroku. Sąd Najwyższy podtrzymał wyrok sądu niższej instancji. Karę śmierci przez powieszenie wykonano 28 lipca 1986 w areszcie przy ul. Młyńskiej w Poznaniu. Była to ostatnia wykonana kara śmierci w Poznaniu. Został pochowany 1 sierpnia 1986 na cmentarzu Miłostowo.


Wizja lokalna na Naramowicach. Kolanowski pokazuje, jak zabił i ukrył ciało 11-letniej Aliny



Piec kaflowy w ktorym palil czesci ciala



Kolanowski pokazuje miejsce, z którego wykopywał trumny

Obóz Bromberg-Ost

TYMB4R`k2013-02-03, 17:40
Sieć niemieckich obozów spowiła Europę podczas II Wojny Światowej. Oprócz niesławnego obozu pracy przymusowej DAG Fabrik Bromberg istniał w Bydgoszczy jeszcze jeden.



W 1944 roku zaczynało brakować miejsc w KL Stutthof co było bezpośrednią przyczyną tworzenia sieci podobozów. Dwunastego września 1944 roku komendant obozu w Sztutowie - SS-Sturmbannführer Paul Werner Hoppe - podpisał rozkaz utworzenia w Bydgoszczy obozu pracy przymusowej dla kobiet. Zlokalizowano go na rogu Fabrikstrasse oraz An den Gleisen Strasse (dzisiejszy róg Kamiennej i Fabrycznej). Już następnego dnia do obozu skierowano około trzystu kobiet - ż__ówek, pochodzących głównie z Rygi, Kowna oraz Węgier. Wśród uwięzionych znalazło się kilka Polek oraz Ukrainek. Zakwaterowano je w barakach niedaleko stacji kolejowej Bydgoszcz-Wschód.

Podobóz został oddany na potrzeby Deutsche Reichsbahn (Niemieckich Kolei Państwowych). Funkcje komendanta sprawował SS-Scharführer Anton Kniffke. Dodatkowo do obozu oddelegowano siedem nadzorczyń ze Sztutowa, w tym Ewę Paradies i Gerdę Steinhoff, które po wojnie zostały schwytane i powieszone, oraz Hertę Bothe. Dowodziła nimi Oberaufseherin Johanna Wisotzki.



Więźniarki były wykorzystywane do robót przy kolei. Do ich obowiązków należała budowa torów, załadunek towarów do wagonów i ich rozładunek oraz kopanie rowów ochronnych. Musiały też na bieżąco czyścić tłuczeń między torami. Fakt ten wykorzystywali pobliscy młodzieńcy, którzy wczesnym rankiem zakradali się na tory i wkładali między kamienie opakowane kawałki chleba, starając się w ten sposób pomóc uwięzionym kobietom. Chłopcy mieli po szesnaście - osiemnaście lat i ryzykowali w ten sposób życiem.

Ciężkie prace jakie wykonywały oraz niesprzyjające warunki atmosferyczne były przyczyną wielu zachorowań. Kobiety pracowały bez żadnej odzieży ochronnej do ósmego grudnia 1944 roku, kiedy to na wniosek komendanta obozu przysłano ze Sztutowa kilkaset płaszczy zimowych. Opiekę medyczną sprawowali lekarze kolejowi oraz jedna z więźniarek.

Obóz został zlikwidowany 20 stycznia 1945 roku po kilku miesiącach istnienia. Pozostałe przy życiu 295 więźniarek pospiesznie ewakuowano do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen-Oranienburg. Połączono je w jedną kolumnę wraz z tysiącem Ż__ówek z podobozu Bromberg-Brahnau (DAG Fabrik Bromberg) i skierowano przez Koronowo do Sępólna Krajeńskiego. Podczas marszu nie otrzymywały żadnego pożywienia, mimo że był sam środek zimy. Wiele z nich umarło z wycieńczenia bądź zamordowane przez strażników. Ze Złotowa do Czaplinka więźniarki przewieziono odkrytymi wagonami towarowymi. Następnie trafiły do Złocieńca. Po kilkunastu dniach Marszu Śmierci pozostałe przy życiu kobiety zostały uwolnione przez żołnierzy Armii Czerwonej.



Powojenne losy osób związanych z obozem:

Komendant Anton Kniffke został po wojnie schwytany i w czwartym procesie załogi Stutthofu w Gdańsku skazany na trzy lata więzienia, gdzie po krótkim czasie zmarł.

Nadzorczyni Ewa Paradies wróciła w styczniu 1945 do KL Stutthof. Mimo ucieczki pod koniec wojny została schwytana i 31 maja 1946 została skazana na śmierć przez sąd w Gdańsku. Wyrok wykonano 4 lipca o godzinie 17 na gdańskiej Biskupiej Górce przez powieszenie.



Również Gerda Steinhoff w styczniu 1945 wróciła do Sztutowa. Tydzień po tym - 25 stycznia - została odznaczona Krzyżem Żelaznym za "zasługi jako nadzorczyni". Zatrzymano ją dokładnie cztery miesiące później. Skazana na śmierć w tym samym procesie co Paradies, zginęła tego samego dnia co ona. Również przez powieszenie.



Herta Bothe po wojnie została skazana na więzienie, z którego wyszła już w 1951 roku. Wyszła za mąż i zmieniła nazwisko na Lange. Zmarła w marcu 2011 roku. W wywiadzie udzielonym przed śmiercią utrzymywała, że musiała zostać strażniczką obozu koncentracyjnego, bo inaczej naziści sami by ją tam osadzili. ("What do you mean, made a mistake? No... I'm not quite sure I should answer that. Did I make a mistake? No. The mistake was that it was a concentration camp, but I had to go to it, otherwise I would have been put into it myself. That was my mistake." - Friederike Dreykluft, Holokaust (2004))



Paul Werner Hoppe - ostatni komendant KL Stutthof i osoba, która wydała rozkaz utworzenia podobozu Bromberg-Ost - został skazany w 1955 roku przez niemiecki sąd na 5 lat i trzy miesiące więzienia. W 1957 roku zamieniono wyrok na 9 lat, jednak opuścił więzienia już w 1960. Umarł czternaście lat później.

Historia radiografi

piotrwiacek12013-02-03, 13:03
Przypadkowo znalazłem film na temat aparatów rtg jak i ich historii i sposobu działania.Filmik w języku angielskim, jednak nawet dla mniej zaawansowanych powinien być zrozumiały.
Swoją drogą stare aparaty były dość niebezpieczne w użytkowaniu a gość z filmiku dał sobie niezłą dawkę promieni x. Dzisiejsze aparaty rtg są o niebo lepsze i bezpieczniejsze niż było to około 15 lat temu.

Atomic Alert

dirtysanchez2013-02-03, 11:47
Jak zachować się podczas ataku atomowego? Film z 1951roku.



Bardzo fajnie sklejone z przyjemną muzyczką w klimacie ; >

Wampir z Bytowa,- Leszek Pekalski

konto usunięte2013-02-03, 10:34
Leszek Pękalski (ur. 12 lutego 1966 we wsi Osieki koło Bytowa) znany pod pseudonimem "Wampir z Bytowa" – uznawany za seryjnego mordercę, skazany za jedno zabójstwo. Przed procesem przyznawał się aż do 70, a według niektórych źródeł nawet do 90, jednak w jego trakcie odwołał wyjaśnienia.
Jest nieślubnym dzieckiem robotnicy rolnej. Od śmierci matki zajmował się nim wuj, gdyż Pękalski od urodzenia był upośledzony.
Według policji Pękalski na wizjach lokalnych opowiadał jak gw🤬cił i mordował swoje ofiary opowiadając takie szczegóły, które znać może tylko morderca. Prokuratura próbowała udowodnić mu 17 morderstw, popełnionych między 1984 i 1992, jednak z braku dowodów udowodniła tylko jedno, za co został skazany na karę 25 lat pozbawienia wolności.

Janek Wiśniewski

konto usunięte2013-02-02, 20:48
UWAGA: artykuł długi, nie umiesz/lubisz czytać, przewiń.

Jako, że sadola zalewa ostatnio potok kału postaram się wrzucić coś bardziej konstruktywnego. Lubię na kacu gdy już nie mogę ruszyć ni ręką ni nogą poczytać coś sensownego i stworzyć kilka nowych połączeń neuronowych po zapitej nocy; trafił mi się temat którego tutaj nie znalazłem.

Większość osób pewnie kojarzy film Czarny czwartek
Antoniego Krauze, osobiście go nie widziałem jeszcze, lecz według opinii jest poruszający i treściwy. (tu odwołanie do tych nie lubiących czytać, a przez przypadek błądzących nadal po moich wypocinach)

Janek Wiśniewski, a raczej Zbyszek Godlewski zmarł 17 grudnia 1970 (w chwili śmierci 18 latek) jest uważany za symbol ofiar Grudnia '70

Teraz trochę cytatów

Cytat:

Bunt robotników w Polsce w dniach 14-22 grudnia 1970 roku (...) Bezpośrednią przyczyną strajków i demonstracji była wprowadzona 12 grudnia podwyżka cen detalicznych mięsa, przetworów mięsnych oraz innych artykułów spożywczych. (...) Społeczeństwo zareagowało protestem. Zbierano się na wiecach domagając się od władz cofnięcia podwyżki, uregulowania systemu płac (w szczególności zasad naliczania premii) i wreszcie odsunięcia od władzy odpowiedzialnych za podwyżkę (m.in. Władysława Gomułki, Józefa Cyrankiewicza i Stanisława Kociołka)

O tych 'panach' na własną rękę proponuje poczytać.
Cała sprawa nie wygląda groźnie, gdyby podwyżka na artykuły spożywcze nie była ta drastyczna, dwa tygodnie przez świętami i nie miała zamaskować niekompetencji w polityce Gomułki.


Cytat:

Jako pierwsza zastrajkowała rankiem 14 grudnia Stocznia im. Lenina w Gdańsku, której pracownicy zażądali cofnięcia wprowadzonej podwyżki. Ponieważ kierownictwo zakładu nie było w stanie spełnić tego postulatu, po kilku godzinach robotnicy pochodem wyszli poza teren stoczni i skierowali się pod gmach Komitetu Wojewódzkiego PZPR.Rozgoryczeni demonstranci, których praktycznie nikt nie chciał wysłuchać, nic nie uzyskawszy pod gmachem KW, przez kolejne kilka godzin pochodem przemieszczali się ulicami Gdańska, nie niszcząc i nie demolując jednak niczego.

Wszelako ponieważ chcieli swojemu protestowi nadać jak największy rozgłos, wznosili coraz bardziej radykalne hasła. Gdy spokojnie wracali pod siedzibę lokalnych władz partyjnych – krótko przed godziną 16.00 w pobliżu mostu Błędnik – pochód został nagle zaatakowany petardami i granatami łzawiącymi przez funkcjonariuszy MO. Należy w tym miejscu podkreślić, że było to ponad dziewięć (sic!) godzin po tym, jak zaczął się strajk w Stoczni im. Lenina i blisko pięć godzin po tym jak protestujący pochodem opuścili teren stoczni.



Przez kolejne dni wrogie nastroje narastały, rozpoczął się strajk powszechny, teraz już nie chodziło o podwyżki jedzenia lecz o uwolnienie wcześniej aresztowanych działaczy, o całokształt działań politycznych.
Cytat:

W sumie od 14 do 19 grudnia w kilku miastach nie tylko zresztą Wybrzeża (m.in. Białystok, Kraków, Wałbrzych) w ulicznych starciach wzięło udział – mniej lub bardziej aktywny – łącznie kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Walki nierzadko przybierały bardzo gw🤬towny charakter, a wartość strat materialnych spowodowanych zniszczeniami przekroczyła 400 milionów ówczesnych złotych. Podpalono i całkowicie lub częściowo zniszczono 19 obiektów użyteczności publicznej, w tym między innymi budynki KW PZPR w Gdańsku i Szczecinie.


Cytat:

Do spacyfikowania protestów na Wybrzeżu władze użyły łącznie ok. 27 tysięcy żołnierzy oraz 550 czołgów, 750 transporterów opancerzonych i 2100 samochodów. Zaangażowano również 108 samolotów i śmigłowców, a także 40 jednostek pływających Marynarki Wojennej. (...) Jeżeli nie liczyć stanu wojennego, nigdy w czasach pokoju Wojsko Polskie na taką skalę nie zostało postawione w stan gotowości bojowej.



Cytat:

Tragicznym symbolem gdyńskiego Grudnia stał się utrwalony na filmie i fotografii pochód niosący na drzwiach ciało zabitego młodego człowieka i pokrwawioną flagę biało-czerwoną. Do grudniowej legendy przeszedł on jako tytułowy bohater Ballady o Janku Wiśniewskim, choć w rzeczywistości człowiek taki nie istniał. Autor ballady celowo wybrał bardzo popularne imię: Jan i jedno z najczęściej spotykanych polskich nazwisk: Wiśniewski, aby w ten sposób stworzyć – być może na wzór nieznanego żołnierza – pewną postać symboliczną. Janka Wiśniewskiego, którego imię nosi dziś jedna z ulic w Gdyni, nie było naprawdę, ale zarazem takich Janków Wiśniewskich było, czy mogło być, bardzo wielu. I naprawdę nie ma większego znaczenia, kto był jego historycznym pierwowzorem. Można jeszcze tylko dodać, że na znanej fotografii utrwalono zastrzelonego rankiem w pobliżu stacji kolejowej Gdynia-Stocznia osiemnastoletniego Zbigniewa Godlewskiego.







Chłopcy z Grabówka, chłopcy z Chyloni
Dzisiaj milicja użyła broni
Dzielnieśmy stali, celnie rzucali
Janek Wiśniewski padł
...
Nie płaczcie matki, to nie na darmo
Nad stocznią sztandar z czarną kokardą
Za chleb i wolność, i nową Polskę
Janek Wiśniewski padł


Każdy patrzy na ten portal inaczej, osobiście flaki mnie nie bawią, ale nawet ciemne zakamarki harda są znośniejsze od tych słodkich biedronek, mixów z yt i innego chłamu, który tu ostatnio trafia. To ja już wolę historycznego i naukowego sadola.

Mariusz Trynkiewicz

konto usunięte2013-02-02, 17:54
Mariusz Trynkiewicz (ur. 10 kwietnia 1962 roku) - polski seryjny morderca.
Był nauczycielem z Piotrkowa Trybunalskiego, który latem 1988 roku zabił w swoim mieszkaniu przy ulicy Działkowej trzech chłopców: 11-letniego Tomasza Łojka oraz 12-letnich Artura Kawczyńskiego i Krzysztofa Kaczmarka. Trynkiewicz miał wtedy 26 lat. W śledztwie ujawniono, że wcześniej dopuścił się jeszcze jednego podobnego morderstwa na 13-letnim Wojciechu Pryczku. Ponadto był już karany za wykorzystywanie seksualne dzieci, a ostatnich zbrodni dokonał podczas przerwy w odbywaniu kary udzielonej w związku z chorobą matki.
W dniu 29 września 1989 roku został czterokrotnie skazany na karę śmierci (za każde zabójstwo z osobna). W wyniku późniejszego moratorium odsiaduje karę 25 lat pozbawienia wolności. Kara kończy się 11 lutego 2014 roku[1].
W trakcie odbywania kary złożył wniosek o zmianę nazwiska na Komornicki (rodowe nazwisko swojej matki) argumentując to tym, że "zależy mu na dobrym funkcjonowaniu w społeczeństwie po opuszczeniu zakładu karnego, a posiadanie w dalszym ciągu nazwiska kojarzonego z przestępstwem nagłośnionym przez media, z góry go dyskryminuje". We wniosku prosił także o "danie mu szansy normalnego funkcjonowania, bez narażania na szykany czy życie w ciągłym zagrożeniu i niepewności". Urząd Stanu Cywilnego w Piotrkowie, Sąd Okręgowy w Opolu oraz wojewoda nie przychylili się do wniosku ze względu na "brak podstaw ustawowych na wyrażenie takiej zgody"[2][3].
Wydział penitencjarny Sądu Okręgowego w Opolu zarządził poddanie go przymusowej terapii zaburzeń preferencji seksualnych[4]. Wbrew pierwszym doniesieniom morderca nie zostanie poddany chemicznej kastracji. Podczas przymusowej terapii będzie uczony empatii[5].
Na temat śledztwa i procesu w sprawie Mariusza Trynkiewicza powstała książka o nazwie "Proces Szatana?" autorstwa Eugeniusza Iwanickiego, wydana w roku 1990[potrzebne źródło].
Obecnie Mariusz Trynkiewicz przebywa w zakładzie karnym w Rzeszowie, wychodzi za 1.5 roku.
Wszyscy jednak pamiętają jego słowa z procesu, podczas którego powiedział: - Po wyjściu z więzienia nadal będę zabijał chłopców. To silniejsze ode mnie.






Cmentarz Orląt Lwowskich

konto usunięte2013-02-02, 10:20


Cmentarz Orląt Lwowskich nie jest tak naprawdę oficjalną nazwą szczególnej części wydzielonej z łyczakowskiej nekropolii, będącej miejscem spoczynku młodych ochotników i żołnierzy, którzy zginęli w latach 1918-1920 w walkach we Lwowie i w okolicznych miejscowościach. „Orlęta Lwowskie” to literackie, a może nawet poetyckie określenie lwowskiej młodzieży, która ochotniczo szła do walki o swoje miasto. Jest to określenie powstałe w czasach, gdy nie było jeszcze wątpliwości, o co Orlęta walczyły i dlaczego ginęły.



De iure nazwa cmentarza to: Cmentarz Obrońców Lwowa, ale ponieważ nikomu – i tyczy się to również ówczesnej opinii międzynarodowej będącej pod wrażeniem heroizmu młodych Polaków – nie trzeba było wówczas wykazywać, że lwowskie dzieci i młodzież Lwowa broniły, to na fali patriotycznego zachwytu ich czynem nazywano je też zdrobniale i w nawiązaniu do polskiego godła „Orlętami”, sam zaś cmentarz w potocznym odbiorze był nekropolią Orląt – Cmentarzem Orląt Lwowskich. Przepięknie położony na wzniesieniu chylącemu się ku Pohulance został zaprojektowany przez studenta Politechniki Lwowskiej, Rudolfa Indr🤬a, który sam w Obronie Lwowa walczył. Mający promienisty kształt cmentarz schodził od znajdującej się na szczycie kaplicy ku zboczu, gdzie u jego podstawy znajdowała się brama z Łukiem Chwały – robiącą wrażenie swymi rozmiarami kolumnadą, którą ozdobiono łacińskim napisem tłumaczonym jako „Umarli, abyśmy żyli wolni” („Mortui sunt ut liberi vivamus”). W dalszych zaś planach rozwoju cmentarza na szczycie kolumnady miał znaleźć się posąg orlicy tulącej pisklę.

Mimo końca zimnej wojny i upadku ładu międzynarodowego, który stanowił o zniszczeniu wysiłków Obrońców Lwowa, nigdy ich cmentarz się nie odrodził do stanu sprzed wprowadzenia ładu zwanego jałtańskim. W roku 1971 rozjechano cmentarz czołgami i zniszczono Łuk Chwały, ostała się tylko centralna jego część, ta właśnie, na której znajduje się prosty, choć wiele mówiący napis. W katakumbach pod cmentarną kaplicą urządzono warsztat samochodowy, ukradziono cmentarzowi dwa lwy, które trzymały w łapach tarcze z niewygodnymi dla władzy sowieckiej napisami: „Zawsze Wierny” i „Tobie Polsko”. Skala przedsięwzięcia, do którego zaangażowano nawet będące na wyposażeniu Armii Czerwonej tanki, była naprawdę godna „lepszej sprawy”.

W radzieckim Lwowie w tych ponurych czasach mogła przecież działać archikatedra łacińska, nie zamknięto jej nawet w latach powojennego stalinizmu. Zadziwiające jest więc, że to właśnie cmentarz, z którego wydobyto zwłoki Nieznanego Żołnierza spoczywającego dziś na placu Piłsudskiego w Warszawie, mógł być aż tak dla władzy niewygodny. Na całym obszarze ogromnego Imperium Zła nie było chyba miejsca, któremu próbowano by tak radykalnie obniżyć status z Campo Santo (Świętego Miejsca) do roli warsztatu samochodowego, pastwiska dla krów, fragmentu drogi dla samochodów (tak, tak..), które – choć było tylko niemym świadkiem powojennych dziejów swojego miasta – zostało uznane za wroga mogącego być unicestwionym jedynie czołgami, niczym przeciwnik na froncie. Orlęta, choć milczały, to nadal mówiły. Obrona Lwowa wciąż była opowiadana z zaświatów, co więcej – czekała na swój dalszy ciąg, aż orlica będzie mogła w końcu przytulić swe pisklę.

Ta wizja musiała bardzo uwierać władców atomowego supermocarstwa rozciągającego się od Europy centralnej po Ocean Spokojny. Obrońcy Lwowa nieustannie przypominali sowietom samą obecnością w swoim mieście, że tylko łapska trzymane przez nich na guzikach atomowych i dziesiątki dywizji pozwalają im władać miastem. Miastem, którego mieszkańcy zawsze uznawali sowietów za intruzów i okupantów, a które w 1920 broniło się przed bolszewią tak zawzięcie, że bitwę pod Zadwórzem nieopodal Lwowa nazwano „polskimi Termopilami”.

Spójrz zresztą sam, Drogi Przyjacielu czytający ten skromny tekst, na przebieg frontu polsko-bolszewickiego w 1920. Bitwa Warszawska, Cud nad Wisłą – Warszawa ostatecznie się broni. A Lwów? Lwów aż do samego końca objęty jest przez wąski przesmyk połączony bezpośrednio z terytorium kontrolowanym przez Wojsko Polskie. Upadku miasta Zawsze Wiernego – Tobie Polsko wróg mógł oczekiwać lada chwila. Szykowano nawet odpowiednie instytucje czerwonego aparatu władzy (analogiczne do białostockiego rządu polskiej republiki rad), do przejęcia obowiązków komisarza politycznego szykował się Josef Dżugaszwili. Plany te nie zostały wcielone w życie, lecz ziemia cmentarza po raz kolejny musiała przyjąć szczątki tych, którzy umarli, byśmy żyli wolni.
W 1939 stolicą sowieckiej Zachodniej Białorusi został Białystok, per analogiam Lwów stał się stolicą Zachodniej Ukrainy.

Testament leninowskiego państwa z 1920 zrealizował 19 lat później jego kolejny lider, Józef Stalin, który jako młody Dżugaszwili zapragnął Lwowa. Był blisko, ale poniósł fiasko. Miał jednocześnie szczęście, że uniknął polskiej niewoli, w której zapewne pomarłby na tyfus albo inną chorobę. Jednak przeżył i cierpliwie zaczekał. Udało się. Lwowa nie oddał już nigdy.
Nawet powojenna sowiecka atrapa państwowości polskiej, czyli „Polska Ludowa”, nie objęła Lwowa swym zasięgiem. I choć jako twór całkowicie z zewnątrz kontrolowany nie mogła zagrozić w niczym sowieckiemu stanowi posiadania, to komunistyczne władze postanowiły podjąć bezprecedensową wojną z lwowskim cmentarzem, jakby chciały tym bardziej zatwierdzić zmiany polityczne nastałe po wrześniu 1939, a uznane przez mającą krótką pamięć opinię międzynarodową w 1945. Jałta to też koniec Polskiego Lwowa. I póki ta Jałta trwała, o Polskim Lwowie mogli świadczyć zza grobów tylko jego Obrońcy.

W roku 1991 nastąpił długo wyczekiwany przez mieszkańców ziem od Łaby po Kamczatkę koniec istnienia Związku Socjalistycznych Republik Rad. Wraz z nim skończył się ustanowiony przez Jałtę powojenny ład międzynarodowy. Komunizm na szczęście okazał się w praktyce gospodarczą katastrofą i nie uratował go nawet sowiecki arsenał nuklearny. Reformy zapoczątkowane pod nazwą pierestrojki przez kolejnego następcę Lenina i Stalina, Michaiła Gorbaczowa, spowodowały rysy na monolicie, które ostatecznie rozsadziły go od środka. Poszczęściło się i Polakom, którzy zaczęli żyć w teoretycznie Wolnej – miast „Ludowej” – Polsce, co bez upadku komunizmu nigdy by nie nastąpiło.

Zauważ, Drogi Czytelniku, że do tej pory w żadnym punkcie nie było mowy o pierwszej Obronie Lwowa – tej z roku 1918. Był to wówczas okres, w którym bolszewicy nie mogli dojść do Lwowa ani zbliżyć się do niego na jakąkolwiek bliższą odległość, gdyż Rosja przegrała na froncie wschodnim wojnę z państwami centralnymi i pogrążona była w chaosie wojny domowej. Jeszcze nie było wiadomo nawet, z jaką Rosją świat będzie miał do czynienia. Rozgrywającymi były państwa centralne, które jednak również rozsadziła implozja i mimo wygranej wojny na wschodzie nie były tam w stanie zaprowadzić na dłuższą metę swoich porządków. Pozostało im zejść ze sceny dziejów dokończając co najwyżej dzieło swojej wieloletniej polityki, której oblicze poznali Polacy pod zaborami w szczególny sposób.

Divide et impera pozostanie testamentem cesarskiej Austrii – o ile kiedykolwiek ktoś podejmie się jego zrealizowania – choć było to państwo rzekomo liberalne wobec Polaków. W 1918 ostatnie oznaki życia zaborczego imperium zdołały pobudzić jeszcze sterowany przeciwko Polakom ruch ukraiński do militarnego zajęcia Lwowa. Nie będący z początku traktowany poważnie zamach (takie określenie wówczas stosowano) zaskoczył Polaków. Nie mogli oni liczyć, w przeciwieństwie do Ukraińców, na pomoc Austriaków, więc chwycili za jakąkolwiek broń i wykorzystali jedyny atut, jaki wówczas posiadali – znajomość własnego miasta. Zorganizowano naprędce profesjonalne dowodzenie obroną (płk Mączyński – to on pisał później o „zamachu ukraińskim”), a dzieci i młodzież – choć ponosiły ofiarę życia – nie ginęły na marne.

To właśnie dla nich początkowo zorganizowano pochówki na wydzielonej części Cmentarza Łyczakowskiego, które miały zastąpić prowizoryczne tymczasowe groby rozsiane po mieście w pobliżu miejsc walki. Póki nie nadeszło z Krakowa Wojsko Polskie, Lwów musiał bronić się sam. Ostatecznie Ukraińcy nie zdołali utrzymać się w nieznanym sobie mieście, niejednokrotnie naganiani przez Austriaków do walki bagnetem nie byli w stanie przeciwstawić się patriotycznemu wysiłkowi zbrojnemu młodych Orląt. Natomiast przybyłe z odsieczą po 21 dniach Wojsko Polskie honorowo traktowało walczących po stronie ukraińskiej jako żołnierzy, stosując wobec nich prawo wojenne i konwencje międzynarodowe, natomiast weterani ukraińscy żyli w Polskim Lwowie również po ustaniu wszystkich działań wojennych.

Oczywiście nikt nie spodziewał się w 1918, że w wyzwolonym Polskim Lwowie pojawią się kiedykolwiek bolszewicy z Rosji sowieckiej, ostatecznie okazało się, że Cmentarz Obrońców Lwowa będzie miejscem wiecznego spoczynku także i tych walczących z bolszewikami. Nawała ta, powstrzymana w 1920, wróciła do Lwowa w 1939, a ostatecznie zadomowiła się w nim w 1945, choć przez cały ten sześcioletni okres żaden Polak nie był w stanie się z taką perspektywą pogodzić. Żaden Polak nie miał też w tej kwestii nic do powiedzenia, począwszy od 1945, kiedy to „sojusznicy” Polski uznali sowiecki protektorat za jedyne legalne państwo polskie, zaś Lwów za Zachodnią Ukrainę, zgodnie ze zmianami politycznymi przeprowadzonymi we wrześniu 1939.

Nieoczekiwany upadek systemu komunistycznego spowodował, że Lwów nagle stał się – zamiast miastem sowieckim, jak postanowiono w 1945 – miastem ukraińskim. Powstało nowe państwo – Republika Ukrainy – co było korzystne z prostej choćby przyczyny, że przyczyniało się do skrócenia egzystencji systemu komunistycznego i organizmu odgrywającego w nim kierowniczą rolę. W granicach tego państwa znalazł się Lwów, który mimo ogłoszonego upadku Jałty, nie został objęty anulowaniem jej postanowień. Przeszedł on pod bezpośrednią władzę spadkobiercy podmiotu, do którego został przyłączony jako „Zachodnia Ukraina” we wrześniu 1939, gdyż Republika Ukrainy odziedziczyła terytorium po sowieckiej republice w odpowiadających jej granicach.

Niepodległość państwa ukraińskiego potrzebowała legitymizacji historycznej i prawnej. Na opisywanym obszarze nie można było odżegnać się od koncepcji „Zachodniej Ukrainy”, gdyż i samo państwo było ukraińskie, zaś czerpanie bezpośrednio z sowieckich zdobyczy terytorialnych kłóciłoby się z pojęciem Ukrainy jako państwa – w przeciwieństwie do Ukraińskiej SRS – wolnego. Stworzono więc narrację, w której zarówno przed ustanowieniem porządku jałtańskiego, jak i jeszcze przed wejściem Armii Czerwonej, we Lwowie i okolicznych terytoriach również panowała okupacja. Przynależność Lwowa do Polski – wywalczona przecież przez miejscową ludność i wyrażająca jej wolę – była więc okupacją sensu stricte.

Obecnie Cmentarz Obrońców Lwowa nie może zostać odtworzony w stanie sprzed 1939. Z Łuku Chwały zostały kikuty kolumnady i jedyna zachowana część. Lwy z tarczami nie wróciły na swoje miejsce, zaś główne wejście od Pohulanki jest nie tylko nieczynne, ale zamurowane, w ogóle nie istnieje. Na cmentarz wchodzi się przez wejście boczne, mijając po drodze monument i memoriał poświęcony… obrońcom Lwowa, tyle że ukraińskim.

Ile ma to wszystko wspólnego z prawdą, domyśli się każdy, kto dotarł w to miejsce tekstu lub po prostu ma elementarną wiedzę na tematy historyczne. Od tej pory dowiadujemy się, że byliśmy we Lwowie „okupantami”, że to my atakowaliśmy Lwów (od wewnątrz?) i że istnienie cmentarza w takim kształcie już jest dowodem na wyrozumiałość ze strony (zachodnio)ukraińskiej. To tak, jakby ten cmentarz również przed wojną istniał jako nekropolia intruzów – na równi z sowietami, co samo w sobie obraża Rzeczpospolitą i przyzwalanie na co stawia pod znakiem zapytania naszą postulowaną ciągłość prawno-międzynarodową z II RP. Skoro nasz sąsiad potrzebuje legitymizacji swojej państwowości, niech robi to – ale czemu kosztem Polski?

Kosztem Polski przecież nabył po nieoczekiwanym upadku komunizmu niemały kawałek terytorium, z miastem, które w historii Polski odegrało niebagatelną rolę, a w którym nie ma już Polaków tylko i wyłącznie dzięki stalinowskim czystkom etnicznym (tzw. „repatriacja”). Poza garstką (w stosunku do liczebności Ukraińców) Polaków we Lwowie zostali już tylko ci, których na zawsze pochłonęła ziemia cmentarza, więc przynajmniej w stosunku do nich mamy prawo wymagać elementarnego szacunku, tym bardziej, że chcemy traktować Ukrainę jako państwo cywilizowane, które szanuje zmarłych – a zmarli ci umierali nie godząc się na żadne kompromisy, więc i nekropolia ich upamiętniająca powinna być odtworzona w dokładnie takim samym stanie, jak w momencie ich pochówku.

Sprawa ta jest zaniedbywana, gdyż Polacy pozwalają robić z siebie okupantów na ziemiach, na których byli gospodarzami. Cmentarz Obrońców Lwowa jest tak naprawdę tylko kwestią symboliczną, bo i tylko symbolicznie możemy być we Lwowie – nie ma tam już prawie Polaków i nie będzie Lwów częścią Polski, póki sami jego mieszkańcy nie będą tego chcieli. A to może przecież nigdy nie nastąpić.

Czemu jednak dziwimy się wysypowi pomników Bandery i innych zbrodniarzy na dzisiejszej Ukrainie Zachodniej, skoro byli to w zasadzie jedyni ludzie walczący z „okupantem” – czyli z prawowitą władzą polską? Nigdy jako państwo nie ucięliśmy tego tematu, a Ukraińcy – poszukujący tam źródeł tożsamości – chcąc odciąć się od ponurej spuścizny komunizmu, sięgają nie do pozostawionych tam dobrodziejstw kultury polskiej, a do tradycji równie ponurych co komunizm formacji OUN i UPA. Nie pozostawiliśmy Ukraińcom wyboru – nie pokazaliśmy, że byliśmy u siebie, nie pokazaliśmy też – dlaczego? – że OUN i UPA mordowało Ukraińców, dziesiątki tysięcy przecież.

Zgadzam się z argumentem, że większość Ukraińców (tych zachodnich) nie wie, że UPA była formacją zbrodniczą i że była przede wszystkim antypolska. Nie wiedzą tego, bo nie mają prawa wiedzieć. Polska, godząca się na „okupacyjną” rolę w historii dzisiejszej Zachodniej Ukrainy, sama przyzwoliła na to, by bohaterami Ukraińców byli ci, którzy z ową „okupacją” walczyli.

Wątki antypolskie są jednak przykrywane w tej mitologizacji OUN-UPA wątkami antysowieckimi, sami Ukraińcy nie zrobili chociażby problemu z reaktywowaniem pomnika Polaków poległych w walce z bolszewikami w bitwie pod Zadwórzem, powiewają nad nim (i słusznie) flagi Polski i Ukrainy. Jednak to samo nie jest możliwe przy Cmentarzu Obrońców Lwowa, którego nazwa samym swoim autentyzmem obala mit o „polskich okupantach”, więc i o jego pełnym odtworzeniu nie ma mowy.

Można oczywiście w imię „realizmu” zrezygnować z postulatów dotyczących miejsc pamięci i historii. Możemy, rzecz jasna, skupiać się np. gospodarce, kształtując nasz poraniony komunizmem naród bez podnoszenia kwestii związanych z historią (co może wg niektórych się ze sobą nie kłóci), byle nie drażnić potencjalnych sojuszników. Rozwijanie nacjonalizmu polskiego na sposób autonomiczny (gdzie granicami autonomii są Odra z jednej, a Bug z drugiej strony) może i tego wymaga. Ciężko jednak nadal poczuwać się do ciągłości z tradycją suwerennego Państwa Polskiego, a odcinać od „Polski Ludowej”, gdy w kwestiach kształtujących tożsamość idziemy drogą tej drugiej – pseudo-Polski.

Przez dziesiątki lat Polacy oczekiwali sprawiedliwości w sprawie Cmentarza Obrońców Lwowa, latami profanowanego przez sowiecką swołocz. Dzisiaj przywrócenie tej sprawiedliwości Polakom ma rzekomo urażać Ukraińców, tymczasem nikt nie chce oglądać się na krzywdę samych Polaków. Dzisiaj wielu z nich w ogóle nie traktuje kwestii tożsamości poważnie, co jest bezpośrednim efektem komunizmu – a zwalczenie jego skutków wymaga sięgania do źródeł, do ciągłości państwowości polskiej sprzed okresu „Polski Ludowej”. Cmentarz Obrońców Lwowa jest więc zamknięty nie tylko w wyniku narastania zachodnioukraińskiej mitologii o „okupacji polskiej”, ale także w wyniku kroczenia przez Polskę drogą braku pełnej suwerenności w stosunku do sąsiada (a w efekcie suwerenności jako takiej). Coś, co ma rzekomo drażnić Ukrainę Zachodnią, ma być bezkrytycznie przyjęte przez Polaków, którzy przez lata nie mieli nic do powiedzenia w stosunku do barbarzyństwa sowietów na terenie nekropolii. To właśnie za Gorbaczowa zaczęły się pierwsze – półoficjalne remonty. Trudno sobie wyobrazić, co by było, gdyby Polacy nie zdążyli zacząć remontu i prac porządkowych na cmentarzu przed ogłoszeniem przez Ukrainę niepodległości.

Chociaż nawet wtedy Ukraińcy byli gotowi przyjąć polskie warunki w tej kwestii, co jednak nie zrobiło wrażenia na elitach Wolnej – rzekomo – Polski. W ten sposób nasza bezmyślność została ukarana kosztem Obrońców Lwowa i kosztem własnej pozycji w społeczeństwie – jeśli nie całej – to przynajmniej obecnej Zachodniej Ukrainy, która nie ma przeciwwagi dla obrazu „polskiego okupanta”, jeśli chodzi o przynależność Lwowa do Polski; choć przecież cały niemal dorobek cywilizacyjny w tym mieście to dzieło Polaków.

Marginalny w skali całej Ukrainy Lwów nie byłby problemem dla Kijowa, gdyby Polskę i Ukrainę naprawdę łączyły strategiczne stosunki, jakie niektórzy postulują. Przy całej słuszności koncepcji takiego sojuszu i jego potencjalnego znaczenia sprawa reaktywowania symbolicznego dla Polski miejsca powinna być rozwiązana w całkowicie satysfakcjonujący dla Polaków sposób, aby nie była to przeszkoda w rozwijaniu dalszych wzajemnych stosunków. W ten sposób można też mieć ogląd na to, czy nie próbuje się w razie odmowy dowartościować nacjonalistycznej ideologii zachodnioukraińskiej, która bez mitu „polskiej okupacji” nie ma w zasadzie racji bytu. Korzystnie jest też wiedzieć, jak postrzegana jest polska obecność na danym terytorium wchodzącym dziś w skład Republiki Ukrainy, a kwestia cmentarza – tak naprawdę czysto symboliczna, choć nie bez znaczenia – ma tu praktyczne zastosowanie, bo stosunek władz ukraińskich do jej pełnego rozwiązania jest probierzem stosunku do Polski jako państwa o pewnej ciągłości, mającej swój początek co najmniej w 1918 roku. My zaś bez tej niezaburzonej ciągłości nie możemy istnieć jako świadomy naród – stąd odcinamy się przecież od komunizmu, stąd też konieczność przywrócenia miejscom takim jak Lwów symbolicznego statusu miasta przed laty bezdyskusyjnie polskiego, przyjmując jednocześnie do wiadomości fakt, że dziś większość jego mieszkańców stanowią Ukraińcy.

Przy okazji Ukraińcy mają w takich okolicznościach pozytywny obraz naszego kraju jako tego, który przynosił na zamieszkane przez nich tereny wysoką kulturę. Obecnie takie przekonanie mają tylko Ukraińcy pamiętający „polskie czasy” i mający porównanie z okresem sowieckim oraz ci wyjeżdżający do Polski za pracą, bo ci porównują z kolei Polskę ze swoim krajem – a tu Ukraina mimo wszystko prezentuje się mniej korzystnie. Cała reszta ludności nie ma – choć mogłaby mieć – pozytywny obraz Polski, nie wyjeżdżając ze swojego kraju, bo historyczny dorobek „okupantów” ma przecież pod ręką na co dzień.

I dlatego właśnie powinniśmy przez takie symboliczne kwestie jak Cmentarz Obrońców Lwowa podnosić swój status na Ukrainie – państwie, w granicach którego Lwów się obecnie znajduje.

Marcin Skalski

I jako ciekawostka, współcześni polscy i ukraińscy nacjonaliści na Cmentarzu Orląt Lwowskich:

Bombardowanie w Bari 1943

Vercetti772013-02-01, 21:20
Cytat:

Niewygodna historia - Bari 1943
Data publikacji: 2009-03-09 20:07:34, autor: Getos
Niewygodna historia
BARI – 1943.12.02

Pod koniec 1943 roku Alianci stali twardo na ziemi włoskiej zepchnąwszy wcześniej Niemców na północ. W kwaterach dowódczych opracowywano plany operacji lądowania pod Anizo, które to lądowanie miało przyspieszyć kapitulację Niemiec we Włoszech. Niemcy nie byli jednak jeszcze „chłopcem do bicia” i już wkrótce ich lotnictwo miało pokazać przysłowiowy „pazur”.

Późnym popołudniem 02 grudnia 1943 roku z lotnisk Villaorba i Aniano znajdujących się niedaleko Mediolanu podniosło się do lotu 96 niemieckich bombowców Junkers Ju-88A należących do pułków lotnictwa bombowego KG54 i KG76. Czteromiejscowe średnie bombowce niemieckie dźwigały na swoich pokładach po 3,5 t bomb każdy, a ich celem było zbombardowanie portu w Bari. Miasto Bari liczące 250 000 mieszkańców i znajdujące się na samym południu Włoch było dla Aliantów ważnym portem przeładunkowym. Codziennie docierały tutaj tysiące ton zaopatrzenia dla 8. Armii brytyjskiej.

Kilkanaście minut po 19:00 bombowce niemieckie nadleciały nad port od strony Adriatyku. Dolatując do celu bombowce wypuściły setki sztuk pasków folii aluminiowej nazywanej przez Anglików „Windows”, a przez Niemców „Düppel”, nad którymi to paskami szerokie badania prowadził dla Niemców inż. Roosenstein. Paski zdały egzamin, gdyż zakłóciły pracę radarów Aliantów czyniąc blisko setkę bombowców niewidzialnymi. Zupełnie nie niepokojone przez obronę przeciwlotniczą i myśliwce wroga, bombowce nadleciały nad port. Szczęście sprzyjało bombardierom. Ich oczom ukazał się w pełni oświetlony port, a w nim blisko 30 statków głównie transportowych. Niemcy byli ogromnie zdziwieni faktem, że w tak późnych godzinach wieczornych światła portowe były zapalone idealnie wskazując cel bombardowania. Jak się miało później okazać, Alianci chcąc przyspieszyć i zakończyć rozładunek okrętów tego dnia zaryzykowali zapalenie świateł w porcie. Gdy o 19:30 pierwsze bomby spadły na port zaskoczeni Alianci zareagowali ur🤬amiając obronę przeciwlotniczą. Było już jednak za późno. Bombardowanie trwające jedynie 20 minut przyniosło Aliantom jak to określił w swoich wspomnieniach D. Eisenhower „największe straty, jakich dane nam było doznać w jednej akcji lotniczej podczas całej kampanii nad M. Śródziemnym i w Europie”.

Dziwnym jest fakt, że na temat tego bombardowania istnieje bardzo mało opracowań, a śmiało jego sukces można porównać do sukcesu nalotu na Pearl Harbour. Spadające na port bomby dokonały ogromnego spustoszenia. Trafione zostały 2 statki amunicyjne których wybuch spowodował rozlanie się w basenie portu wielkiej plamy ropy i jej zapłon. W ogniu zaczęły stawać kolejne statki. W wodzie ginęły dziesiątki ludzi na skutek utonięcia, bądź poparzonych zapaloną ropą. Obraz był przerażający. Dla 1 000 ludzi port Bari okazał się grobem. Obok dwóch statków amunicyjnych zniszczeniu uległo 14 innych jednostek, a kolejnych 7 zostało uszkodzonych. Ogółem Alianci stracili okręty o łącznej wyporności ponad 70 000 BRT, na pokładach których znajdowało się 39 000 t ładunku. Sam port na kilka tygodni został wyłączony z użytku wprowadzając w szeregach Aliantów dodatkowe kłopoty logistyczne.

Historia ta ma jednak jeszcze drugi, ponury i mało znany epizod. Otóż wielu rannych, którzy po bombardowaniu trafiali do szpitali uskarżało się na palenie oczu i skóry. Na powierzchni ich ciał zaczęły powstawać dziwne pęcherze. Medycy uważali, że jest to efekt zetknięcia się z zapaloną ropą i postępowali jak w przypadku poparzeń. Już po 12 godzinach od nalotu stan rannych stawał się opłakany, a w 18-tej godzinie od nalotu pierwszy ranny umarł w konwulsjach tracą wcześniej wzrok. Dopiero w tym momencie z dowództwa przyszedł do szpitali komunikat, że może to być efekt zetknięcia się z gazem bojowym zwanym iperytem (gaz musztardowy). Wówczas wielu rannych rzeczywiście przyznawało że będąc w wodzie wyczuwało zapach zbliżony do czosnku, czy musztardy. Medycy i żołnierze byli ogromnie zdziwieni. Pojawiało się wszędzie pytanie skąd wzięła się w porcie broń zakazana przez konwencje międzynarodowe? Czyżby użyły jej w czasie bombardowania niemieckie bombowce? Odpowiedź okazała się zaskakująca.

Gaz musztardowy trafił do portu na pokładzie amerykańskiego frachtowca S/S „John Harvey”. Amerykanie przywieźli ten gaz dla zabezpieczenia się, gdyż jak to powiedział D. Eisenhower „nie mieli pewności czy Niemcy nie zechcą użyć tej broni”. Ciężki gaz musztardowy znajdował się w 45,5 kg bombach pod pokładem frachtowca. Łącznie ładunek trujących bomb ważył 100 t. Na nieszczęście dla Aliantów okręt z niebezpiecznym ładunkiem został trafiony bombą już na samym początku nalotu. Okręt zabierając całą załogę poszedł na dno, a bomby uległy pęknięciu wypuszczając do wody trującą substancję. Na powierzchni zaczął tworzyć się trujący kożuch, który wsiąkał w ubrania ludzi dryfujących w wodach portu. Nawet dla tych co ratowali rozbitków gaz i nasiąknięte trucizną ubrania były niebezpieczne, czego przykładem jest historia statku „Bistera”. Podjął on z wody w Bari 30 rozbitków i ruszył z nimi do Tarentu, gdzie ranni mieli trafić do szpitala. Po kilkunastu godzinach od nalotu, docierając do Tarentu stan rannych był równie ciężki jak i załogi, która oślepiona oparami iperytu niemalże „po omacku” weszła do portu. Być może gdyby dowództwo nie zwlekało z ujawnieniem tajemnicy, straty na skutek zatrucia gazem musztardowym byłyby mniejsze. Tymczasem zatruciu uległo 617 osób, z czego 83 zmarły w ogromnym cierpieniu. Ostatnia ofiara iperytu umarła w miesiąc po bombardowaniu.

Historia nalotu na Bari jest historią przemilczaną i nawet W. Churchill pisząc o tym wydarzeniu poświęcił mu jedynie dwie linijki w swoim noblowskim dziele pt. „Druga wojna światowa”. Napisał on, że Niemcy dokonali „całkowicie zaskakującego ataku na nasze zatłoczone nabrzeże w Bari, gdzie przypadkowy pocisk trafił w statek z amunicją, której wybuch spowodował zatonięcie 16 innych jednostek i stratę 30 000 t ładunku”.
Czy nie jest to jednak za mało jak na takie wydarzenie? Czy Alianci pisząc historię jako zwycięzcy nie chcieli przypadkiem przemilczeć prawdy o tym nalocie? Dlaczego W. Churchill nie wspomniał o gazie, a D. Eisenhower skłamał pisząc, że „na szczęście wiatr wiał w kierunku morza i uchodzący gaz nie spowodował żadnych strat”. Wydarzenia z 02 grudnia 1943 roku powinny pozostać w naszej pamięci z dwóch powodów. Po pierwsze aby uczcić pamięć wszystkich ofiar tego nalotu i związanego z nim zatrucia iperytem. Drugim powodem jest fakt, że był to bez wątpienia jeden z większych sukcesów Niemców w tego typu operacjach bombowych.



prawda2.info/viewtopic.php?t=9855

Oznaczenia wiekowe materiałów są zgodne z wytycznymi
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na 6 miesięcy. 6,00 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem