📌 Ukraina ⚔️ Rosja Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 12:44

Indoktrynacja - ciągle robisz to co każe Ci państwo

konto usunięte2014-02-18, 22:37


Czyli poświęć 10 minut i sam zobacz (uświadom sobie) jak PAŃSTWO robi Cię w balona

Po obejrzeniu tego filmiku stwierdzam, że konto już niezaprzeczalnie musi być założone...

Henryk III Walezy

konto usunięte2014-02-18, 20:44
Henryk III Walezy - w latach 1573-1575 pierwszy elekcyjny król Polski jako Henryk I.



Francja zainteresowała się koroną polską dla młodszego brata króla już w 1572 r. Z poselstwem do umierającego Zygmunta Augusta wyruszył Jean de Balagny prosząc o zgodę na małżeństwo Henryka z siostrą Zygmunta, Anną. Balagny nie został jednak dopuszczony do łoża śmierci króla i powrócił do Francji z niczym.

Wkrótce po śmierci Zygmunta w Rzeczypospolitej pojawił się kolejny francuski emisariusz, Jean de Monluc, biskup Walencji, ojciec de Balagny'ego i stronnik hugenotów. Od razu musiał stawić czoła reakcji Polaków na wieści o Nocy św. Bartłomieja, które dotarły nad Wisłę mniej więcej razem z Monlukiem. Masakra hugenotów tak podziałała na polską opinię publiczną, że sekretarz biskupa, Jean Choisnin, donosił do Paryża: "nie godziło się prawie wspominać imion króla, królowej i księcia andegaweńskiego".

Monluc i jego stronnicy rozpoczęli więc akcję propagandową, mającą na celu wybielenie postaci Henryka. Pisano więc, że książę andegaweński za wszelką cenę chciał zapobiec masakrze, a gdy już do niej doszło przeciwstawiał się furii i okrucieństwu tłumów, a nawet ukrywał hugenotów. Polaków jednak nie przekonał i już po dokonanej elekcji podskarbi koronny Hieronim Bużeński powiedział biskupowi, aby ten nie próbował już przekonywać, że Henryk "nie brał udziału w rzezi i nie jest wcale okrutnym tyranem, albowiem rządząc w Polsce to będzie musiał raczej on się bać poddanych, a nie poddani jego".

Wybory nowego władcy polskiego po okresie bezkrólewia odbyły się w kwietniu i maju 1573 r. na prawym brzegu Wisły, naprzeciw Warszawy, pod wsią Kamień (obecnie Kamionek, część dzielnicy Praga Południe). Najpoważniejszymi kandydatami do korony obok brata króla francuskiego byli: syn cesarza Maksymiliana II arcyksiążę Ernest Habsburg, car Iwan IV Groźny i Jan III Waza, król szwedzki, mąż Katarzyny Jagiellonki, siostry Zygmunta Augusta. Pod Warszawą stawiło się ok. 50 tysięcy osób, które uczestniczyły w głosowaniu. Najpierw odbyła się prezentacja kandydatów, której dokonali zagraniczni posłowie. Następnie zaczęto spisywać, lecz już w węższym gronie wybranych komisji „artykuły dla króla”. Miały to być uprawnienia i zobowiązania panującego. Po ich zatwierdzeniu, 5 kwietnia 1573 r. odbyło się głosowanie nad pretendentami do tronu. Zwycięzcą okazał się kandydat francuski.

Kilka dni po elekcji posłowie przyszłego monarchy zaprzysięgli w jego imieniu uchwalone przed wyborem postanowienia ogólne. Były to tak zwane artykuły henrykowskie. Przyjęto również osobiste zobowiązania elekta, noszące nazwę pacta conventa. Wybrano też poselstwo, które miało udać się do Paryża, aby oficjalnie zawiadomić księcia francuskiego o wyborze na Króla Polskiego i Wielkiego Księcia Litewskiego i odebrać od niego przysięgę, potwierdzającą przyjęcie uchwał elekcyjnych (artykułów i paktów), oraz możliwie szybko sprowadzić go do Rzeczypospolitej.
Poselstwo wysłano okazałe i godne. Pertraktacje z Henrykiem i jego bratem, królem Francji Karolem IX, trwały dość długo. Opór budziły przede wszystkim artykuły dotyczące swobody wyznaniowej i możliwości wypowiedzenia posłuszeństwa królowi. Ostatecznie obaj władcy uznali i zaprzysięgli 22 sierpnia 1573 r. dawne i nowe prawa. Po tym fakcie poselstwo doręczyło Henrykowi dokument elekcyjny. Henryk Walezy został ogłoszony królem Polski.

Do granic Polski dotarł po dwumiesięcznej podróży w końcu stycznia 1574 r. Orszak królewski, liczący 1200 koni, wozy z bagażami oraz karety z damami dworu i niewiastami lekkich obyczajów, ciągnął przez Heidelberg, Fuldę, Torgau, Frankfurt. Na Łużycach oczekiwał go książę piastowski Jerzy II Brzeski, który towarzyszył królowi aż do polskiej granicy. Granicę przekroczono w Międzyrzeczu, gdzie monarchę uroczyście powitała delegacja senatu z biskupem kujawskim, wojewodowie i kasztelanowie. Później przez Poznań i Częstochowę udano się w kierunku Krakowa, gdzie nastąpiło oficjalne powitanie.
„Wszyscy senatorowie zebrani z Polski, Litwy i wszystkich ziem Rzeczypospolitej wyprowadzili z miasta ogromne swoje roty, które szeroko i daleko rozwinięte przedstawiały widok wielkiego i ślicznego wojska. Chorągwie te były kosztownie odziane, odznaczające się doborem pięknością uzbrojenia i koni [...]. Poczty senatorów składały się nie tylko z ich chorągwi, albowiem przyłączyła się do nich jeszcze nieskończona moc szlachty i urzędników królestwa”.

Henryka witali senatorowie, biskupi, ministrowie, dworzanie, żacy. 21 lutego 1574 roku w katedrze wawelskiej arcybiskup gnieźnieński i prymas Polski Jakub Uchański koronował Henryka Walezego na króla Polski. Ceremonię zakłóciło wystąpienie marszałka wielkiego koronnego Jana Firleja, który domagał się by król zaprzysiągł akty gwarantujące prawa protestantom. Uzgadniając elekcję Walezego, planowano jego małżeństwo z Anną Jagiellonką, siostrą Zygmunta II Augusta. Była ona jednak starsza od Henryka prawie o 30 lat, toteż młody król nie spieszył się z małżeństwem. Wyruszył do swego nowego królestwa dopiero w listopadzie. Romansował bowiem w tym czasie z Marią de Clèves i nie uśmiechała się mu łożnica sędziwej Jagiellonki. Jechał powoli, zatrzymując się wiele razy. W Lotaryngii nawiązał romans z Ludwiką de Lorraine-Vaudémont, która później miała zostać jego żoną.

Pierwsze spotkanie z Anną nie wypadło nazbyt zachęcająco. Henryk wypowiedział kilka zdawkowych słów i czym prędzej opuścił jej komnaty. Po trzech dniach został koronowany, chociaż nie obeszło się bez różnych przepychanek związanych z rotą przysięgi. Zaczęły się bale i turnieje, ale król coraz bardziej ociągał się z poślubieniem swojej jagiellońskiej narzeczonej. Symulował chorobę lub po prostu zamykał się we własnych komnatach i nie dopuszczał do siebie nikogo. Opowiadano wprawdzie, że zabawiał się wtedy ze swoimi faworytami i że kazał sprowadzać na zamek prostytutki. Pisał również bez przerwy listy do Francji, a te, które wysyłał do Marii de Cond, kreślił nawet własną krwią. Plotki narastały coraz bardziej. "Sprowadzał nie tylko do ogrodu blisko Zwierzyńca francuskie rozpustnice, ale nadto włoskim ohydnym nałogom nie przepuścił" – pisał kronikarz.

Od samego początku rządom Henryka towarzyszyły spory o zakres jego władzy. Henryk nie zaprzysiągł w katedrze zobowiązujących go artykułów (poza pokojem wyznaniowym). Wobec tego sejm koronacyjny rozjechał się na znak sprzeciwu bez podjęcia uchwał, ostrzegając monarchę, że może zostać zniesiony z tronu. Henryk nie dowierzał tym groźbom i rozpoczął sądy. Jednakże jego wyroki uznawano za stronnicze i zbyt łagodne. Rozdał nie obsadzone urzędy i przekazał wielu dostojnikom dobra królewskie, ale niechętni mu twierdzili, że nie wykorzystał możliwości zasilenia przy tej okazji skarbu koronnego.

Henryk Walezy obejmując władzę w Polsce miał 23 lata i niewiele doświadczenia politycznego. Jego rządy w Polsce cechowała nieznajomość stosunków, niekorzystny wybór doradców (Zborowscy) oraz małe zainteresowanie sprawami polskimi. Był wszechstronnie wykształcony, odważny i ambitny. Lubił wspaniałe, zdobione drogimi kamieniami stroje, nosił biżuterię i używał pachnideł. Miał przekłute uszy i nosił podwójne, wysadzane perłami, kolczyki z wisiorkami. W Polsce powszechnie uznano te upodobania za przejaw zniewieściałości. Na dworze Henryka było wielu mężczyzn malujących sobie twarze, strojących się w klejnoty i perfumy. Podobno niektórzy z nich pełnili funkcję królewskich kochanków. Henryk nie znał polskiego, więc udział w życiu publicznym niezmiernie go nudził. Wieczory i noce spędzał na rozrywkach, za dnia najchętniej spał. Aby uniknąć przyjmowania interesantów potrafił spędzić dwa tygodnie w łóżku, pozorując chorobę. Grał w karty i przegrywał olbrzymie sumy, pobierane ze skarbu państwa. Na wydawanych przez króla ucztach występowały nagie dziewczęta. Nie traktował poważnie obowiązków królewskich.

Niebawem, w czerwcu 1574 r., Henryk odebrał wiadomość o śmierci brata (30 maja), króla Karola IX. Kilka dni później, nocą z 18 na 19 czerwca 1574 r. potajemnie, nie zasięgnąwszy rady senatu, w przebraniu, opuścił Wawel i udał się pospiesznie w kierunku granicy. Królowi towarzyszyli jego lokaj Jan du Halde, dworzanin Gilles de Souvré, lekarz Marek Miron i kapitan gwardii Mikołaj de Larchant. Odjazd króla zauważono jednak i natychmiast wyruszyła za nim pogoń kierowana przez kasztelana wojnickiego Jana Tęczyńskiego. Kiedy orszak Henryka zbliżał się do granicy zauważył go starosta oświęcimski, który zrzucił ubranie, skoczył do rzeki i płynąc w kierunku króla krzyczał: "Najjaśniejszy panie, czemu uciekasz?" Tuż za granicą (według tradycji: na rogatkach Pszczyny) dopadł Henryka pościg wysłany z Krakowa. Henryk odrzucił prośby o powrót do kraju i ustanowienie przed oficjalnym wyjazdem rządów zastępczych. Obiecał, że za kilka miesięcy powróci. Nie zrobił tego. Biskup Karnkowski wysłał do Francji delegację z Janem Dymitrem Solikowskim na czele, która bezskutecznie w Chambery namawiała Henryka do powrotu.

Przebywający w Krakowie ministrowie i senatorowie małopolscy zawiadomili o wyjeździe króla Wielkopolan i Litwinów. Prymas zwołał na koniec sierpnia sejm. Prawie wszyscy senatorowie byli początkowo przeciwni ogłoszeniu bezkrólewia i nowej elekcji, natomiast większość posłów uważała, że potajemny wyjazd Henryka uwalnia poddanych od zobowiązań wobec monarchy i pozwala na wybór nowego. W wyniku długich dyskusji 15 września wysłano poselstwo (Tomasz Drohojewski) z listem do króla, wyznaczając mu jako ostateczny termin powrotu do kraju 12 maja 1575 r. Zapowiedziano jednocześnie, że w razie niedotrzymania tego terminu Henryk utraci tron. Henryk obiecywał posłom sejmowym szybki powrót. W kraju miały działać do tego czasu konfederacje szlacheckie i kapturowe, podobnie jak w czasie poprzedniego bezkrólewia. Henryk Walezy nie spełnił obietnicy powrotu, uznano więc tron za pusty i zapowiedziano nową elekcję.

Krótkie panowanie Henryka Walezego na Wawelu było prawdziwym zderzeniem cywilizacyjnym pomiędzy rzeczywistością polską a francuską. Młodego króla i jego francuską świtę dziwiły urządzane przez polskich poddanych pijatyki, rozczarowało ubóstwo polskich wsi i surowy klimat kraju. Polacy natomiast uważali Francuzów za zniewieściałych, władcy mieli za złe cudzoziemskie stroje i zamiłowanie do biżuterii. Henryk zyskał przydomek "księcia Sodomy".

Co ciekawe, pod wieloma względami ówczesna Polska wyprzedzała Francję. Właśnie na Wawelu Walezy po raz pierwszy zobaczył wychodki, z których nieczystości odprowadzano poza zamkowe mury, i po powrocie do Francji nakazał zbudowanie takich urządzeń w Luwrze i innych pałacach. Minęło jednak sporo czasu, zanim francuscy panowie i dworzanie przyzwyczaili się do tej nowinki technicznej, zaprzestając załatwiania swoich potrzeb fizjologicznych do kominków i zamkowych sieni. Tak samo sprawa wyglądała z łaźnią (wanna i kurki z ciepłą i zimną wodą), a także widelcem – tych wynalazków Francuzi również nie znali.

Epopeja Sarmacka

Polowania na czarownice dawniej i dziś

konto usunięte2014-02-18, 19:34
Bardzo ciekawy materiał(uwaga długi) na znany i lubiany temat, ku uciesze przeglądających dokument wstawiam.
Dowiemy się z niego np. że
- kojarzenie palenia czarownic z epoką średniowiecza jest błędne
- protestanci bywali bardziej ciemni i fanatyczni niż katolicy
- I Rzeczpospolita będąc państwem bez stosów dla heretyków była jednak miejscem stosów dla czarownic
- znana księga "Młot na czarownice" figurowała w indeksie ksiąg zakazanych
- związek zawodowy rumuńskich czarownic przeklął tamtejszy rząd
- Arabia Saudyjska do dziś ma paragraf na używanie czarów
- oraz jak w służbie prawa praktykowano sobie hard porno(próby na czarownictwo kobiece)

Taki tam obrazek tytułowy

Jak zwalczano czarownice, czyli wyciąg z dziejów guślarstwa
Wiara w gusła, czary i moce nadprzyrodzone czarownic i czarowników, jest tak stara jak ludzkość, a jej formy przetrwały do dzisiaj. Jeszcze kilka lat przed ostatnią wojną w Warszawie odbył się proces czarownika, który okaleczył młodą dziewczynę w celu utoczenia z niej krwi, potrzebnej mu do jego magicznych praktyk lekarskich.

W czasach dzisiejszych wystarczy otworzyć gazetę lub włączyć telewizor by zauważyć całą masę ogłoszeń wróżek, wróżbitów i innych chiromantów, którym naiwni czy głupi ludzie skłonni są płacić dużo pieniędzy za ich usługi. Jest to lukratywny biznes przynoszący duże dochody, świadczy to zatem o skali zapotrzebowania w społeczeństwie. W Rumunii istnieje nawet związek zawodowy czarownic. Kiedy rząd rumuński zmusił czarownice do zarejestrowania biznesu i płacenia podatków od swego procederu i fiskalizowania usług, te najpierw rzuciły na rząd klątwę i urok, a kiedy to oczywiście nie podziałało wytoczyły rządowi proces sądowy.

Jakkolwiek wiara w czary, czarownice i ich moce w dzisiejszych czasach jest po prostu absurdalna i zasługuje na wyśmianie i potępienie, jako niegodne nowoczesnego człowieka. Nie powinniśmy jednak oceniać wieków dawnych przez pryzmat dzisiejszych standardów i wiedzy jaką posiadamy obecnie. Pamiętajmy, że ludzie w starożytności i średniowieczu nie mieli pojęcia o wielu naturalnych procesach fizycznych czy chemicznych zachodzących w środowisku i oddziałujących na ich życie czasem w sposób szkodliwy i niszczący. Stąd rodziły się podejrzenia i oskarżenia wobec osób które podejrzewano o kontakty z siłami zła, któremu osoby te miały zawdzięczać swe zdolności.

Jak już wspomniałem na wstępie wiara w czarownice i czary jest tak stara jak rodzaj ludzki. Pierwsze odnotowane wzmianki o wrogim czarostwie znajdują się w najstarszych zachowanych kodeksach prawnych starożytnego Egiptu i Babilonu (Kodeks Hammurabiego). Także w Starym Testamencie (Księga Powtórzonego Prawa) można odnaleźć wzmianki co zrobić z osobą praktykującą magie i czary.

W czasach rzymskich prześladowania czarownic przybierają na sile. W roku 331 p.n.e zabito 170 kobiet oskarżonych o sprowadzenie epidemii, w roku 184 p.n.e. zabito 2000 kobiet za czarostwo (veneficium) a w latach 182-180 p.n.e. 3000 kobiet zabito w związku z plagą pustoszącą imperium. Prześladowania czarownic trwały w Rzymie aż do IV w n.e. kiedy to wprowadzenie chrześcijaństwa, jako religii państwowej zahamowało tymczasowo ten obłęd. Jordanes kronikarz bizantyjski wspomina w swym dziele „Getica” o prześladowaniach czarownic u Gotów.

Wczesne chrześcijaństwo ostro potępiało i zwalczało polowania na czarownice. Dla przykładu można wspomnieć o soborze w Paderborn z 785 r. zakazującego procesów o czary i nakładającego karę śmierci na osoby łamiące to prawo, prawa te potwierdził następnie Karol Wielki na soborze w Frankfurcie w 794r. Także kodeks Lombardzki z 643 r. zakazuje i potępia wiarę w czarownice i czary. W roku 1100 r. król Węgier Koloman wydał dekret zakazujący w całym swym królestwie ścigania czarownic „gdyż te nie istnieją”. Biskup Wormacji Burchard w swym dekrecie z około 1020 r. ostro potępia prześladowania niewinnych kobiet oskarżonych o czarostwo. Papież Grzegorz VII w swym liście z 1080r do króla Danii zakazuje procesów o czary.

Sądy kościelne pozostawały bardzo sceptyczne w stosunku do procesów o czary i zajmowały się nimi niechętnie. W średniowieczu procesy o czary były domeną sądów świeckich. Jeśli już dochodziło do procesu o czary przed trybunałem inkwizycyjnym było to tylko dodatkiem do oskarżenia o herezje, które było bardzo poważnym zarzutem. Jak np. w czasie procesów sekty Katarów, w których nauczaniu dopatrzono się elementów czarnej magii.

Większość inkwizytorów po prostu nie wierzyła w czary. Tak było w przypadku słynnego procesu Madonna Oriente w 1384 r. kiedy dwie kobiety przywiedzione do sądu zeznawały, że praktykują magie i należą do grupy religijnej zbierającej się w domu pewnego bogatego Mediolańczyka w celu czczenia Madonny Oriente. Kobiety zostały zwolnione i pouczone by trzymały się z dala od tego typu spraw. W drugim procesie, 1390 r. nie miały już tyle szczęścia i zostały skazane na stos. Ważną osobą kościoła nauczającą przeciw procesom o czary był święty Bernard ze Sieny, który wypowiadał się także na problemy trapiące społeczeństwo jak hazard , sodomia i rujnująca ludzi lichwa praktykowana przez Ż__ów.

Prześladowania czarownic wzmagają się w późnym średniowieczu, by przybrać formę masowego obłędu w renesansie, absurdalnie raczej przeciwstawianego „barbarzyńskim” wiekom średnim, jako czas oświecenia. Do największych prześladowań dochodziło w protestanckich landach Niemiec oraz w Szwajcarii i Niderlandach. Wielki wpływ na wywołanie histerii miała publikacja w 1478r książki Malleus Meleficarum (Młot na czarownice) autorstwa Heinricha Kramera i Jacoba Sprengera, mnichów dominikańskich. Oraz bulla papieża Innocentego VII (sankcjonująca polowania na czarownice) wydana na prośbę Kramera i Sprengera, którym lokalni biskupi odmówili pomocy w tępieniu czarownic.

Wart wspomnieć, że to właśnie Innocenty VII bardzo źle zapisał się w historii kościoła zezwalając na handlowanie odpustami. Był to tylko jeden z sygnałów alarmujących kościół o pogłębiającym się na wielu płaszczyznach kryzysie. Książka ta została szybko zakazana przez kościół w 1490 r. Ale dzięki wynalezieniu prasy drukarskiej szybko się rozpowszechniła ( 14 wydań do 1520 roku) i stała się wpływowym podręcznikiem dla wielu pokoleń sędziów i prokuratorów. Wskazując jak wykryć, rozpoznać i ukarać czarownice. W 1538 r. Hiszpańska Inkwizycja instruowała swych inkwizytorów by nie wierzyli w to, co jest napisane w Malleus Maleficarum. Na język polski przetłumaczył ją w 1614 r. niejaki Ząbkowic.

W Polsce gdzie procesy o herezje i kacerstwo były stosunkowo rzadkie, procesy o czary były powszechne i na porządku dziennym. Te morderstwa sądowe nie przybrały jednak takich rozmiarów jak w Niemczech. Z Niemiec szaleństwo to rozłaziło się po całym kontynencie. Fakultet prawniczy w Getyndze wydał orzeczenie, że dopóki czarownica ma włosy na ciele dopóty diabeł ma nad nią moc, a w momencie, kiedy się czarownice „odwłosi” diabeł traci moc.

Fakultety filozoficzne prowadziły rozprawy na temat ile diabłów może się zmieścić na czubku szpilki a matematycy układali tablice statystyczne „zadiablenia” Niemiec przez różne rodzaje diabłów. Członkowie miejskich sądów „prawa magdeburskiego” albo patrymonialne sądy dziedzica czy też wiejskie sądy ławnicze. Szczerze wierzyły, że czarownice odpowiedzialne są za klęski takie jak posuchy, gradobicia czy choroby zwierząt i ludzi. Wierzono, że czarownica nabiał umie zepsuć albo dzieci morduje by z nich maść czarodziejską zrobić. Na podstawie takich oto niedorzecznych „dowodów” sądy poddawały niewinnych ludzi najokrutniejszym torturom i wyrokom. Prawo niemieckie przyjęte i zwane u nas „Saksonem” w artykule 13 postanawia.

„ Każdy chrześcijanin, który jest heretykiem lub trudni czarostwem lub truciem, ma być na stosie spalony”

Wzorując się na niemieckiej ustawie Constitutio Criminalis Carolina zwaną potocznie „Karoliną” sejm uchwalił w 1543 r. ustawę, która przekazywała sprawy o czary przeciw czarownicom sądom duchownym. A w tych przypadkach gdy w wyniku czarów powstała strata majątkowa lub na zdrowiu sprawę przejmował sąd świecki. Jako, że czary prawie zawsze wyrządzały jakaś stratę utrwaliła się w tych sprawach jurysdykcja świeckich sądów miejskich i wiejskich. W sądzie wiejskim we wsiach królewskich lub kościelnych proces przeprowadzała władza gromadzka w postaci wójta i siedmiu przysiężnych urzędujących przy uczestnictwie zastępcy dworu. W dobrach szlacheckich dominium sprawował pan na włościach. Często taki wypożyczał sobie sędziego z pobliskiego miasteczka razem z katem zwanym też „mistrzem” oraz pomocnikami zwanymi „hyclami”. Sądów takich było w Polsce kilkanaście tysięcy, czyli tyle ile miast i „państewek” szlacheckich.

Trzy rodzaje czarowników rozróżniano, pierwszy nazywał się species devinatoria i zajmował się wróżeniem o rzeczach przeszłych i przyszłych, drugi zwano species amatoria bo działali dla amorów lubieżnych nakłaniając kobiety i mężczyzn do lubieżności i ostatni species venefica lub malefica, najbardziej niebezpieczny bo z ich działalności wynikały nieszczęścia, śmierć i choroby. Nie dużo trzeba było by wdrożono postępowanie przeciw osobie podejrzanej o czary. Wystarczył donos skonfliktowanego lub zawistnego sąsiada, lub wskazanie kogoś jako wspólnika w diabelskich sztuczkach. Najlepszym jednak dowodem na czarostwo było przyznanie się osoby oskarżonej. W celu wydobycia obciążającego zeznania poddawano oskarżoną osobę torturom.

Zanim jednak przystępowano do tortur, czarownice „próbowano”. Praktyka sądowa znała pięć sposobów na rozpoznanie czarownicy. Stosowano próbę łez, próbę szpilkową, próbę ogniową, próbę wodna i próbę wagową. Próba łez polegała na tym, że sędzia zaklinał podejrzaną na łzy Jezusa Chrystusa, który krew swą na krzyżu przelał by łzy roniła jeśli jest niewinna jeśli winna aby łez nie roniła. Nawet jeśli sparaliżowanej ze strachu, przerażonej ofierze udało się zapłakać na rozkaz to nie zawsze ją to ratowało. Gdyż sędzia mógł to przypisać sztuczkom czartowskim. Stosowano więc następną próbę szpilkową po uprzednim wygoleniu wszystkich włosów na ciele czarownicy.

Próba szpilkowa polegała na kłuciu brodawek, znamion czy innych plam na ciele, które uważano za diabelską pieczęć. Miejsce takie miało odznaczać się tym, że krew z niego nie leci. Najczęściej stosowano próbę wody, zabierano wtedy oskarżoną nad jezioro lub rzekę. Wiązano jej prawą dłoń z lewą stopą i lewą dłoń z prawą stopą i wrzucano na linie do wody. Jeśli wrzucona tonęła natychmiast był to dowód na niewinność jeśli zaś unosiła się na wodzie był to znak, że jest czarownicą. W niektórych miastach stosowano próbę ważenia. Utarł się pogląd, że czarownica za sprawką szatana jest lżejsza od pierza. Jeśli kobieta ważyła mniej niż określał przepis stanowiło to dowód jej winny jeśli ważenie dało wynik korzystny uzyskiwała certyfikat wagi i mogła odejść.

Przebieg procesów i tortur znamy z zachowanych do dziś akt sądowych. Prym w paleniu czarownic w Polsce wiodło miasto Poznań. W roku 1544 spalono tam Dorotę Gnieczkowską za trudnienie się wróżeniem. Także w Poznaniu uwięziono pod zarzutem uprawiania czarów Katarzynę z Nowca , nie przetrzymała ona procesu i zmarła w więzieniu. Jej zwłoki kat spalił pod szubienicą.

Zachował się protokół procesu o czary we wsi Wierzbocice z 1699 r . Szlachcic Jaroszewski oskarżył Annę Ratajkę, chłopkę o czary i szkodzenie jego gospodarstwu. Na pierwszych torturach Anna Ratajka nic nie zeznała wzywała tylko do pomocy Najświętszą Pannę Marie i Najświętszy Sakrament oraz ludzi błagała o zmiłowanie. Wieczorem tego samego dnia wieczorem zabrano ją na drugie tortury, na których w mękach, oszalała z bólu zaczęła zeznawać nonsensy. Zeznała, że czarować nauczyła ją Jagna Łakomianka z Wierzbocic, że „przykrasiła” jej diabła, z którym „wesele miała”, że na sabacie na Łysej Górze bywała.

Wymieniła też kobiety z sąsiednich wsi Chwalibogowa, Skarboszewa, Ciążenia, z którymi razem na sabat latała. Wszystkie choroby bydła w oborze Jaroszewskiego przypisywała czarom także nieurodzaj. Agatę Korfankę oskarżyła o to, że ukradła Pana Jezusa na odpuście i na Łysej Górze smagała aż krew popłynęła. Siebie oskarżyła o to, że dziecko zatruła i oddała diabłu na Łysej Górze. Zeznała też, że deszcz zatrzymała i proszki trujące sporządzała z trupich koszul i żab parszywych. Odprzysięgła się i innymi Boga Stwórcy i Matki Chrystusowej. Sąd skazał na stos Annę Ratajkę i cztery obciążone przez nią kobiety. Karę obostrzono dla Agaty Korfanki, która ważyła się zbezcześcić Najświętszy Sakrament. Skazano ją dodatkowo na to by „ręce obiedwie jej po kikut smołą i siarką polane w górę wyniesione i tak gorzały za to. iż się ona ważyła dotykać Najświętszego Sakramentu, a to na ukazanie wszystkich ludzi, aby się złego wystrzegali, a do dobrego pobudkę mieli.”

W Krowodrzy w roku 1698 sąd gromadzki sądził sprawę Stanisława Dutki. Opowiadał on brednie o tym, że Regina Budzynka jest czarownicą, bo na jego miedzy gałązką kropiła, wierzbą trzęsła, bez opasywała powrósłami i garnki napełnione „czarostwem” na jego ziemi zostawiła. W tym przypadku sąd wykazał się rozsądkiem i po przysiędze złożonej przez Budzynkę, że czarownicą nie jest ukarał oszczercę.

W Siarach w roku 1610 pokłóciła się Szczęsna Szczepanka ze Stanisławem Kołodziejem i pomówiła jego żonę o czary. I tym razem sąd nie dał wiary oskarżeniom i po przysiędze żony Kołodzieja, że czarownicą nie jest, zwaśnione strony musiały przyrzec, że więcej nie będą sobie takich zbrodni „wymiatać”

W Jadownikach 30 kwietnia 1698 roku rozpoczął się proces Reginy Białej oskarżonej o czary. Zwyczajowo zastosowano prawo magdeburskie, po torturach, na których się przyznała do bycia czarownicą skazano Reginę na stos. Widocznie sąd gromadzki przestraszył się konsekwencji własnej głupoty, bo „sam nisko do nóg upadłszy Wielmożnej Dobrodziejce” błagał o darowanie Reginie życia. Dobrodziejka darowała życie oskarżonej, ale zasądziła ją na zapłacenie „ekspensów prawnych” i „mistrzowskich”, kar pieniężnych dla dworu i danie wosku dla kościoła. Kara nie ominęła oskarżycieli, którymi byli Duda, Gąsior i Kurowski, którzy ja oskarżyli „ a na żadnym pewnym uczynku doskonałym nie dociekli”. Musieli zapłacić grzywny dworowi, sądowi i dać wosk dla kościoła, ponadto trzy razy musieli leżeć krzyżem w kościele w czasie nabożeństwa. Łagodna to kara za to, że narazili inną osobę na groźbę utraty życia.

Sąd miejski w Kozienicach w 1625 roku spalił siedem kobiet przypisując ich czarom posuchę. Sąd w Turku spalił Annę Jedynaczkę i Annę Bogdankę, bo były „w przymierzu z diabłem do złych uczynków”. W roku 1664 spalono Agnieszkę Podolankę, bo „ z diabłami konferencje odbywała i ludziom szkodziła na zdrowiu”.

W roku 1645 spalono Reginę Boroszkę ze Stęszewa, bo zeznała, że spółkowała z czterema diabłami: Rokickim, Tchórzem, Trzcinką i Rogalińskim.

Dorotę Pilecką, żonę szewca spalono w Kęcicach. Po tym jak znaleziono u niej martwego nietoperza, co było wystarczającym dowodem jej winy i „ kaci ją na stos przyprawili i takowy zażegli, aż dymy srogie buchnęły, z których niegodna przykład zacny a ustraszenie białym głowom czyniąc, głosy żałośnie strzeliste często puszczała, aż zasię w dymach zdławiona, nad zachodem zgorzała. Lud zasię sławiąc sprawiedliwość a mądrość sądu, do domiech z ukontentowaniem szedł.”

Przytoczone tu przykłady są tylko kroplą w morzu, tysięcy znanych przypadków procesów o czary. Ciężko to sobie wyobrazić, ale polowania na czarownice przeciągnęły się na cały XVIII w. Ostatnim odnotowanym procesem o czary na ziemiach polskich była sprawa dwóch kobiet spalonych na stosie w jakimś miasteczku na granicy z Prusami. Kobiety owe miały rzekomo czerwone, zapalone oczy (infekcja?), a bydło ich sąsiada chorowało(niefortunny przypadek?). Władze Poznania dowiedziawszy się o tej sprawie natychmiast wysłały zakaz wykonania wyroku.

Jednak zanim zakaz doszedł z czarownic został tylko popiół, był to rok 1793! Nawet w XIX w zdarzały się przypadki pławienia i topienia kobiet oskarżonych o czary tak jak w Chałupach koło Wejherowa w 1836 r. czy Dżurkowie koło Stanisławowa w 1872 r. A w roku 1874 powieszono na drzewie czarownika w Bysinie w powiecie myślenickim. Były to jednak akty samosądu, zabobonnego ciemnego tłumu. Władze w tym udziału już nie brały i pociągały do odpowiedzialności osoby popełniające te zbrodnie. Sejm w roku 1776 podjął uchwałę zabraniającą sądom stosowania tortur i rozpatrywania spraw o czary. Dyskusję w sejmie sprowokowały wydarzenia z Doruchowa gdzie w 1775 roku zamordowano 14 kobiet.

Ale żeby nie było tak przerażająco przytoczę dwie raczej zabawne historyjki. Mianowicie w roku 1789 ofiarą własnej głupoty i cwanej baby, padła grupa niemieckich kolonistów, osiedlonych w Mierzwicy obok Kulikowa. Koloniści ci przetracili rządowe dotacje na hodowle rabarbaru i postanowili uciec do rodzinnego Palatynatu. Wiedząc jednak, że granice są dobrze strzeżone poprosili o pomoc czarownice niejaką Jędrzejową ze Skwarzawy. Ta cwana kobieta obiecała naiwnym Niemcom po uprzednim zabraniu resztek pieniędzy jakie posiadali. Że przy pomocy bajkowego króla Mikity przeniesie ich w jedną noc do Niemiec i tam obdaruje złotem. Gdy pomoc Mikity zawiodła spróbowali normalnej ucieczki, lecz zostali złapani i postawieni przed sąd, którego tak się obawiali. W trakcie procesu zostało ujawnione oszustwo czarownicy.

W roku 1783 chłopi pławili konowała by się przekonać czy jest czarownikiem. Nieborak szedł na dno jak kamień, więc go z wody wyciągnięto i orzeczono, że jest niewinny. Gdyby wartki nurt rzeki zniósł go, tłum mógł go pobić a nawet zabić. Zadowoleni z wyniku próby chłopi zrobili na konowała składkę i tryumfalnie zanieśli do gospody.

Prawdziwa liczba ofiar polowań na czarownice jest nieznana. Wiemy na pewno na podstawie zachowanych dokumentów sądowych z całej Europy i Ameryki, że 12 000 procesów zakończyło się egzekucją. Badacze tematu są podzieleni co do liczby ofiar jednak uznaje się, że w okresie od 1450 r. do 1750 r. zamordowano nawet 80.000 ludzi, z czego 75%-80% to kobiety.

Wiek XXI nie jest wolny od polowań na czarownice. Do wypadków palenia ludzi na stosie regularnie dochodzi w wielu krajach afrykańskich. Czasem przy wsparciu władz, tak jak w Gambii gdzie nagonka na czarownice została zainicjowana przez prezydenta Yahya Jammeh. Do oskarżeń kobiet o czary dochodzi w Indiach i Papui Nowej Gwinei.

W Indiach często używa się tego typu oskarżeń w celu wyrugowania kobiet z ziemi lub domu zmuszając je w ten sposób do opuszczenia wioski, częstym powodem pomówień jest odrzucenie przez kobietę seksualnych propozycji mężczyzn. Szacuje się, że tylko 2% takich przypadków zostaje zgłoszona na policję.

Arabia Saudyjska jest krajem gdzie zgodnie z kodeksem karnym, paranie się magią i czarami pozostaje przestępstwem kryminalnym karanym śmiercią. Każdego roku dochodzi tam do egzekucji osób uznanych za czarownice i czarowników. 12 grudnia 2011 r. Amina bint Abdulhalim Nassar została ścięta w prowincji Al Jawf. 19 czerwca 2012 roku ten sam los spotkał Muree bin Ali bin Issa al-Asiri w prowincji Najran.
tojuzbylo.pl/wiadomosc/malleus-maleficarum-czyli-w-czarownice-wierzono...

Na koniec coś ode mnie, czego tu nie ma. Hiszpańska inkwizycja najwcześniej, gdy reszta Europy jeszcze wariowała, zwalczyła paranoję polowań na czarownice. Specjalny zjazd, roku nie pamiętam , ustalił ponownie, że wiara w czary jest tworem chorej imaginacji. Od tej pory w Hiszpanii nie ścigało się za czary a donosy o tym były karane, Inkwizycja zaś ścigała realnych wrogów- agentów reformacji. Wyczytane w "Historii Hiszpanii".

Historia Jacka Johnsona

Sylarr2014-02-18, 14:16
Historia o Jacku Johnsonie, pierwszym murzyńskim pięściarzu, który został mistrzem świata w boksie.

Stare dobre vokale

debaser2014-02-15, 22:38
Zdaje sobie moi drodzy sprawę, że to nic sadystycznego, Chyba najbardziej rozpoznawalne vokale z nurtu grunge. Z pewnością nie jeden z was słuchał tego w latach 90-tych. Pozdr.



RIP Layne

„Cyrk Skalskiego” – Polacy nad Afryką

konto usunięte2014-02-15, 16:46
71 lat temu powstała jedna z najsłynniejszych polskich jednostek lotniczych II wojny światowej – Polski Zespół Myśliwski. Dzięki brawurowym wyczynom w powietrzu był nazwany „Cyrkiem Skalskiego”. Kilkunastu pilotów w ciągu dwóch miesięcy 1943 roku strąciło nad Afryką Północną 28 maszyn wroga. Stali się najlepszą aliancką eskadrą na tym terenie.


Supermarine Spitfire Mark IXCs Polskiego Zespołu Myśliwskiego („Cyrk Skalskiego”), będącego częścią 145 Dywizjonu RAF, podczas rozruchu silników na lotnisku Goubrine w Tunezji. Na pierwszym planie Spitfire EN315 ZX-6 dowódcy eskadry Stanisława Skalskiego, w tle widoczny Spitfire EN261 ZX-10. Fot. Wikipedia

– Pomysł utworzenia specjalnej eskadry lotniczej powstał pod koniec 1942 roku w brytyjskim Dowództwie Lotnictwa Myśliwskiego – opowiada Leszek Malinowski, historyk. Tłumaczy, że przed planowanym na 1944 rok lądowaniem w Europie alianci chcieli, by ich lotnictwo we współpracy z wojskami naziemnymi nabrało większego doświadczenia.

Jedynym miejscem, gdzie armia brytyjska walczyła wówczas na lądzie z Niemcami, była Afryka Północna. W Tunisie ścierały się 8 Armia Brytyjska z niemiecką 5 Armią Pancerną i 1 Armią włoską. Brytyjczykom brakowało tam wsparcia z powietrza.

Dlaczego wybrano Polaków? – Nasi piloci myśliwscy w Wielkiej Brytanii mieli już swoją markę, a sławę zdobyli m.in. w czasie bitwy o Anglię – wyjaśnia historyk.

Dowództwo brytyjskiego RAF-u wysłało depeszę do swoich oddziałów w Afryce Północnej, proponując oddelegowanie tam jednostki polskiej. „Moglibyśmy wybrać i wytrenować zespół składający się z dwunastu do piętnastu prawdziwych asów i wysłać do Was. Mielibyście grupę prawdziwie doświadczonych tygrysów” – napisano w depeszy.



Polski Zespół Myśliwski w Afryce Północnej. Grupa lotników przy samolocie Spitfire. W kabinie widoczny por. Ludwik Martel. Na skrzydłe siedzi kpt. Stanisław Skalski. Fot. NAC


Ogłaszając nabór do nowo tworzonej eskadry polskiej, poprzeczkę ustawiono wysoko. Kandydaci musieli mieć za sobą co najmniej roczną służbę w dywizjonie myśliwskim i 30 wykonanych lotów bojowych. Zgłosiło się 68 ochotników, wybrano 15 najlepszych.

– Eskadra, nazwana Polskim Zespołem Myśliwskim, składała się z samych profesjonalistów. W większości byli to wychowankowie Szkoły Podchorążych Lotnictwa w Dęblinie i absolwenci przedwojennego Wyższego Kursu Pilotażu – mówi Leszek Malinowski. Każdy z nich miał spore doświadczenie z walk w Polsce, we Francji i Anglii.

Dowódcą grupy został kpt. pil. Stanisław Skalski, który już wtedy uchodził za jednego z najwybitniejszych lotników polskich. Walczył m.in. w składzie brytyjskiego 501 Dywizjonu Myśliwskiego w bitwie o Anglię.

Po raz pierwszy zespół zebrał się w Wielkiej Brytanii 13 lutego 1943 roku i tę datę uznaje się za początek istnienia eskadry. Dwa tygodnie później Polacy wypłynęli do Afryki, a 7 marca podporządkowano ich 145 Dywizjonowi Myśliwskiemu RAF w Tunezji.

Polacy otrzymali dziesięć nowoczesnych i szybkich myśliwców Supermarine Spitfire Mk-IX z namalowanymi na nich biało-czerwonymi szachownicami. Dostali zadanie osłony alianckich lotów i wciągania do walki niemieckich myśliwców.

18 marca eskadra wykonała pierwszy lot bojowy, a już dziesięć dni później pokazała swój myśliwski kunszt. Tego dnia kpt. Skalski i por. Eugeniusz Horbaczewski zestrzelili dwa bombowe Junkersy. Kolejne dni to następne pokonane maszyny wroga. 11 kwietnia eskadra polska miała już na koncie dziesięć pewnych zwycięstw i trzy uszkodzone maszyny niemieckie.

Jednak dzień największego triumfu był dopiero przed nimi. 20 kwietnia podczas powietrznego patrolu Polacy zaatakowali konwój 20 niemieckich i włoskich samolotów. Walcząc z trzykrotnie liczebniejszym przeciwnikiem, w ciągu dwuminutowego starcia zestrzelili sześć maszyn, a jedną uszkodzili.

Dwa dni później powtórzyli swój sukces. – Natknęli się na formację transportowych maszyn osłanianych przez blisko 30 myśliwskich Messerschmittów. Zestrzelili sześć nieprzyjacielskich samolotów, a resztę rozpędzili – opowiada historyk.

Od tego czasu zespół polski z powodu niesamowitej skuteczności i brawurowych wyczynów w powietrzu zaczęto nazywać „Cyrkiem Skalskiego”. 6 maja 1943 roku „Cyrk” odniósł dwa ostatnie zwycięstwa. Tydzień później skapitulowały oddziały nieprzyjacielskie w Tunisie i eskadra zakończyła działalność bojową.

Przez dwa miesiące walk w Afryce 15 polskich pilotów zestrzeliło 28 samolotów przeciwnika, a kolejne dziewięć uszkodzili. Stracili przy tym tylko jednego lotnika – por. Mieczysława Wyszkowskiego, który 18 kwietnia po trafieniu przez nieprzyjaciela musiał lądować za linią wroga i trafił do niewoli.

Polacy byli najskuteczniejszą jednostką myśliwską walczącą nad Afryką w składzie RAF-u. Potwierdził to pochwalny telegram od marszałka Williama Sholto-Douglasa, dowódcy lotnictwa myśliwskiego RAF. „Z dumą patrzymy na Wasz wynik. Nie zważając na osobiste bezpieczeństwo, polscy piloci spełnili swoje jedyne pragnienie – strącić Szwaba z nieba” – napisał w nim brytyjski dowódca.

źródło:
polska-zbrojna.pl/home/articleshow/11458?t=-Cyrk-Skalskiego-Polacy-nad-Afryka-

Oznaczenia wiekowe materiałów są zgodne z wytycznymi
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na 6 miesięcy. 6,00 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem