Niezmiennie mnie to bawi! 
Gimnazjaliści w większości są przekonani, że to oni ten "slang" wymyślili  

  Bez skrępowania używają przy nauczycielach określeń, które funkcjonowały już, kiedy ich rodzice walili kupę za firaną i na chleb wołali "jeb". Przekonani są, rzecz jasna, że nikt ich wtedy nie rozumie.
Gibon, z tego, co pamiętam, oznaczał jeden gram (podobnie do gieta) zioła, a nie "jeden, dwa, cztery lub więcej".