A wiecie co jest najgorsze? Że ci ludzie którym rozdawał wardęga rzeczy, "mieszkają" w centrum Warszawy (niedaleko pałacu kultury) gdzie obok nich normalnie przechodzą ludzie w drogich płaszczach, wracają z zakupów świątecznych albo kij wie co jeszcze. Ostatnio jak tam byłem to wchodzę na górę i widzę że siedzi sobie taki bezdomny dziadek (nie, nie menel) trzyma kartkę z napisem "NA ŻYCIE" i śpiewa kolędy. No serce mi się ścisnęło. Zawsze jak jestem w centrum i widzę takiego naprawdę potrzebującego to wrzucę mu coś do kubeczka mimo że samemu mi się nie przelewa. I jest taki jeden co podejdzie z kubkiem pod złotymi tarasami i mówi że na flaszkę to jak mam jakieś żółciaki to i jemu wrzucę