Parę lat wstecz byliśmy na spotkaniu ze znanym himalaistą. Wchodzimy do auli. Zajmujemy miejsca. Panowie techniczni rozkładają sprzęt - rzutnik cyfrowy, laptop, ekran, głośniki. Nadchodzi godzina, ale bohatera wieczoru nie ma. To zima, niewielka miejscowość w górach - warunki pogodowe jak w Nepalu, więc mamy opóźnienie. Wszystko już gotowe, dzieci szepczą, babcie plotkują. W pewnym momencie ekran gaśnie, włącza się wygaszacz ekranu z laską ssącą ostro gałe jakiemuś murzynowi. Takiego sprintu jednego pana technicznego do touchpada nie widziałem nawet na Olimpiadzie
Oczywiście na sali śmiech, łzy, dzieci z zasłoniętymi oczami