Ja jak chodziłem kiedyś do LO to biurko zawsze stało na drewnianym podejście. Mieliśmy babę od Niemieckiego - taką jędzę, której nikt nie lubił. Na tłusty czwartek miała oblizane pączki, ale największą radochę dawało nam podstawienie jej pułapki na myszy koło biurka - tak żeby widziała. Mówiliśmy, że po klasie gonią myszy. Było po lekcji
Jeden z kolegów potem miał problem, że się nad nią znęcamy psychicznie. Szkoda, że to były czasy aparatów VGA za milion kieszonkowego