Wysłany:
2014-04-10, 2:30
, ID:
3112348
18
Zgłoś
Weź sp🤬alaj.
Poniedziałek. Jadę na uczelnię. Stoję na przystanku autobusowym. 50 metrów dalej jakieś wykopki, robotników nie ma - dlaczego? Nie wiadomo. Wykop blisko jezdni więcej jeden pas wyłączony z ruchu i do połowy zastawiony barierkami. Jedna z barierek została wcześniej potrącona przez jakiś samochód (zapewne), więc leży na płask zajmując drugą część pasa. Zagrożenie drogowe pierwszego stopnia myślę sobie widząc motocyklistę który mało co na nią nie wjechał. Poszedłem, podniosłem, przerzuciłem na pobocze, upieprzywszy sobie przy tym dłonie. W tym momencie przyjeżdża straż drogowa (ewidentnie po to by barierkę uprzątnąć, w końcu po co sobie brudzić rączki, lepiej zadzwonić po służby), parkuje, z samochodu wyskakuje wąsaty pulpet z pretensją "Dlaczego to niszczę mienie publiczne". Dawno temu tak się nie zagotowałem - skończyło się jednak tylko na wiązance bluzgów z obu stron. Słowo daję, czasami żałuję że mam takie opory przed wyj🤬iem komuś w mordę, ale z drugiej strony może to i dobrze, dzięki temu życie łatwiejsze... Yhhh... aż się znowu znowu zagotowałem pisząc to. Jeszcze raz c🤬j Ci w dupę jeśli to czytasz, j🤬y plebsie ze straży.