To wszystko jest zrobione tak, aby oszukać ludzi że mają obowiązek się zamknąć a jednocześnie aby prawnie rząd nie poniósł konsekwencji takich działań. Wszyscy powinni się natychmiast otworzyć i to bez żadnych zabaw w "szkolenia, zakładanie partii politycznych w klubach " itd. tylko normalnie jak dawniej.
Hm chyba nikt nie pomyślał o tym że skoro takim razie wszystkie lokale i inne rzeczy zostały zamknięte bezprawnie, to każdy z nich może pozwać teraz państwo i ubiegać się o odszkodowanie, a sprawa z automatu powinna być wygranaA za tyle firm a całym kraju za tyle miesięcy .. to by ruina państwa była
Dobra, wszystko fajnie, a jest tu ktoś, kto ogarnia temat w pełni od strony przepisów?
Bo tu mieliśmy standardową niestety polską sytuację, że (sorry sad but true) tępy urzędnik budżetówki ze szczątkową wiedzą o przepisach przyszedł odwalić głupie polecenie służbowe. I odbił się od ściany przepisów. Co i tak mnie dziwi, bo w innych sytuacjach już widziałem, jak policja wpiera działania takich cymbałów i zmusza takiego przedsiębiorcę do poddania się kontroli, czy innym czynnościom. Więc babka miała farta, że nasza policja to też dzieci we mgle, i że te akurat nie były agresywnie nastawione na wykonanie partyjnego polecenia.
Ale czy rzeczywiście nie ma przepisu pozwalającego wbić sanepidowi na niezapowiedzianą kontrolę (nie żywności) w przypadkach jawnego naruszenia przepisów, które rzeczywiście zagrażają konsumentom? Wyobraźmy sobie fantastyczną sytuację, że sanepid to organ działający dla dobra obywatela, a taka sytuacj ma miejsce... I co? Nie może wejść? Na 100% jest jakaś podstawa prawna, ale możliwe, że to nie kompetencje sanepidu.
Czy może ta kontrola żywności to właśnie taka furtka. Bo wystarczyłoby, że babka by powiedziałą, że tak, że przyszła na kontrolę żywności i kończy się "pyskowanie". Kontrola się zaczyna, przedsiębiorca ma udostępnić wszystkie pomieszczenia. I nie ma argumentu, że tam się gotuje - na raz dwa ma przerwać działania kuchni i udostępnić ją kontrolerowi. Odmawia? Szybka piłka - odmawia wpuszczenia kontrolera do pomieszczenia, na co jest paragraf. I nie ma argumentu, a pokaż zgłoszenie na podstawie którego kontrola - urzednik nie musi takiego pokazywać, a nawet nie może.
Fajnie się dzieje w kraju za nasze pieniądze. Sprzątanie tych niedziałających przepisów po pisiorach zajmie kolejne 2 dekady i ewentualni następcy będąmieli wymówkę, dlaczego nie ma postępów w działaniach ich rządu... I tak w kółko.
Popieram rękami i nogami. Niestety u nas występuje jeszcze jeden problem - jakoś tak wychodzi, że jako ogół jesteśmy tępi i sami sobie strzelamy w kolano. I gdyby taka słuszna inicjatywa wspólnego otwarcia wszystkiego na hurra by powstała, to niestety, ale miałoby to konsekwencje negatywne epidemiologicznie, co z kolei zmusiłoby władze do ostrzejszych działań. Dlaczego?
A no dlatego, że rozumnych istot pokroju tej babki z filmu, jest niewiele. Takich, co rzeczywiście zadbają o to, żeby w lokalu był utrzymany limit, żeby były te wszystkie płyny, maseczki i wszystkie ciulstwa obligatoryjne do tego, żeby było bezpieczniej. Ale nie, bo po co. I na 10 restauratorów, dwóch zrobi co trzeba, więc oczywiście nic to nie da, bo większość oleje temat i na siłę będzie próbowała ominąć przepisy.
Niestety, jako społeczeństwo jesteśmy debilami i ponosimy tego konsekwencje. Jasne, że to wynik niskiego zaufania do organów publicznych związany z ogólnym protestem i sprzeciwem nawet wobec działań rozsądnych - bo tak ich mało, że trudno wyłapać z gąszcza debilizmów, jakie ten rząd tworzy.
W wakacje byłem na hiszpańskich wyspach. Niby ograniczenia te same, ale jakoś nikogo nie boli, że są. Do sklepu bez maski nikt nie wpadnie na pomysł wejść. Jak się zapomni, to jest upominany uprzejmie i maskę zakłąda, albo się cofa do auta. Bez pyskowania, ze on ma astmę itd. W knajpach to samo (jeszcze otwarte były): wstajesz od stolika, idziesz do kibla, to zakładasz maskę. Normalny odruch, nikogo nie boli. Na plażach odstępy co 2m - bez cyrków zachowywane, bo każdy rozumie, po co są, a jak nie chce rozumieć, to też przestrzega.
I co najważniejsze - taka główna różnica: u nas publiczne komunikaty to zamordyzm i kij: "jak się nie dostosujesz, to cię rozstrzelamy, mandat 100 mln zł, itd". Tam z megafonów na plaży/ rynku spokojne info: "przede wszystkim zachowajmy zdrowy rozsądek i odpowiedzialność. Chronimy sami siebie"
Zdrowy rozsądek i odpowiedzialność u Polaków ehhh marzenia...