Jesteś skrajnie... piiii.. skoro uważasz, że fala jest dobra.. bo odsiewa obrażalskich...
[...]
Żarty z młodych są dobre, o ile zachowa się umiar, nie każdy jest silny psychicznie.. polecam obejrzeć Krolla to może troszkę ci się w tej główce rozjaśni...
To nie szkoła tylko k🤬a budowa. Tak już jest, że się robi nowym żarty jako etap inicjacji. I działa to całkiem nieźle, na kilku płaszczyznach:
- odsiewa obrażalskie c🤬ki (kojarzy mi się amerykański college z ichnymi "safe spaces")
- rozładowuje stres, bo wyobraź sobie, że po wkręceniu 'świeżaka' majster nie wyskoczy na niego z mordą o byle gówno
- integruje ekipę, i tak, tego świeżaka też, pod warunkiem, że nie łapie się w pierwszy podpunkt
Jak młody nie jest w stanie wytrzymać kawału w którym nikomu krzywda się nie dzieje, to jak będzie w stanie wytrzymać prace pod presją czasu, kasy, szefa, a nie daj Boże jeszcze gdzieś przy ruchliwej drodze?
Akcja, patrząc po blachach na aucie i tym jak stoi, dzieje się w UK. Gość wygląda jak ktoś w wieku mniej więcej końcówki naszego technikum, więc pewnie to jego pierwsza robota. Dostał j🤬ą piłe do betonu, obstawiam więc, że to nie pracownik umysłowy lub studenciak tylko robotnik fizyczny. Da sobie rade.
EDIT: a i jeszcze to uczy KRYTYCZNEGO MYŚLENIA, żeby nie łykać wszystkiego jak leci tylko ruszyć mózgownicą, a jak np kierownik (autorytet) mówi, żeby robić coś co nie zadziała, to dobrze jest nie brać jego słów za pewnik.
To o czym piszesz to praktyka korporacji, które są do przesady poprawne politycznie.
To skutkuje tym, że stosunki między większością ludzi są po prostu sztywne. Tworzy się walka o stołki, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone. Właśnie oskarżenia o mobbing, rasizm, seksizm i inne tego typu rzeczy potrafią według niektórych utorować sobie drogę do kariery, eliminując w ten sposób konkurentów.
Inna sprawa, że takie podejście względem szkoleń i bhp generuje mnóstwo wypadków. Wyłącza myślenie u pracowników, a nakazuje działać schematami. W ten sposób okazuje się, że ktoś przypadkiem wyłamie się poza schemat, a inni i powoduje kolizje na drodze innych. Przykład z firmy - ścieżki wyznaczone, przejścia oznaczone, świecą się na zielono, na czerwono jak jedzie wózek i dziesiątki piktogramów i znaków ostrzegawczych. No naprawdę tysiące rozwiązań. A tu nagle się okazuje, że ktoś robił porządek z paletami, odstawił jedną na drogę, ta zasłoniła widok pieszemu, a on wyszedł zza niej wprost pod nadjeżdżający wózek. Tłumaczył się tym, że nie widział światełka, które miga na wózku. A nie widział go bo nie zastanawiał się nad tym czy mu nic nie zagraża gdy wchodzi na drogę dla wózków, a nad tym czy miga światełko. Winą został obciążony gość, który postawił paletę na ścieżce.
Może i słusznie, ale w rezultacie dochodzimy do sytuacji, gdzie każdy nasz błąd zaczyna być możliwym powodem do winy. Nie dasz informacji, że kawa może być gorąca i ponosisz odpowiedzialność...
To z kolei generuje kolejne usztywnienie atmosfery w pracy, bo nikt nie może sobie pozwolić na nawiązanie bliższych znajomości, żeby nie naruszyć polityki wewnętrznej w zakresie przekazywania danych o swojej pracy osobom trzecim czy też możliwej protekcji.
No i przy okazji każdy się pilnuje, żeby nie popełnić jakiegokolwiek błędu i nie dać komuś szansy na wykorzystanie potyczki dla własnych celów.
Nie bez powodu mówi się o wyścigu korposzczurów. Korporacja natomiast doskonale o to dba, bo wie, że pracownik działający schematycznie i systemowo jest mniej skłonny do przedstawiania i realizowania własnych wizji, względem perfekcyjnego systemu opracowanego przez wybitnych inżynierów, którzy z samą pracą przy danej maszynie nie mają i nie mieli nic wspólnego. Tacy sami ludzie są od tematów społecznych, więc opracowują szkolenia i wpajają odpowiednie treści na każdym swoim spotkaniu. Wszyscy mają się dostosować do wytycznych. Z czasem wchodzi to w krew, ludzie się przyzwyczajają do tej atmosfery i wraz ze stażem, przekonanie do tych wartości wzrasta. Widać to dobrze po unijnych wymysłach typu ograniczenie jednostek dymu w wędzonych produktach, gdzie większość dostępnych na rynku, nie nadaje się do sprzedaży, a proces produkcji nie pozwala na jego ograniczenie, by pozostawić jakość.
Mniej więcej do takiego poziomu, że uznajesz to za coś dobrego i najlepszego, co kiedykolwiek wymyślono. Aż w końcu zaczynasz w to wierzyć. Przedstawia się to mniej więcej w takich słowach jak te:
![]()
podpis użytkownika
Każdy myślący człowiek jest ateistą.
Typowy tępy filutek nierozumiejący, jak wielkim skarbem są ludzie o większej wrażliwości (czyli: silniej odbierający bodźce). Właśnie przez takich jak ty nasza cywilizacja chyli się ku upadkowi.
Odporność buduje się indywidualnie. Jeden nabierze jej po miesiącu, inny po dwóch latach. Gwarantuję, że ten co jej nabierze po dwóch latach będzie przerastał o kosmos tego, który będzie miał ją po miesiącu.
Abraxus -> Właśnie w korporacji kolega doznał poparzeń trzeciego stopnia, dzięki wspaniałym przepisom BHP. Zgodnie z wytycznymi założył fartuch ochronny, którego konstrukcja była zupełnie nieadekwatna do warunków pracy. W przepisach była konieczność noszenia fartucha, więc zakładowy behapowiec zakupił to co było najtańsze, żeby wykazać oszczędności.
Gumowy fartuch stworzony raczej do ochrony przed opiłkami, w tym przypadku zatrzymywał wrzątek wlewający się pod niego, a po skrajnym poparzeniu po prostu przykleił się do skóry pracownika.
Inna sytuacja to konieczność noszenia okularów ochronnych w zaparowanym pomieszczeniu. Człowiek używający węży z wodą o temperaturze około 90 stopni był zobowiązany do noszenia okularów, które po około dwóch sekundach uniemożliwiały jakąkolwiek widoczność.
Jako pracownik masz wybór - albo stosujesz się do przepisów BHP i robisz krzywdę sobie i innym, albo MYŚLISZ i analizujesz zagrożenie.
W branży budowlanej nie pracowałem, ale znajomi też opowiadali mi wiele o BHP po polsku. Powyżej pewnej wysokości masz obowiązek noszenia szelek i przypinania się do odpowiednich mocowań. Na rusztowaniu o szerokości 6 metrów, dostali metrowe pasy do przypięcia się. Dzięki temu ich zasięg nie obejmował blisko połowy ich miejsca pracy. Pracodawca stwierdził, że spełnił wymogi. Inspekcja pracy potwierdziła spełnienie wymogów, bo w przepisach nie były ujęte długości pasów.
Z kolei na innej budowie, będąc na wysokości około 2,5 metra, dostali 3-metrowe pasy do szelek
Czyli w przypadku spadnięcia z rusztowania, pas kończył się poniżej poziomu ziemi. Inspekcja także nie miała zastrzeżeń, bo wymóg formalny został spełniony.
I jeszcze jeden przykład, tym razem z drogi. Na newralgicznym przejściu dla pieszych zamontowano fantastyczne, nowoczesne oświetlenie ledowe oświetlające przejście. Do tego dojeżdżając do niego mamy niemal dyskotekę - światełka w asfalcie, migające pomarańczowe ostrzegawcze, farba odblaskowa dookoła... I co? Z perspektywy kierowcy, w tym gąszczu migających światełek oraz kontraście pomiędzy samym przejściem, a terenem dookoła niego, pieszy znika. Znajdując się metr od przejścia jest całkowicie niewidoczny, choć on myśli, że go widać. W rezultacie ilość wypadków w tym miejscu się zwiększyła. Kierowcy mają większy problem z dostrzeżeniem pieszych, a piesi, będąc przekonani, że są na najbezpieczniejszym skrzyżowaniu, jakie w życiu spotkali, wchodzą na pasy bez zastanowienia, bo przecież wszystko tak dobrze oświetlone... poza nimi.
Aha, jeszcze jedno. Statystycznie większość wypadków wynika z błędów pracowników. W praktyce, schematy działań tworzone są przez różnych ludzi i wzajemnie się wykluczają. Inżynier procesu oblicza, że pracownik powinien wykonać zadanie w danym czasie - na przykład zabranie palety z magazynu, powinno zająć 3 minuty. W praktyce nie ma pojęcia, że palety są stackowane, więc pracownik musi zdjąć wszystkie z góry, żeby dostać się do tej na dole. Teoretycznie ma szansę się z tym wyrobić, jeśli odstawi palety z góry obok i po wyjechaniu z paletą docelową, pozostałe umieści z powrotem w tym samym miejscu. W praktyce okazuje się, że musi odstawić palety w miejscu niedozwolonym. Aby stosować się do poleceń BHP musiałby poświęcić na tę czynność około 20 minut. W tej sytuacji może pożegnać się z pracą, bo przecież inni robią to znacznie szybciej.
Mam wrażenie, że w Twojej firmie nie istnieje coś takiego jak entry level. Wydajesz się być klasycznym przykładem gościa z kadry zarządzającej, który proces zna tylko w teorii.
Miałem przyjemność pracować w korporacji, gdzie entry level istniał i był przestrzegany. Do tego regularnie kadra zarządzająca miała pracować na najniższych stanowiskach. Gość od BHP także zanim objął stanowisko musiał przejść przez poszczególne etapy produkcji. To pozwoliło na opracowanie systemu, który nie kolidował ze sobą i pozwalał na bezpieczną i możliwą do zrealizowania pracę, bez naginania przepisów.
A teraz pracuję sam dla siebie, a u swoich pracowników najbardziej cenię sobie myślenie, bo przekonałem się, że działanie według schematów przynosi więcej szkody niż pożytku.
podpis użytkownika
Każdy myślący człowiek jest ateistą.