zgadza się , moja babcia to miała, tak do połowy owrzodzone łydki , latami to miała. Leczenie właściwie polegało na zapobieganiu infekcjom i niedopuszczeniu do ubytków w tkance podskórnej . Dwa razy w tygodniu moczenie nóg , usuwanie zeschniętych strupów i martwego naskórka, smarowanie jakimiś płynami i kremami , opatrunek i bandaż . Ogólnie widok odrażający, ale nie czuła bólu . W takich nogach z chorymi żyłami , nie ma już czucia.
Po Rzeszowie chodzi bezdomny z zawiniętą nogą w worek foliowy. Ciekawe co tam musi być w środku. Widziałem podobne nogi u pewnej babci którą wywieziono na Sybir podczas wojny i odmrozila sobie nogi. Rany nie chciały się gonić. Babcia musiała codziennie zmieniać opatrunki. Ponieważ nie mogła za bardzo się przemieszczać. Chodziłem jej do apteki po leki. A z domu przynosilem obiady. Bo wnuki w dupie wszystko miały.
czy larwy w takim stanie szkodzą, pomagają, czy nie robią różnicy?