W zeszły czwartek byłam świadkiem pewnej radosnej sytuacji.
Na wstępie wyjaśnię, iż dorabiam sobie sobie na jednym z targów, odbywających się regularnie w jednym z małopolskich miast.
Prawdziwą plagą są tu cyganie, zjeżdżający się zarówno z różnych części Polski, jak i ze Słowacji, usiłujący natrętnie wcisnąć każdemu kogo spotkają komplet noży. ("Kupi noże! Zobaczy!").
Ostatnio pośród stałej stonki pojawiła się mała larwa - Słowacki Don Wasyl przytargał swoją najmłodszą latorośl w celu wdrożenia cyganiątka w fach i przy okazji znalezienie jej męża z innego stada. Dziewczę dostało od Don Wasyla pozwolenie na kupienie sobie czegoś ładnego za zysk. Wzięła to jednak zbyt dosłownie i radośnie przep🤬liła wszystko co zarobiła, czyli jakieś 15 euro. Król cyganów dostał p🤬lca i zaczął okładać małą kamieniem po głowie, twarzy, kopać po brzuchu, lać równo. Wtedy do akcji wkroczyła stara cyganka i postawiła się za dzieckiem, więc i ona dostała sromotny wp🤬l, a spasiony (bida u nich! Spuchnięty z głodu jak nic.) Don Wasyl teatralnie zaległ na fotelu w samochodzie, umierając na serce, bo taka strata pieniędzy.
Oczywiście dzielna ludność patrząc na całe widowisko "dyskretnie" pokazywała ich palcami i krzyczała, że cygany się biją.
Choć moim mistrzem była babka, która parę godzin wcześniej pozdrowiła cygankę tekstem: "niech ci c🤬j na grobie wyrośnie, babski sk🤬ysynu".
