Kwiecień 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30
Maj 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3 4 5
6 7 8 9 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31
Czerwiec 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30

Polska służba zdrowia

domix2t2013-05-30, 16:47
Oto dobry przykład jak działa nasza kochana służba zdrowia :

Pijany ginekolog wbił igłę w głowę noworodka

Podczas odbierania porodu, lekarz wkłuł się w pęcherz a potem w głowę noworodka. Lekarz jest zawieszony, sprawę bada prokurator.

Do wypadku doszło w niedzielne popołudnie, na oddziale ginekologii i położnictwa Szpitala na Wyspie w Żarach. Andrzej K. jest doświadczonym ginekologiem z długoletnim stażem. Cieszył się opinią fachowca. Tego dnia miał dyżur, podczas porodu był pijany, być może dlatego zamiast przekłuć pęcherz płodowy wkłuł się w główkę dziecka. Obrażenia noworodka były na tyle poważne, że lekarze uznali, iż wymaga konsultacji chirurga dziecięcego.

Maluch zaraz po porodzie został przewieziony do Zielonej Góry. - Przebywa obecnie na oddziale noworodkowym, jest w stanie śpiączki, ale oddycha samodzielnie - przekazała nam rzeczniczka szpitala wojewódzkiego Irena Billewicz-Wysocka. - W tej chwili trwają badania dziecka. Trudno powiedzieć cokolwiek więcej na temat jego stanu zdrowia.

Jak się dowiadujemy, przy noworodku jest jego rodzina.

- Lekarz, który odbierał poród został zawieszony w czynnościach - poinformował Wiesław Olszański, prezes żarskiej lecznicy.

- Czekam jeszcze na decyzję prokuratury, ale najprawdopodobniej pożegna się z pracą. Woń alkoholu wyczuł od niego ojciec dziecka i to on zawiadomił policję. Badanie potwierdziło, że miał prawie dwa promile alkoholu we krwi. Sprawę bada żarska prokuratura.

Nazistowskie ufo. Naziści pod ziemią.

Konto usunięte • 2013-05-30, 15:31
Czy to możliwe, żee podczas II wojny światowej Niemcy pracowali w podziemnym kompleksie na Dolnym Śląsku nad bronią, która mogła zmienić bieg tego konfliktu zbrojnego?





npn.org.pl/
Trzeba przyznać że gdyby nie dom lot byłby piękny. Ale niestety.... zgon



Info tłumaczone tanlatorem
Cytat:

"Miał miejsce wypadek przy wjeździe do tlenku wsi. Młody człowiek z samochodu Skoda Octavia na prostym odcinku wypadł z drogi i uderzył w kilka brzegu rowu. Następnie samochód wyskoczył w powietrze, przeleciał przez płot i pobiegł, aby chronić dom. Po zderzeniu samochód uderzył w ziemię ", powiedziała w piątek, policja rzeczniczka Tereza Neubauerová.

Na miejscu ingerować zawodowych strażaków z Jeseníku, wolontariuszy strażaków z Javorníku i polskich strażaków z Paczkowo. "Kierowca Strażacy, którzy pozostali, zatrzymany w samochodzie, uratowany i reanimowany, niestety na próżno," powiedział rzecznik Pravo straż pożarna ołomunieckim Vladimir Hacsiková.

Wszystko wskazuje na to, że samochód jechał za szybko. Jednak przyczyną tragicznych wydarzeń wypadku jest wciąż badany. "Samochód był efektem dalszego dochodzenia w sprawie zapewnione miejsce. Razem szkody szacuje się na około 150.000 koron, "powiedział rzecznik policji.

Iluzja

Konto usunięte • 2013-05-30, 13:48
Iluzja optyczna, czyli "o co k🤬a chodzi?".

Łada ściąga zło

zygmuntor2013-05-30, 18:01
Nie ma co opisywać, wystarczy cytat:
"Jobanyj w rot" - kierowca z kamerką o kierowcy łady, który okazał się przeciwnikiem patrzenia w prawo na skrzyzowaniu gdzie nie miał pierwszeństwa.
Akcja od 0:22

(Jobanyj w rot - dosł. "j🤬y w mordę", a metaforycznie "p🤬lony"). Zwrot używany do wyrażenia dezaprobaty czyjegoś zachowania.
źródło: liveleak.com/view?i=8d1_1369904170

Dwie sztuczki z pinezkami.

~Sunday2013-05-30, 10:09
Do ich wykonania wystarczy pudełeczko tych krótkich szpilek z płaską główką.

Do tematu był link ale w komentarzach narzekali więc się wysiliłem i wkleiłem cały ten tekst z WP.PL.

Cytat:

Na czym polega prawdziwa tolerancja wobec obcych? To jasne: trzeba dać się zarżnąć, zgw🤬cić lub przynajmniej pobić, a następnie – o ile się przeżyje – zapewniać, że nadal ma się bardzo pozytywny stosunek do imigrantów, zwłaszcza muzułmańskich. Niestety, nie dowiemy się, co o tym sądzi Szwedka Elin Krantz. Ona nie przeżyła - pisze Łukasz Warzecha w felietonie Wirtualnej Polski.

Zamieszki w Szwecji, protesty w Londynie, właściwie nieustające problemy z mniejszością muzułmańską w każdym z większych francuskich miast. I lewactwo, święcie oburzone na każdą sugestię, że może jednak system radosnej akceptacji dla obcych nam kulturowo obyczajów islamskich imigrantów się nie sprawdza.

Elin Krantz należała do tych lewacko oburzonych. Uważała, że imigrantów trzeba przyjmować bez oporów i dawała temu wyraz. Do dziś na YouTube można znaleźć dość obrzydliwy klip do piosenki śpiewanej przez murzyńskiego imigranta, w którym wystąpiła panna Krantz. Symuluje w nim kopulację z czarnym mężczyzną, śpiewając zarazem szwedzki hymn. To kwintesencja lewackich metod i przekonań, która każdego normalnego Szweda musiałaby przyprawić o wściekłość (proszę sobie wyobrazić taką scenę z „Mazurkiem Dąbrowskiego” w roli głównej). Ale tak właśnie działają propagatorzy multi-kulti.

Pod koniec września 2010 roku wojująca multikulturalistka 27-letnia Elin Krantz wracała nocnym tramwajem do domu w Göteborgu. Tam spotkał ją 23-letni imigrant z Etiopii Ephrem Tadele Yohannes. Gdy wysiadła, podążył za nią. Dopadł, siłą zaciągnął do niedalekiego lasu, tam zgw🤬cił z trudną do wyobrażenia brutalnością, powodując tak olbrzymie obrażenia, że dziewczyna zmarła. Tadele przywalił jej ciało kamieniami. Szwedzki sąd skazał go na porażające 16 lat pozbawienia wolności, które w szwedzkich warunkach więziennych będą zapewne raczej przypominać pobyt w przytulnym pensjonacie. Potem zostanie wydalony ze Szwecji.

Nikt nie wie, czy w ostatnich chwilach życia pannie Krantz przemknęło przez głowę, że może jednak w kwestii imigracji się myliła.

Nie wiemy także, co w ostatnich momentach świadomości myślał 25-letni Lee Rigby, brytyjski żołnierz zaszlachtowany na londyńskiej ulicy przez dwóch Murzynów – islamskich fanatyków. Wiemy natomiast, że najprawdopodobniej nie byli oni częścią większej siatki i działali sami. Wiemy, że czekali na policję, wygłaszając manifest o tym, że będą walczyć, bo „muzułmanie umierają każdego dnia” i że zabójstwo żołnierza to „oko za oko, ząb za ząb”. Ponadto wiemy – dzięki znakomitemu Mariuszowi Maxowi Kolonce, który świetnie wyłapał to w swoim internetowym programie – że większość zachodnich kanałów informacyjnych pominęła islamistyczne, antyeuropejskie przesłanie morderców, zagłuszając je komentarzem. Premier Cameron, władze Szwecji, Francji czy Niemiec stają przed problemem, który same ściągnęły sobie na głowę przez lata uprawiania polityki bezrefleksyjnego przyjmowania imigrantów. Co oczywiście działo się pod naciskiem lewicy. W tych krajach urosły ogromne mniejszości imigrantów, z których największy problem stanowią ci z krajów muzułmańskich. Źródło problemów nie tkwi wcale – jak usiłuje przekonywać lewica – w niedostatecznym finansowaniu, braku edukacji czy pracy, a radą nie jest marnowanie kolejnych miliardów euro na socjal. To wszystko nie są przyczyny, ale skutki. Przyczyną jest obcość kulturowa i niezdolność do zintegrowania się z cywilizacją kraju przyjmującego.

Nie jest to zaskoczeniem dla tych, którzy pamiętają prace wybitnego, choć bardzo dziś niepoprawnego politycznie polskiego filozofa Feliksa Konecznego (1862-1949). W swoim najbardziej chyba znanym dziele „O wielości cywilizacyj” Koneczny pokazywał, dlaczego członków odmiennych cywilizacji nie da się ze sobą z powodzeniem wymieszać. O islamie pisał: „[…] islam sam przez się cywilizacyą odrębną nie jest, a możebnym jest przy rozmaitych cywilizacyach. O ile powstaje w islamie prąd, robiący z niego cywilizacyę, jest ona zawsze defektowną”. I zapewne z tym mamy właśnie do czynienia.

Czy to oznacza, że muzułmańska imigracja lub mniejszość musi być zawsze źródłem problemów? Bynajmniej. Wystarczy wspomnieć polską mniejszość tatarską, której członkowie walczyli jeszcze w 1939 roku w obronie swojej ojczyzny, ręka w rękę z chrześcijanami i ż🤬dami. To oczywiście nieco inna sytuacja, bo przecież Tatarzy od dawna żyli w granicach polskich wpływów kulturowych i niegdysiejszej I Rzeczypospolitej. Niemniej pokazuje, że wyznanie nie musi być problemem, jeżeli istnieje kulturowa zgodność.

Problem Zachodniej Europy leży w tym, że tam żadnej kulturowej zgodności nie ma. Mówimy w większości o ludziach, którzy przyjechali ze swoich rodzimych krajów w ciągu ostatnich lat i których mentalność jest całkowicie obca naszej strefie kulturowej. Korzystając z hojności systemów socjalnych i głupoty lewackich grup nacisku, ludzie ci przybywali przez lata do krajów Zachodu z nastawieniem roszczeniowym. Nie liczyli się z tym, że są tam gośćmi. Nie interesowała ich integracja. Przeciwnie – buńczucznie i arogancko domagali się inkorporowania własnych obyczajów do miejscowego katalogu praw. I odnosili sukces. Dowodem na to są kuriozalne zarządzenia albo nawet sądowe wyroki, zakazujące choćby noszenia w widocznym miejscu symboli religijnych (chodzi o krzyżyki) albo ustawiania w publicznym miejscu choinki w Święta Bożego Narodzenia, aby nie urazić innowierczej mniejszości. Dzwony na Anioł Pański? Nie ma mowy, to przeszkadza i jest „agresywne” wobec „osób o innych poglądach”. Co innego meczet, przy nim minaret i muezzin, nawołujący kilka razy w ciągu dnia do modlitwy, choćby w historycznym centrum starego europejskiego miasta. To wyraz tolerancji.

Tu dochodzimy do źródła słabości Zachodu wobec żądań muzułmanów. Jest nim dobrowolna rezygnacja z własnej tożsamości, kulturowej i religijnej. Obsesja laickości powoduje, że Zachód stracił swoją naturalną tkankę ochronną. Dla asertywnego islamu ideologia praw człowieka i tolerancji, głoszona przez europejskie instytucje i wyznawana oficjalnie, nie jest żadnym partnerem. Muzułmanów nie obchodzą bajania o dobrotliwej demokracji. Islam po prostu wypełnia lukę, jako tworzy ideowa próżnia, w której pogrąża się Zachód.

Gdyby lewica potrafiła być konsekwentna i myśleć logicznie – czego nie umie – miałaby z mniejszościami imigrantów, a już zwłaszcza muzułmanów, poważny problem, bo znaczna część spośród nich nie chce się jakoś podporządkować lewicowym ideałom. Kobiety nie mają swobody, zwierzęta są zarzynane w ofierze, dziewczynki zostają obrzezane, co chwila zdarzają się „honorowe” zabójstwa. Ale to dla lewicy problemem nie jest, a jeśli już zostaje on zauważony, to w żaden sposób nie dostrzega ona związku pomiędzy tymi zdarzeniami a własną postawą wobec imigracji. Ją zajmuje nadal głównie walka z Kościołem.

Jak teraz rządy państw, gdzie zaczyna się gorąca kulturowa wojna, poradzą sobie z problemem? Nie mam pojęcia. Jest jasne, że wśród rdzennych mieszkańców tych krajów będzie rósł sprzeciw, co już widać na przykładzie Szwecji, Wielkiej Brytanii czy Holandii, gdzie ostra antyimigracyjna postawa może przynieść realne polityczne sukcesy.

Może zatem jest szansa na porozumienie i współpracę przynajmniej z bardziej umiarkowanymi kręgami islamskiej mniejszości? Może. Na razie jednak po zabójstwie Rigby’ego nie usłyszeliśmy ani słowa refleksji, o przeprosinach nie wspominając, ze strony któregokolwiek z duchowych przywódców islamu w Wielkiej Brytanii czy Europie. To mówi samo za siebie.

Łukasz Warzecha dla WP.PL



Myślę że dobrze gada więc...

Sprzedawali ciała swoich ofiar jako wieprzowinę

Konto usunięte • 2013-05-30, 16:22
Coraz więcej osób mówi, że nadeszły bardzo niespokojne czasy. Co chwilę słyszy się o zwyrodnialcach, którzy z ogromnym zadowoleniem kogoś zamordowali, bezczeszcząc po śmierci ciało ofiary. Ale dużo większy powód do obaw niż my, musieli niegdyś mieć Niemcy. W latach 20. i 30. ubiegłego wieku gazety nieustannie donosiły o przypadkach seryjnych morderstw. Co najgorsze, zbrodniarze nie tylko pozbawiali życia niewinne ofiary, ale także je zjadali! Picie ludzkiej krwi i robienie konserw z ludzkiego mięsa było na porządku dziennym.

Jednym z morderców-kanibali był Fritz Haarmann, który zyskał sobie przydomek "rzeźnika z Hanoweru". Nic dziwnego, udowodniono mu zamordowanie 24 młodych chłopców, choć liczba ta z pewnością mogła być większa. Urodził się w biednej rodzinie jako szóste dziecko. W wieku 16 lat rodzice wysłali go do szkoły wojskowej, ale z powodu kłopotów zdrowotnych i homoseksualizmu chłopak szybko wrócił do domu. Udało mu się znaleźć zatrudnienie w fabryce cygar, lecz w 1898 roku, gdy mężczyzna miał już 19 lat, aresztowano go za molestowanie seksualne dzieci i umieszczono w szpitalu psychiatrycznym. Haarmannowi udało się uciec i od tej pory prowadził życie wypełnione drobnymi oszustwami, kradzieżami i pobytami w więzieniu. Z czasem stał się przydatny policji - przekazywał jej informacje o siatce przestępczej działającej w Hanowerze.

W maju 1924 roku w rzece Leine przypadkowo natrafiono na ludzkie kości. Było ich aż 500 i jak wykazały badania, pochodziły od 22 ofiar, w większości w wieku od 14 do 18 lat. Na Haarmanna, karanego już wcześniej za kontakty z nieletnimi, zastawiono pułapkę. 22 czerwca 1924 został zatrzymany podczas próby zwabienia do swojego mieszkania chłopca. W trakcie śledztwa wyszło na jaw, że w latach 1918-1924 Haarman wraz ze swoim partnerem dopuścił się morderstwa na 24 nieletnich, choć on sam przyznał na rozprawie, że ofiar mogło być nawet 70. Chłopców podstępnie zwabiał do domu, gw🤬cił i mordował, przegryzając ich gardła. Ciała sprzedawał na czarnym rynku jako mięso wieprzowe, kości wrzucał do rzeki. Co najgorsze, policja pokładała tak duże zaufanie w swoim informatorze, że długo nie podejrzewała, iż może on mieć coś wspólnego z zaginięciami chłopców w tym rejonie. Ostatecznie, został skazany na śmierć i stracony przez ścięcie toporem.


Friedrich Haarmann z niemieckimi śledczymi

Haarmann to nie jedyny okrutny morderca, który sprzedawał ciała swoich ofiar. To samo robił Carl Großmann, którego pierwszym płatnym zajęciem była praca w... rzeźni. Później często popełniał drobne wykroczenia. Trafił też do więzienia na 14 lat za gw🤬ty na dwóch dziewczynkach: 15-letniej i 4-letniej. Młodsze dziecko zmarło.

Po wyjściu z więzienia Großmann kontynuował zbrodniczy proceder. Do swojego domu zwabiał bezdomne prostytutki, którym proponował pracę przy zajmowaniu się domem. Tak jednak nie było - kobiety mordował, a ich ciała ćwiartował i zjadał lub sprzedawał jako konserwy wieprzowe. Miał także stoisko z kiełbaskami, które przyrządzał ze swoich ofiar. Okrutne zbrodnie mężczyzny wyszły na jaw, gdy na policję zadzwonili sąsiedzi. Słyszeli oni krzyki młodej kobiety, po których nagle zaległa cisza. Gdy funkcjonariusze dotarli na miejsce zbrodni, zobaczyli ciało kobiety, a w piecu zwęglone ludzkie szczątki. Mimo że mężczyźnie udało się udowodnić tylko jedno morderstwo, najprawdopodobniej ofiar mogło być nawet sto. Jedna zbrodnia wystarczyła jednak, by skazać Großmanna na karę śmierci. Mężczyzna powiesił się przed wykonaniem wyroku w swojej celi, w lipcu 1922 roku.

To samo zrobił Karl Denke, który popełnił samobójstwo, jeszcze zanim doszło do procesu. Ten mieszkaniec Münsterberga (obecnie Ziębice, miasto leżące w województwie dolnośląskim) był w społeczności bardzo znany i szanowany, słynął z tego, że przyjmował do swojego domu biednych włóczęgów, by dać im jeść. Jego motywacja nie miała jednak nic wspólnego z altruizmem. Ludzi, którzy dali się nabrać na jego dobre serce, mordował, a następnie zjadał. Część mięsa peklował, a z jeszcze innych fragmentów wykonywał sznurówki i rzemyki.


Karl Denke

Zbrodnia nie wyszłaby na jaw, gdyby nie niedoszła ofiara Denkego - Vincenz Olivier, który w grudniu 1924 roku z raną głowy po uderzeniu siekierą przez mordercę, pobiegł powiedzieć policji o okrutnym kanibalu. Gdy funkcjonariusze przyjechali na miejsce, odkryli, że w domu Denkego znajdują się setki ludzkich kości oraz ludzkie ciała przeznaczone do spożycia. Morderca notował dane wszystkich swoich ofiar. Dzięki temu udało się określić, że od lutego 1903 roku do kwietnia 1924 roku zamordował 30 osób, ale policjanci natrafili na ślady jeszcze innych ofiar. Ludzkie kości odnajdywano w okolicy jeszcze długo po wojnie.

Nie można stwierdzić, co tak naprawdę kierowało Denkem. W młodości uważano go za opóźnionego umysłowo, choć być może do zamordowania tylu ludzi przyczyniła się bieda, w którą popadł z powodu panującej wówczas hiperinflacji. O takim motywie nie może jednak być mowy w przypadku Petera Kürtena. Ten morderca już jako 5-letni chłopiec utopił w strumieniu dwa szczeniaki, co sprawiło mu niesłychaną przyjemność. W wieku 9 lat miał ponoć zabić swoich dwóch kolegów, topiąc ich podczas zabawy w rzece.

Potem było coraz gorzej - w sumie udowodniono mu zamordowanie 9 osób, w większości kobiet w różnym wieku, oraz co najmniej 7 prób morderstw. Kürten swoje ofiary gw🤬cił, dusił, a także podrzynał im gardła. Ciał nie zjadał, ale ponoć ssał krew z cięcia na szyi, a sam widok krwi doprowadzał go do orgazmu. Kürten został skazany na śmierć i zgilotynowany w lipcu 1931 roku. Nie wiadomo, co skłoniło go do takich czynów - być może nieszczęśliwe dzieciństwo - jego ojciec, alkoholik, miał gw🤬cić matkę i starsze siostry. W obliczu tych zbrodni trudno szukać jednak dla niego usprawiedliwienia.

Wojna Zimowa

Konto usunięte • 2013-05-30, 15:23
Pragnę zaprezentować kochanym sadolom, dość ciekawy epizod z przebiegu II wojny światowej. Mianowicie „Wojnę Zimową” toczoną zimą 1939/40, między Finlandią a ZSRR. Zapraszam do lektury
26 listopada 1939 r. Radzieckim garnizonem pod Mainilia wstrząsa seria wybuchów. Dwie godziny później Rosjanie ogłaszają całemu światu – Finowie ostrzelali radzieckich pograniczników. W rzeczywistości jest to prowokacja NKWD, podobna do tej którą przeprowadzili Niemcy zaledwie 2 miesiące wcześniej w Gliwicach. I tak jak Niemcy, Sowieci zdobywają pretekst do ataku na Finlandię.
Chcąc jednak zrozumieć stosunki na linii ZSRR – Finlandia, omówię pokrótce całą genezę państwa fińskiego. Od końca XIII wieku Finlandia była księstwem szwedzkim. W 1809 roku dostaje się pod panowanie carów. Gdy w 1917 roku wybucha rewolucja w Rosji, Finowie 6 grudnia prokalmują swoją niepodległość. Wybucha wojna domowa między fińskimi komunistami (czerwonymi) a ruchem prawicowym na czele z gen. Mannerheim’em (biali). Wojnę wygrywają biali. Z wojny domowej Finowie wynieśli nienawiść do komunizmu, czego mieli dać wyraz w zakazując działalności partii komunistycznych oraz w nadchodzącej wojnie
Powodem wybuchu wojny było odrzucenie przez Finów żądań ze strony bolszewików, by ta oddała tereny nadgraniczne znajdujące się według komunistów za blisko Leningradu. Dodatkowo Finowie mieliby przekazać kilka wysepek i portów, w zamian otrzymując jałowe ziemie Karelii. Finowie są jednak nieugięci (coś wam to przypomina?) i 30 listopada 1939 r. o godzinie 0:45, ZSRR łamie pakt nieagresji i atakuje Finlandię.
Ogólnie Rosjanie 30 listopada wystawili ponad milion żołnierzy do zdobycia państwa, zamieszkanego przez 3.6 miliona obywateli. Te proporcje sprawiały że dowódcy na Kremlu zapewniali iż wojna potrwa maksymalnie 12 dni. Warto w tym miejscu wspomnieć że żołnierze Armii Czerwonej wcale nie palili się do tej wojny, jak podały dane ujawnione w latach 90, przed atakiem na Finlandię przed sądem stanęło 843 czerwono armistów. Finowie jednak po odzyskaniu niepodległości zdawali sobie sprawę z możliwości upomnienia się przez Rosjan o stracone tereny. I tak od roku 1920 ruszyła budowa umocnień na granicy z ZSRR, która została nazwaną linią Mannerheima. Teraz krótkie porównanie: milion sowieckich żołnierzy na ćwierć miliona Finów, 60 fińskich czołgów na 6000 radzieckich i 120 samolotów obrońców na 1200 agresora. Jak miał powiedzieć jeden z Fińskich żołnierzy – „Mój Boże, tylu Rosjan! Gdzie my ich wszystkich pochowamy?!”
Choć Rosjanie spodziewali się czegoś w rodzaju Blitzkriegu, to rzeczywistość okazała się bardzo bolesna. Zima 39/40 okazała się najmroźniejszą zimą od 1828 roku, powoduje że smary w rosyjskich karabinach zamarzają, a silniki w czołgach odmawiają posłuszeństwa. To co miało szybko znokautować Fińską obronę, zostaje unicestwione przez jedynego fińskiego sojusznika – warunki pogodowe. Dodatkowo radzieccy żołnierze byli wyposażeni jakby ruszali do walki w okresie wiosennym – a to niezbyt dobry ekwipunek do działania w najmroźniejszą zimę od stu lat w Finlandii. Finowie wygrywają bitwę za bitwą, biorąc do niewoli jeńców liczonych w tysiącach. Spowodowało to zatrzymanie całej ofensywy w grudniu, a zaczyna się wojna partyzancka. Fińskie oddziały ubrane na biało i śmigające na nartach „sisti” (leśnych wilków), gdyż atakowały właśnie jak wilki – znienacka, pod osłoną nocy. Schodzą na tyłu Rosjan by odciąć ich od zaopatrzenia. Otaczają większe oddziały powodując ich powolne wykrwawianie się. Leśny teren sprawia że snajperzy mają dogodną sytuację do kamuflażu. Długie kolumny piechoty są nieustannie dziesiątkowane przez Fińskich snajperów. „Zwierzęcy głód, paniczny strach przed fińskimi snajperami.” – zapisek znaleziony w notesie jednego z żołnierzy radzieckich. Podczas pierwszej ofensywy, Rosjanie stracili 30 tysięcy żołnierzy, Finowie zaledwie 2 tysiące, zdobywając przy tym 80 czołgów i 70 dział. Teraz zaprezentuję cytat idealnie ukazujący taktykę Finów: „Zasadzki czyhają na każdym kroku. Leśnym traktem sunie kolumna czołgów, piechoty zmotoryzowanej i artylerii. Zejść z drogi nie można: teren zaminowany z obu stron. Z przodu most, saperzy sprawdzają: min nie ma. Pierwszy czołgi ruszają naprzód i natychmiast wylatują w powietrze. Wielokilometrowa serpentyna pojazdów musi się zatrzymać. Teraz przychodzi kolej na ukrytych w lesie fińskich snajperów. Strzelają nieśpiesznie, mierząc tylko w dowódców i komisarzy. Miny uniemożliwiają przeczesanie lasu. Przy każdej próbie rozbrojenia min na moście lub od strony lasu, pada strzał. Gdzieś daleko z przodu, armia czerwona szturmuje Linię Mannerheima, niemożliwą do zdobycia bez wsparcia ciężkiej artylerii i ton amunicji, zablokowanych pośród pól minowych, wysadzonych mostów i pod ostrzałem fińskich snajperów.”
Mimo bohaterskiej walki i oporu, Finowie ostatecznie zostali zepchnięci ze swoich linii umocnień, a skuteczna obrona nie ufortyfikowanego frontu, przeciwko przeważającej sile nieprzyjaciela była niemożliwa. Pomimo licznych zabiegów o pomoc innych państw, ostatecznie żadna pomoc nie nadeszła. Sformowany międzynarodowy korpus z kolei nie mógł dotrzeć do Finlandii gdyż Szwecja i Norwegia nie zgodziła się jej przemarsz. Jedyną chęć pomocy wyrazili oczywiście Polacy. Jednak Finowie niechętnie chcieli przyjąć jej pomoc, nie chcąc zyskiwać kolejnego wroga – Niemców. Mimo wszystko wysłano do Finlandii cztery bataliony Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich, które niestety dotarły w przeddzień zawieszenia broni. W wyniku masowych nalotów na fińskie miasta, braku pomocy ze strony innych państw i niemożności prowadzenia dalszego oporu 12 marca 1940 roku Finlandia podpisuje pokój z ZSRR. Bohaterskiej obrony Finów daje ostateczny wyraz rozrachunek strat po niespełna czterech miesiącach walk. Rosjanie stracili 280 tysięcy żołnierzy a drugie tyle odniosło rany ponad 2 tysiące czołgów i 900 samolotów, podczas gdy Finowie zaledwie 24 tysiące ludzi. Finlandia traci tereny o które zabiegali sowieci, ale zachowała honor. Gdyż pomimo przegranej wojny, mimo wszystko nie weszli w żaden sojusz z agresorem, ani też nie poddali się okupacji. Jest to przykład urzeczywistnienia biblijnej walki Goliata z Dawidem, którą siłą rzeczy wygrywa Goliat, lecz traci przy tam tak wiele, że samo zwycięstwo jest nic nie warte.