Luty 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3
4 5 6 7 8 9 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28
Marzec 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3
4 5 6 7 8 9 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30 31
Kwiecień 2013
PN WT ŚR CZ PT SO ND
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30

Mięsny

~Angel2013-03-22, 15:29
ktoś chce kawał c🤬ja?

Kraj wtórnych analfabetów

Konto usunięte • 2013-03-22, 15:49
Smutna rzeczywistość.

"Trzy czwarte Polaków to mniej lub bardziej zaawansowani... wtórni analfabeci. Czy można to zmienić?

Według badań międzynarodowych organizacji PISA (Międzynarodowego Programu Oceny Umiejętności Uczniów) i OECD (Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju) blisko 40% Polaków nie rozumie tego, co czyta, a kolejne 30% rodaków rozumie, ale w niewielkim stopniu. Powodów postępującego otępienia społeczeństwa jest kilka - najważniejszy to zanik nawyku czytania, bezrefleksyjne oglądanie telewizji oraz wzrastające ubóstwo (dzieci wychowywane w biedzie mogą mieć nawet o 9 punktów niższy iloraz inteligencji). Wtórny analfabeta bez większego wysiłku może przejść przez życie i jego ułomność intelektualna specjalnie mu nie przeszkadza. Nie musi czytać gazet, by wiedzieć, co się dzieje na świecie (informacji dostarczają mu telewizja i radio). Po skończeniu szkoły nie musi nawet pisać (listy zastąpiła rozmowa telefoniczna, a życiorys czy podanie pisze rzadko i według schematu). Nawet w instrukcjach obsługi umieszcza się rysunki ułatwiające zrozumienie, co trzeba zrobić. Paradoksalnie, może być "czytelnikiem" prasy - choć tylko telewizyjnej (to najpopularniejsze w Polsce gazety) i brukowej, w której tekst ogranicza się do podpisu pod zdjęciem.
Z socjologicznego punktu widzenia analfabeta wtórny to człowiek, który mimo ukończenia szkoły nie potrafi sprawnie czytać ani pisać. Można być także analfabetą funkcjonalnym, czyli osobą, która wprawdzie składa litery w wyrazy, a wyrazy w zdania, ale nie potrafi zrozumieć ich treści ani znaczenia. Dotyczy to nawet prostych komunikatów, z którymi mamy do czynienia na co dzień, np. ulotek informacyjnych o sposobie dawkowania leków.

Analfabeta po uniwersytetach

Choć brzmi to zaskakująco, analfabetyzmem wtórnym i funkcjonalnym zagrożeni są nawet absolwenci szkół wyższych. Z badań przeprowadzonych pod patronatem OECD wynika, że co szósty magister znad Wisły to analfabeta funkcjonalny! W badaniach porównywano zdolności rozumienia tekstu i poradzenia sobie z wyczytanymi informacjami u mieszkańców siedmiu państw: USA, Kanady, Polski, Niemiec, Szwajcarii, Holandii i Szwecji. W każdym kraju obserwowano ok. 3 tys. osób. Okazało się, że Polacy gubili się przy odczytywaniu rozkładu jazdy pociągów czy mapki pogody (40%). Trzy czwarte rodaków bezradnie rozkładało ręce przy pytaniu, czy dostrzegają związek między dwoma wykresami (jeden dotyczył sprzedaży petard, drugi - liczby wypadków). W rezultacie na najwyższych (piątym i czwartym) poziomie znalazło się zaledwie 3% Polaków. Do dwóch najsłabszych grup zaliczono natomiast prawie 80% mieszkańców naszego kraju. Co trzeciego z nas uznano za analfabetę wtórnego lub funkcjonalnego. Zajęliśmy ostatnie miejsce w rankingu.
- Dlaczego wypadamy tak nisko w międzynarodowych rankingach na rozumienie instrukcji obsługi? Bo zamiast ją czytać, Polak woli zapytać znajomego, który wcześniej instalował podobny sprzęt. Jesteśmy społeczeństwem gadanym i unikamy tego, co jest obce naszej kulturze, czyli czytania - komentuje psycholog społeczny, prof. Janusz Czapiński.
Dane budzące grozę, ale czy aby na pewno powinniśmy się temu dziwić? O tym, jak posługują się językiem pisanym wykształceni rodacy, mogliśmy się przekonać pod koniec lutego, kiedy to parlamentarzyści zostali poproszeni o napisanie dyktanda. Nie musieli pisać samodzielnie, lecz... w grupach, tak by mogli się konsultować w przypadku wątpliwości. Kiedy sprawdzono wyniki, okazało się, że nasza elita elit, na co dzień posługująca się językiem mówionym i pisanym, nie potrafi poprawnie pisać! Wbrew logice przyznano jednak tytuł Bezbłędnego Klubu Parlamentarnego tym zawodnikom, którzy... popełnili najmniej błędów!
Analfabeta w szkole

W międzynarodowych testach na rozumienie czytanej treści nie lepiej wypada polska młodzież. W 2002 r. Międzynarodowy Program Oceny Umiejętności Uczniów PISA przebadał 265 tys. 15-latków z 31 państw. W Polsce do testów zabrało się aż 4 tys. uczniów, którzy mieli się wykazać zdolnością wyszukiwania informacji, interpretacji tekstu, refleksji i krytycznej oceny. Nietypowa klasówka wypadła fatalnie. Wyniki podzielono na pięć poziomów. Tylko 6% młodych Polaków zakwalifikowało się do najwyższego poziomu. Natomiast niemal 10%... nie spełniało wymogów najniższego poziomu! Wylądowaliśmy na 24. miejscu. W raporcie końcowym PISA stwierdziła, że co dziesiąty absolwent polskiej podstawówki nie potrafi czytać, w zasadniczych szkołach zawodowych zaś analfabeci wtórni stanowią jedną trzecią!
Jak wyplenić analfabetyzm wtórny i funkcjonalny skoro już młodzież szkolna jest nim zarażona?
Według prof. Janusza Czapińskiego, jeśli chcemy skutecznie walczyć z analfabetyzmem wtórnym, powinniśmy przede wszystkim zabrać się do zmiany systemu szkolnictwa. W Polsce zamiast uczenia samodzielnego myślenia mamy mechaniczne wkuwanie na pamięć dat i formułek. - Tendencje do ułatwienia sobie życia dotyczą nie tylko nowoczesnych technologii, lecz także edukacji. Uczniowie starają się czytać nie lektury, ale ich omówienia. Nawet na wyższych uczelniach sięga się po nowoczesne metody przekazywania wiedzy, np. slajdy, które pomagają przyswoić wiedzę bez żmudnego, lecz owocnego siedzenia w bibliotekach - ocenia prof. Czapiński. - Warto też się zastanowić nad różnicą podręczników polskich i amerykańskich. Tu widać przepaść, jeśli chodzi o ich cele. W przypadku naszych podręczników celem zdaje się ukazanie erudycji autora. Celem amerykańskich zaś jest dotarcie z jak największą liczbą informacji do odbiorcy. Nie da się ukryć, że nasze po prostu nudzą i zniechęcają do czytania.
Sposobem na analfabetyzm wtórny i funkcjonalny jest wypracowywanie nawyku czytania - od książek i prasy począwszy, a skończywszy na ulotkach, regulaminach i instrukcjach obsługi.
Być może internet spowolni proces rozszerzania się analfabetyzmu - wymusza bowiem kontakt ze słowem pisanym. W sieci można znaleźć nie tylko miliony informacji o świecie (hasła encyklopedyczne, artykuły), ale także jest miejsce na indywidualną aktywność - pisanie pamiętników (blogów) czy komentowanie bieżących wydarzeń i czytanych tekstów.
Zdaniem prof. Czapińskiego, warto zacząć od najprostszych rozwiązań, chociażby od emitowania w telewizji filmów z napisami.
- My puszczamy filmy z lektorem, a w Europie, np. w Belgii, Skandynawii i Niemczech opatrzone są tylko napisami. To świetne rozwiązanie, bo lektor rozleniwia, a napisy wymuszają kontakt ze słowem pisanym. Przy okazji odbiorca osłuc🤬je się z obcym językiem i łatwiej mu się go uczyć - zauważa.
Warto dodać, że statystyczny Polak spędza przed telewizorem cztery godziny dziennie.
Brak refleksyjnego podejścia do przekazywanych treści widać znakomicie na przykładzie reklam. Wiele sloganów pozbawionych jest logiki, roi się w nich od błędów językowych, ale nikomu to nie przeszkadza. To pierwszy krok do bycia współczesnym analfabetą. Podobnie jest z językiem piosenek, np. emitowany od kilku lat serial \"Klan\" w swojej sztandarowej piosence uczy Polaków błędnej formuły językowej: \"Czasem chcesz się pożalić, ale nie masz do kogo\". Ilu telewidzów razi ten błąd?
- Tracimy wyczucie językowe. Przejawia się ono choćby w akceptacji bezsensownych tekstów, np. reklamowych typu \"Zmieniamy sens twoich stóp\", \"Serek dla mocnych kości\" czy \"Polskie mleko z polskiej krowy\". Ich pojawienie się świadczy o stępieniu się naszej wrażliwości na kłamstwo i manipulację - uważa dr Katarzyna Kłosińska, językoznawca z Uniwersytetu Warszawskiego.
Skutecznym sposobem zahamowania analfabetyzmu wtórnego i funkcjonalnego jest uczestnictwo w kulturze. Niestety, do tej metody Polacy raczej się nie rwą. Nie chodzimy do teatru, na wystawy, a nawet do kina. Z badań CBOS wynika, że jeszcze w 1989 r. 42% Polaków było przynajmniej raz w roku w kinie, w 2003 r. już tylko 29%. Biblioteki są dostępne za darmo, mimo to są coraz rzadziej odwiedzane. W 1989 r. 64% Polaków twierdziło, że czyta jedną książkę w roku. W 2003 r. odsetek ten zmniejszył się do 54%. Aż 44% rodaków przyznaje, że w ogóle nie sięga po książki.

Analfabetyzm wyniesiony z domu

Do tej pory naukowcy przekonywali, że poziom i jakość uczestnictwa w wydarzeniach kulturalnych nie zależą od stanu materialnego Polaków. Ci, którzy wynieśli z domu lub sami wypracowali nawyk czytania, sięgają po książkę niezależnie od grubości portfela. Jednak pracownicy ośrodków pomocy społecznej alarmują, że długotrwałe, niemal 20-procentowe bezrobocie przyczynia się do dziedziczenia, a więc przechodzenia z rodziców na dzieci, analfabetyzmu wtórnego. Mówią wręcz o powstaniu nowej grupy społecznej - o zawodowych analfabetach. Osoby te nie potrafią zrozumieć najprostszych komunikatów wywieszanych w urzędach. Prowadzi to do bezradności i nieumiejętności dochodzenia swoich praw.
Prof. Czapiński uspokaja, że niebezpieczeństwo nie jest tak wielkie. - Problem dotyczy nie tyle bezrobotnych, ile zamkniętych enklaw - terenów postpegeerowskich. Dziecko bezrobotnych rodziców, które chodzi w mieście do szkoły, styka się z dziećmi z większym bogactwem kulturowym i to może je mobilizować do wyrwania się z marazmu, zniechęcenia i bezradności. Natomiast jeśli się obraca w środowisku zamkniętym, wśród społeczności o podobnych (niskich) aspiracjach, to oni nie zarażą chęcią innego życia. To nimi, a nie bezrobotnymi powinno się zająć ze szczególną troską państwo - przekonuje prof. Czapiński.

***
Jest jednak druga strona medalu. Jeśli przestajemy rozumieć treść komunikatu, wina może leżeć po stronie jego autora, a nie odbiorcy.
- To, że wiele osób nie rozumie przekazu telewizyjnego, to raczej wina dziennikarzy. Z instrukcjami też czasem dzieje się podobnie. Producent przetłumaczy dosłownie obcojęzyczną instrukcję lub zapomni umieścić jakiejś informacji w treści - pociesza prof. Czapiński.
Pamiętajmy więc, że nie tylko czytający może być analfabetą wtórnym. Także piszący."

Artykuł dosyć długi. Pewnie niewielu przeczyta go do końca. Ciekawe ilu pojmie o co w nim chodzi...

Hot or not?

Konto usunięte • 2013-03-22, 20:11

Pierwszy wrzut. Materiał własny, całkiem świeży. Jak się nie podoba to sp🤬alać.

Progrev-T

Młynarz20332013-03-22, 22:42
Progrev-T - o tym czołgu jest tak niewiele informacji.

W Związku Radzieckim nie brakowało pomysłowych konstruktorów. Najlepszym dowodem na to jest czołg T-55 z silnikiem odrzutowym z samolotu MiG-15. Nie jest do końca jasne, czemu służył ten pojazd rodem z filmu science fiction, jednak najprawdopodobniejsze przypuszczenia sugerują, że miał on za zadanie rozbrajać pola minowe. Strumień gorącego powietrza odkrywał i detonował miny.

Bez względu na skuteczność i funkcje, jedno trzeba przyznać – wygląda niesamowicie.



I jak tu nie lubić sowieckich prototypów !

Obiekt 279

Młynarz20332013-03-22, 11:40
Wraz z zakończeniem II Wojny Światowej rozpoczęły się w ZSRR prace nad rozwojem nowocześniejszych konstrukcji czołgów ciężkich. Doświadczenia wojenne, oraz pojawienie się nowych konstrukcji zachodnich zainicjowały w roku 1956 prace nad nową generacją czołgów ciężkich.

Obiekt 279

Głównym konstruktorem projektu był L. Trojanów. Prace nad tym wozem rozpoczęto w 1957 roku. Czołg cechował się nietypową konstrukcją przy zachowaniu klasycznego układu - przedział kierowania z przodu, bojowy w środku, napędowy z tyłu. Zbudowano jeden prototyp, który został w pełni wyposażony i wysłany na testy poligonowe. W niektórych źródłach podaje się istnienie dwóch kolejnych wozów, ale dane są zbyt ogólne, aby określić w jakim stopniu ukończenia były kolejne wozy i czy były to gotowe czołgi, czy tylko skorupy pancerza. Załogę czołgu stanowiło 4 ludzi.

Kadłub czołgu był spawany z odlewanych elementów i dodatkowo pokryty cienką warstwą stali o większej wytrzymałości, tworzącej ekrany przeciw-kumulacyjne. Kadłub odlany był tak, aby jak najbardziej zwiększyć rykoszetowanie pocisków. Wiele osób nazywa ten czołg UFO-tankiem z racji - kształtu kadłuba, nazwa ta jest nieoficjalna i nie powinna być stosowana w przypadku tego wozu. W różnych publikacjach na temat tego czołgu można także znaleźć wzmianki jakoby taki kształt kadłuba miał zmniejszać wpływ fali uderzeniowej wybuchu bomby atomowej (w praktyce wątpliwe jest aby konstrukcja taka miała jaki kolwiek wpływ na polepszenie stabilności wozu oraz odporności na falę uderzeniową). Pancerz kadłuba miał miejscami grubość do około 270 mm.

Wieża czołgu była całkowicie odlewana. Pancerz wieży sięgał 305 mm. Umieszczono w niej armatę M-65 kalibru 130 mm, tę sama co w pozostałych wozach. Dodatkowym uzbrojeniem był karabin maszynowy 14,5 mm KPWT sprzężony z armatą. Dodatkowym wyposażeniem wieży był półautomatyczny system ładowania (podajnik), który miał ułatwiać ładowanie pocisków - pamiętajmy, że amunicja były dwuczłonowa: najpierw pocisk, a potem drugi człon czyli łuska z ładunkiem miotającym. Kolejnym zastosowanym w wieży dodatkowym elementem był system stabilizacji w dwóch płaszczyznach systemu Groza (Burza). Czołg wyposażony był także w automatyczny (półautomatyczny według niektórych źródeł) system kierowania ogniem oraz celownik-dalmierz TPD-2C. Zapas amunicji wynosił 24 pociski do armaty.

Największą ciekawostka w przypadku tego czołgu jest chyba jego układ napędowy, składający się z 4 gąsienic. Dzięki zastosowaniu takiego układu nacisk jednostkowy na grunt był wyjątkowo mały - około 0,6 kg/cm2 (niektóre źródła podają, że był on mniejszy niż nacisk ludzkiej stopy). Obiekt 279 miał zawieszenie hydropneumatyczne z regulowanym prześwitem. Efektem takiej konstrukcji układu jezdnego były znakomite właściwości trakcyjne czołgu. Mógł on bardzo łatwo poruszać się po bardzo błotnistym terenie lub głębokim śniegu, w którym inne czołgi zakopywały się i grzęzły, przy czym masa czołgu była słuszna i wynosiła około 60 ton. Układ napędowy mimo swoich znakomitych właściwości był stosunkowo problematyczny w obsłudze i sprawiał wiele trudności w prawidłowej konserwacji i użytkowaniu. Zastanawiającą sprawą jest także sposób w jaki miała wyglądać naprawa np. zerwanej gąsienicy znajdującej się w środkowej części podwozia. Konstrukcja układu jezdnego uniemożliwiała bezpośredni dostęp do wewnętrznych gąsienic w związku z czym prawdopodobnie w przypadku zerwania gąsienicy, założenie nowej polegało na "najechaniu" na nią, ponieważ czołg w przeciwieństwie do klasycznych czołgów miał możliwość poruszania się na 2/3 gąsienicach z 4 jakie miał. Dodatkowo można dodać, że w pylonach podtrzymujących zawieszenie znajdowały się zbiorniki paliwa. Napęd czołgu stanowił 16-cylindrowy silnik DG-1000 w układzie H o mocy 950 KM przy 2500 obr./min. W źródłach występuje także drugi silnik 2DG-8M różniący się od pierwszego osiągami - 1000 KM przy 2400 obr./min. Czołg osiągał prędkość 55 km/h na drogach i zasięg na drogach około 250 km.

Czołg pomyślnie przeszedł próby poligonowe, na których wykazał znakomite właściwości jazdy w terenie, jednakże ujawniło się też wiele wad wozu, związanych głównie z dość skomplikowaną konstrukcja układu jezdnego. W sierpniu 1960 roku na konferencji w Moskwie poświęconej perspektywie rozwoju sprzętu pancernego, w której wzięły udział prawie wszystkie osoby związane z przemysłem pancernym oraz przedstawiciele rządu i wojska; podjęto decyzję o całkowitym zaniechaniu prac nad czołgami ciężkimi. Związane to było z niechęcią sekretarza KC-KPZR N. Chruszczowa do czołgów. Był to kres wszystkich projektów czołgów ciężkich w Związku Radzieckim.

Obecnie jedyny zachowany Obiekt 279 znajduje się w Muzeum Broni Pancernej w Kubince gdzie wzbudza duże zainteresowanie zwiedzających. Czołg ten jest bardzo tajemniczą konstrukcją i bardzo ciężko znaleźć na jego temat bardziej szczegółowe dane. Dostępne dane należy także brać z pewnym dystansem gdyż jest w nich wiele błędów i niedomówień.









A i prośba do adminów , nie dawajcie tego do historii i dokumentu , bo raczej to mało ludzi zobaczy , a szkoda ...

W kościele bez zmian...

Konto usunięte • 2013-03-22, 18:06
Wczoraj w Huffington Post (tak, ten sam, w którym pracuje MMK) ukazał się krótki artykulik o byłym kardynale kościoła katolickiego w Szkocji. Keith O'Brien, bo o nim mowa, nie j🤬 tym razem małych dzieci, ale wypłynęły o nim ciekawe oskarżenia.
Jak czytamy:

"Kardynał Keith O'Brien, była głowa Szkockiego kościoła rzymsko-katolickiego, który jest oskarżany o obmacywanie księży od lat 80', był przez lata fizycznie związany z jednym z zarzucających mu winę, twierdzi Szkocki "The Herald"

Wg raportu, mężczyzna, który woli nie podawać swojego imienia, twierdzi, że jest teraz księdzem w jednym z europejskich miast dzięki "wstawiennictwu kardynała". Ksiądz twierdzi, że aż do nie dawna pozostawał w kontakcie z O'Brienem, często rozmawiając z nim przez telefon i jeżdżąc do jego willi.

O'Brien w zeszłym miesiącu został oskarżony przez 4 kolesi - trzech księży i jednego byłego księdza - o "niewłaściwe zachowanie", które zarzucają kardynałowi od 1980 roku... W lutym kardynał zrezygnował z bycia głową kościoła katolickiego w Szkocji.

Co ciekawe, kardinale O'Brien jest jednym z największych przeciwników nadania praw gejom i nazwał homoseksualizm "groteskowym przewrotem". Kardynał jest jednym z największych przeciwników małżeństw gejowskich w Szkocji

Tymczasem jeden z oskarżających księży pozwał O'Briena o:
-obmacywanie
-molestowanie
-całowanie

przez kardynała, kiedy ksiądz miał 19 lat. Ksiądz pragnął pozostać anonimowy...

Istnieje coś takiego jak domniemanie niewinności, dlatego nie wydaję żadnego werdyktu, ale chciałem wam przybliżyć historyjkę pewnego kardynała o którym jest teraz dość gorąco w UK

Musicie przyznać, że historyjka jednak jest ciekawa: ksiądz pedał kościół sprzedał





Źródło: Huffington Post (2013), Cardinal Keith O'Brien Had Physical Relationship With Accuser, Report Claims . Dostępne na: huffingtonpost.com/2013/03/21/keith-obrien-abuser-relationship_n_2928534.html [ostatnio sprawdzane 22.03.2013] <---tak się k🤬a źródła udostępnia!

JP2 GMD

Czołg "Car"

Młynarz20332013-03-22, 22:18
Czołg Car

W 1914 r. inż. N. Lebedenko zaprojektował i z poparciem Cara Mikołaja II zbudował prototyp maszyny bojowej, testy poligonowe odbywały się w 1915 r. Sam pojazd był dosyć oryginalną konstrukcja przypominającą bicykl, przednie koła o średnicy 9 m, pomiędzy nimi znajdowała się kabina załogi, pod nią jedna z wieżyczek, po bokach umieszczono wieżyczki artyleryjskie.

Pojazd był napędzany, dwoma silniki Maybach o łącznej mocy 500 km. Silniki pozyskano z wraku zestrzelonego zeppelina.

Potężne koła przednie miały ułatwić pokonywanie trudnego terenu, niestety po testach poligonowych okazało się że napęd jest za słaby, dodatkowo pojazd został źle wyważony i przy poruszaniu się tylne koło ugrzęzło w ziemi.

Komisja wojskowa stwierdziła że pojazd jest niepraktyczny i ostatecznie zaniechano dalszą dotacje projektu, rozważano użycie mocniejszych silników, lecz z braku środków porzucono pojazd na poligonie. Czołg Car został zabrany z poligonu i złomowany dopiero w 1923 r.







Taki mały temacik.
Najdziwniejsze sowieckie auta sportowe

Radziecki samochód sportowy – to wyjątkowo absurdalne stwierdzenie, bardzo trudne do wyobrażenia. Ale skoro ZSRR wysłało człowieka w kosmos być może i stworzyło super samochody? Jak więc wyglądał sowiecki przemysł super samochodów?

ZIS-101A-Sport

W 1938 roku radzieckie kierownictwo w osobie Stalina zatwierdziło oraz zezwoliło na zbudowanie samochodu sportowego ZIS-101A-Sport. Auto miało zostać skonstruowane w oparciu o podzespoły limuzyny VMS-101A. I to właśnie dlatego ZSRR nie produkowało sportowych samochodów. VMS-101A był bowiem 6-metrową, ociężałą limuzyną o wadze 2,5 tony!


ZIS-101A-Sport

Pod maską ZIS-101A-Sport mieścił się 6-litrowy silnik o mocy 141 KM, który był tak długi i ciężki, że miejsca dla kierowcy znaleziono dopiero daleko z tyłu. Mówiło się, że auto było nie gorsze od Betleya i Mercedesa z tamtych czasów. Kto tak mówił? Ano ci, którym Stalin pozamykał rodziny w więzieniach…

Pobieda Sport

Pobieda nam kojarzy się przede wszystkim z garbatą Warszawą, którą dostaliśmy do produkcji w imię wiecznej miłości pomiędzy narodami. Dostaliśmy to może złe słowo. W każdym razie Pobieda Sport powstała w 1950 roku. Za projekt głową (dosłownie) odpowiadał Aleksiej Smolin – projektant samolotów, skuterów śnieżnych i amfibii.


Pobieda

Po zakończeniu prac trudno było się doszukać w prototypie linii znanej Pobiedy. Nadwozie wykonano z aluminium, dach obniżono o 160 mm, a samochód został wyposażony w gigantyczne jak Matka Rosja owiewki.

Napędzany był 2,5 litrowym silnikiem o mocy 75 KM zasilanym dwoma gaźnikami. Samochód ważył zaledwie 1,2 tony.

GAZ – Torpeda

Oto kolejna myśl techniczna. W tym przypadku konstrukcja nie została oparta na produkowanym samochodzie. Torpeda została skonstruowana przez znanego już nam A. Smolina (Pobieda Sport) od podstaw. Nadwozie zostało wykonane z aluminium.


Gaz-Torpeda

Torpeda była napędzana 2,5 litrowym silnikiem o mocy 105 KM z turbodoładowaniem. Napęd przekazywany był przez trzystopniową skrzynię biegów – co ważne w pełni zsynchronizowaną. Prędkość maksymalna to 191 km/h.


ZIS-112


W 1951 roku pojawił się jeden z najbardziej szalonych radzieckich samochodów sportowych. Nawet teraz jego linią można nazwać awangardową. W latach 50-tych mogło to być podciągnięte nawet pod zdradę narodową


ZiS-112

Przód samochodu był wyposażony w potężny reflektor wokół którego skupił się cały projekt.

Auto ważyło 2,4 tony i było pierwotnie napędzane 140 konnym silnikiem. Dopiero potem zamontowano mocniejszą, 6-litrową jednostkę o mocy 183 KM dzięki której samochód przyspieszał do 204 km/h.

W 1954 roku przebudowano samochód – silnik został wyposażony w dwa gaźniki, moc zwiększyła się do 192 KM, a prędkość maksymalna wzrosła do 210 km/h.

Sowieci to jednak mieli łeb ! albo mocną wódkę (za mocną).