Różnica między turbokapitalizmem (dawniej zwanym "wilczym kapitalizmem") a wolnym rynkiem jest taka, że na wolnym rynku popyt jest zaspokajany przez podaż, a w turbokapitalistycznym nowotworze, który mamy obecnie, potulny popyt czeka, aż wielkopańska podaż łaskawie coś każe kupić (gdy nie jest zajęta monopolizacją rynku).
Śmiałbym się z wypowiedzi turbofajnokapitalistów, gdybym nie wiedział, skąd im się wzięły takie poglądy. Jak to było... "nie sztuka ukraść dziecku cukierka, sztuka to nie dać się złapać".