Mnie te papryczki nie wyglądają na habanero, tylko scotch bonnet.
Cytat:
alkohol rozkłada kapsaicyne, więc jak przez dzień papryczki były w spirytusie, to nie pieką jak cholera, tylko da się je zjeść.
Bzdura! Kapsaicyna rozpuszcza się w alkoholu, stąd po zalaniu nim papryczek jest ona z nich wypłukiwana i przechodzi do roztworu. Po kilkunastu dniach można takie już bez smaku papryczki wyrzucić, a nalewkę czymś doprawić do smaku (ja preferuję cytrynę), zakorkować i odstawić na kilka miesięcy do przegryzienia się. Kieliszek takiego napitku zimowego wieczora naprawdę daje efekty.
Po spożyciu ostrych papryczek najlepiej popić je jakimś niezbyt mocnym alkoholem (doskonałe jest czerwone wino), albo tłustym mlekiem. Wtedy kapsaicyna wypłukiwana jest z ust. Popijanie papryczek wodą nie tylko nie pomaga, ale wręcz pogarsza sprawę. Kapsaicyna chcąc "uciec" od wody wchodzi głębiej w kubki smakowe i intensywniej drażni receptory.