Wysłany:
2013-03-21, 13:51
, ID:
1958426
13
Zgłoś
piractwo to biznes. Zaczelo sie od tego, ze jacys pierwsi blizej nieokresleni piraci porwali chemikaliowiec, przywlekli go na wybrzeza Somalii, zabili zaloge i wylali ladunek do wody.
Ryby szlak trafil i rybacy zaczeli przymierac glodem. Wtedy pojawil sie jakis dobry wujek i dal im AK47 i RPG i pokazal jak porywac statki dla okupu. Zaczely sie pojawiac firmy takie jak Drum Cussac, oferujacych ochrone w postaci emerytowanych komandosow, ktorzy mustruja gdy statek przechodzi przez strefe niebezpieczna (miedzy indiami a zatoka perska i troche ponizej rownika). Koszt wynajecia takiej firmy jest olbrzymi i z tego co wiem wynosi jakies 20 000USD/dzien. Przelot miedzy Sri Lanka (mustrowanie security team) a Morzem Czerwonym/Zatoka perska (zdanie Security Team) to dla statku plynacego jakies 15 wezlow mniej wiecej 4 dni. Latwo policzyc, ze wychodzi 80kUSD a takich statkow kursuje tam mnostwo. Oczywiscie dla przykladu napadane sa statki bez ochrony nawet te plynace daleko na srodku strefy tysiace kilometrow od brzegu. Czy to nie dziwne, ze paru bambusow w skiffie plynie taki kawal i trafia na statek bez ochrony? Gdy ochrona jest na pokladzie to odstawia sie szopke pod tytulem straszenie zalogi, pokazuje zdjecia ostrzelanych statkow, porwanych marynarzy i podkresla jakie to wielkie zagrozenie, ale gdy przychodzi co do czego (paru murzynow podplywa do statku i baczenie sie przyglada) wystarczy, ze ochrona pokaze, ze ma bron i murzynki daja sobie spokoj. Przechodzilem przez strefe niebezpieczna lacznie 9 razy i im wiecej rozmawialem z czlonkami security teamow tym bardziej mi sie to wszystko wydaje podejrzane.