Oto historyjka z internetu.
Kumpel miał odebrać od żony (w separacji) swój dobytek, wziął mnie ze sobą na wypadek gdyby trzeba było się napie**alać z jej braćmi.
Akcja przebiegła dość sprawnie ale kumpel i tak był zestresowany i musiał się napić.
W drodze powrotnej stanęliśmy w lesie i poszliśmy na starą miejscówkę gdzie za młodu piło się piwko i paliło trawkę, właśnie tam stała ambona - dosyć wysoka 6-7m.
Gdy miałem kilkanaście lat była nowa, lecz teraz wyglądała bardzo ch*jowo.
Mówię do kumpla czy wchodzi ze mną, on na to że chyba mnie poj***ło, więc wchodzę sam.
Wszedłem z trudem bo brakowało kilku stopni. I teraz zaczyna się zabawa - postanowiłem sprawdzić w jakim stanie jest konstrukcja i rozbujać ją trochę.
Przy pierwszym lekkim bujnięciu poczułem że ambona się "kładzie", wydarłem ryja do kumpla "sp***alaj! leci!".
Obok rosło spore drzewo, ale było już za późno żebym na nie skoczył, więc skoncentrowałem się tylko na tym żeby wylądować na nogach.
Udało mi się obrócić w locie i wylądować na ugiętych nogach.
Wygrzebałem się z tej budy, kumpel niedowierza w to co się odj***ło.
Plery napie**alają tak że nie mogę stanąć na nogach, z nosa krew jak z kranu zapie**ala, ale jakoś czuję się lekko i wesoło (jak to po wypadku).
Nos okazuje się być jak kotlet mielony - bo lądując byłem ustawiony równolegle do podłogi o którą zaryłem od spodu nosem.
I tu ciekawostka bo brakło ok. 1cm. żebym załapał o tę podłogę brodą, a wtedy łeb wyrwany z korzeniami (nie dosłownie ale rdzeń bankowo by zarwało).
Kumpel już otrzeźwiał

i zapie**alamy do szpitala.
W szpitalu też wesoło - sobota wieczór.
Pół nocy tam mnie trzymali, z badania na badanie, promieniowania przyjęłem na 10 lat do przodu.
Zabawne było to że lekarze i personel zwracali się do mnie "proszę księdza" bo w karcie napisano "upadek z ambony" ha ha, jedna pielęgniarka mówi "ojciec w cywilu?" na początku nie skumałem.
Ogólnie lekarze byli w szoku że jest tak dobrze ze mną gdy wyjaśniłem że to nie ambona kościelna.
Obrażenia to złamany kręg L5, nos - mielonka i wch*j stłuczeń.
To czego mnie to nauczyło to to że zaczęłem zapinać pasy w aucie po kilkunastu latach. Ból jest najlepszym nauczycielem.