Wysłany:
2010-02-07, 21:22
, ID:
176208
28
Zgłoś
Siedzi sobie wędkarz nad rzeką i łowi ryby. Był to jego zwyczaj od bardzo dawna, jednakże od niedawna zaczęły się dziać dziwne rzeczy, a mianowicie gdy szedł w krzaki, odcedzić ziemniaki, ktoś podp🤬lał mu drugie śniadanie (chlebuś, masełko i szyneczkę).
Zirytowany, a zarazem zaciekawiony rybak, po kolejnym incydencie postanowił, że złapie złodziejaszka. Na następny dzień, udając, że rytualnie idzie łączyć się z morzem (metafora taka), przyczaił się w krzakach z zamiarem przyłapania złoczyńcę na gorącym uczynku. Siedzi tam chwilkę, gdy widzi nadlatującego orła. Patrzy, a ten orzeł cap! i zakosił u jedzonko. Zdziwiony wędkarz rusza więc za orłem, biegnie wzdłuż rzeki, biegnie polami, lasami, wciąż śledząc orła. Dobiega zziajany pod wielką skarpę, na zboczu której orzeł sobie uwił gniazdko (i gdzie rzecz jasna się udał). Więc wspina się po niemalże pionowej ścianie, ręce mu opadają z sił, ale jakoś dociera do gniazda. Powoli wysuwa głowę, by sprawdzić co się dzieje w gnieździe, a tam orzeł odrzuca chleb, a nawet szynkę, bierze masło i z błogim uśmiechem rozsmarowuje sobie je na klacie i mówi:
- O jaki ja jestem pop🤬lony...