mój dziadek był słynny z kreatywnego leczenia swoich zwierząt. kiedyś podobno jednemu baranowi ułamał się róg, przy samej głowie. sprawa zaczęła się babrać, w ranie rozkwitło życie. dziadek jednego dnia razem z synem spacyfikowali barana, wlali do rany spirytus i podpalili. baran aż podskoczył z radości i miał rację, bo wszystko się pięknie wygoiło
opanował też sztukę szycia chirurgicznego, którą stosował wobec owiec, które rozpruwały sobie brzuchy podczas nierozsądnych skoków nad ogrodzeniem z drutu kolczastego. jak to mówił wujek - owce wyglądały jakby były w bluzie na suwak