Dubbing w Polsce robi się tak, że bierze się same znane nazwiska. Tutaj nie chodzi o to, czy ktoś ma głos wprost stworzony dla danej postaci - liczy się zysk, a wiadomo, że jeżeli ktoś chodzi do kina raz na ruski rok to wybierając film patrzy na obsadę. To jest największy błąd. Przykładem jest chociażby film ''7 krasnoludków'', na który chodziły intelektualnie 10letnie pseudointeligentne fanki Wojewódzkiego doslownie sikające w majty na sam widok jego nazwiska na plakacie. Co prawda zdarzały się w historii polskiego dubbingu lepsze momenty - któż nie zna głosu Osła ze Shreka w wykonaniu Jerzego Stuhra?
Czasami wydaje mi się, że dubbing jest robiony dla leniwych nieuków, którzy nie chcą się ''męczyć'' czytając napisy...