kiedyś na zielonej szkole w czasach liceum schodziliśmy po takim jęzorze lodowym z Giewontu. Sam mało tak nie wyrżnąłem, ale skończyło się na jedynym salcie jakie w życiu udało mi się w życiu wykonać (właściwie fizyka wykonała je za mnie) i ostrym hamowaniu parę metrów od skałek rękami i nogami. Koledze, który wpadł na równie debilny pomysł co ja i zbiegał obok się nie udało i skończyło się kilkoma złamaniami i szwami.
Kiedyś podobnie p🤬lnąłem w budę góralowi,jak z Gubałówki na dupoślizgach zjeżdżaliśmy.No ale byłem pijany i oczywiście nic mi się nie stało,nie licząc bólu ucha,jak zaczęła stara rura mordę drzeć że jej ciupagi pospadały i takie tam.