📌 Ukraina ⚔️ Rosja Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 0:55

#polska

Kompilacja wypadków w Polsce

konto usunięte2013-02-14, 14:55
Znalazłem ciekawą kompilację z Polski (nie jestem pewien na 100% czy cały materiał jest od nas) i jestem pewnien, że to powinni zbadać eksperci:)



U nas też zdolnych nie brakuje.
Jak było to pod mur ze mną i jak ż__a

aaa muzykę wyłączyć w p🤬du

Kocham Cię Polsko!

Dr.Jekyll.Mr.Hyde2013-02-14, 1:18
Pewien Amerykanin postanowił zrobić sobie wycieczkę do Polski. Po przylocie, zakwaterowaniu się w hotelu, przespanej nocy i obfitym śniadaniu postanowił pójść pozwiedzać nasz piękny kraj. Po wyjściu na miasto nie minęło nawet pół godziny jak biedny obcokrajowiec zabłądził w gąszczu poprzeplatanych ze sobą uliczek. Spostrzega nagle dwóch łysych kolesi w sportowej odzieży, sączących sobie spokojnie piwo pod ścianą. Postanowił zapytać ich o drogę więc pochodzi i zagaduje:

-Good morning! Do You speak english?

Goście wytrzeszczają na niego gały i milczą.

-Sprechen Sie Deutsch?

Dalej żadnej reakcji. Amerykanin więc próbuje dalej:

-Parlez-vous français?
-Vy govorite na russkom?
-Habla usted español?
-Ĉu vi parolas Esperanton?

Nic. Faceci ani me, ani be. Amerykanin widząc, że nawet esperanto nie pomogło, zirytowany machnął ręką, odwrócił się i odszedł. Łysole patrzą za nim jak odchodzi. Nagle jeden zwraca się do drugiego:

-Ty... Ku*wa, warto by się tak uczyć języków...

Na to odpowiada mu jego kolega:

-Nie pie*dol! Zobacz ile ten ich zna a co mu to dało!

Podatki wg Cejrowskiego

konto usunięte2013-02-13, 13:51
Polecam ogólnie cały cykl filmów Cejrowskiego- To mnie wkurza - mądrze gada!

Ży­dow­ski te­le­fon za­ufa­nia

konto usunięte2013-02-12, 21:44
*Krzysz­tof Gó­rec­ki, 8 lu­te­go 2013

Nie­zwy­kle to­le­ran­cyj­ny mu­si być na­ród, w prze­wa­ża­ją­cej mie­rze ka­to­lic­ki, wy­bie­ra­ją­cy pre­zy­den­ta ma­ją­ce­go ży­dow­skich przod­ków, sy­na ra­bi­na na mi­ni­stra, wnu­ka żoł­nie­rza We­hr­mach­tu na pre­mie­ra, od­da­ją­cy w więk­szo­ści głos na par­tię kie­ro­wa­ną przez mniej­szo­ści na­ro­do­we.

Na­zy­wa­jąc Ja­na Ko­by­lań­skie­go an­ty­se­mi­tą i ty­pem spod ciem­nej gwiaz­dy, za naj­bar­dziej ob­cią­ża­ją­cy za­rzut Si­kor­ski uznał spo­strze­że­nie li­de­ra po­łu­dnio­wo­ame­ry­kań­skiej Po­lo­nii: W Pol­sce mu­szą rzą­dzić Po­la­cy, to tra­ge­dia, że w pol­skim MSZ 80 proc. sta­no­wisk ma­ją Ży­dzi”. Cie­ka­we, że do­strzegł to też Bar­to­szew­ski. W lu­tym 2011 r. po wi­zy­cie pre­mie­ra w Je­ro­zo­li­mie, zna­ny z nie­po­ha­mo­wa­ne­go ga­dul­stwa, ogło­sił: Pol­ska to ewe­ne­ment. Pro­szę wska­zać in­ny kraj w Eu­ro­pie, w któ­rym w ostat­nim 20-le­ciu trzech sze­fów dy­plo­ma­cji, Mel­ler, Rot­feld i Ge­re­mek, by­ło ży­dow­skie­go po­cho­dze­nia, je­den ma ho­no­ro­we oby­wa­tel­stwo Izra­ela, a obec­ny ma żo­nę Ży­dów­kę (dziw­nie za­po­mniał o ro­do­wo­dzie swo­im, swo­jej żo­ny i żo­ny pre­zy­den­ta). Z ko­lei mi­ni­ster (ten od żo­ny Ży­dów­ki) przy tej sa­mej oka­zji za­de­kre­to­wał: Pol­ska to kraj fi­lo­se­mic­ki. Wie­my, tak­że od Bar­to­szew­skie­go, jak zo­sta­je się mi­ni­strem spraw za­gra­nicz­nych. Ge­re­mek te­le­fo­nicz­nie za­py­tał go: Wła­dek, mam dla cie­bie pro­po­zy­cję na tak lub na nie. Chcesz po­rzą­dzić w MSZ?

Ewe­ne­men­tem w ska­li świa­to­wej jest zdo­mi­no­wa­nie przez mniej­szość jed­ne­go z de­cy­du­ją­cych seg­men­tów ad­mi­ni­stra­cji pu­blicz­nej, i to w kra­ju o spo­łe­czeń­stwie ho­mo­ge­nicz­nym na­ro­do­wo­ścio­wo, jak żad­ne in­ne w Eu­ro­pie. Rze­czą złą jest dys­kry­mi­no­wa­nie ko­go­kol­wiek tyl­ko z po­wo­du je­go po­cho­dze­nia, ale ha­nieb­ną – wy­mu­sza­nie dla sie­bie spe­cjal­nych przy­wi­le­jów tyl­ko dla­te­go, że się jest okre­ślo­nej na­cji i wza­jem­ne wspie­ra­nie się w tym w ra­mach so­li­dar­no­ści et­nicz­nej. Nie­zwy­kle to­le­ran­cyj­ny mu­si być na­ród, w prze­wa­ża­ją­cej mie­rze ka­to­lic­ki, wy­bie­ra­ją­cy pre­zy­den­ta ma­ją­ce­go ży­dow­skich przod­ków, sy­na ra­bi­na na mi­ni­stra, wnu­ka żoł­nie­rza We­hr­mach­tu na pre­mie­ra, od­da­ją­cy w więk­szo­ści głos na par­tię kie­ro­wa­ną przez mniej­szo­ści na­ro­do­we. W tej sy­tu­acji Bar­to­szew­ski i Si­kor­ski sta­ją za gra­ni­cą przed nie la­da trud­nym i dwu­znacz­nym za­da­niem prze­ko­ny­wa­nia roz­mów­ców, że ich oskar­że­nia Po­la­ków o na­cjo­na­lizm, an­ty­se­mi­tyzm i kse­no­fo­bię oraz że w Pol­sce nie brak lu­dzi my­ślą­cych tak, jak Bre­ivik, są praw­dzi­we.

W świe­cie cy­wi­li­zo­wa­nym od daw­na funk­cjo­nu­je za­wo­do­wy kor­pus urzęd­ni­ków, po­zo­sta­ją­cych w służ­bie pań­stwa, obo­wią­zu­ją ja­sne kry­te­ria przy­stę­po­wa­nia do nie­go, a dy­plo­ma­ta­mi są lu­dzie zna­ją­cy swój fach. Nie z ukła­du, ale za spra­wą pre­zen­to­wa­nych kom­pe­ten­cji. Nie­na­gan­na prze­szłość, po­czu­cie od­ręb­no­ści wo­bec in­nych na­ro­dów kształ­to­wa­ne przez czyn­ni­ki ta­kie, jak: ję­zyk, świa­do­mość po­cho­dze­nia, po­czu­cie toż­sa­mo­ści na­ro­do­wej, hi­sto­ria, wię­zy krwi, sto­su­nek do dzie­dzic­twa kul­tu­ro­we­go, szcze­gól­nie ujaw­nia­ją­ce się w sy­tu­acjach kry­zy­so­wych, gdy po­trzeb­ne jest wspól­ne dzia­ła­nie na rzecz ogól­nie po­ję­te­go do­bra na­ro­du – oto pod­sta­wo­we ce­chy, któ­re po­win­ny okre­ślać dy­plo­ma­tę Rze­czy­po­spo­li­tej.

Nie­ste­ty, moż­na po­wie­dzieć, że w Pol­sce obo­wią­zu­je mo­del sta­li­now­ski, gdzie am­ba­sa­do­ra­mi i wy­so­ki­mi ran­gą dy­plo­ma­ta­mi zo­sta­ją lu­dzie, któ­rych głów­ną re­ko­men­da­cją jest zna­jo­mość z kimś waż­nym, przy­na­leż­ność do jed­nej ko­te­rii, ra­sy. Po­ma­ga me­try­ka uro­dze­nia i po­wią­za­nie z kla­no­wym ukła­dem na­ro­do­wo­ścio­wym. Cza­sa­mi wy­glą­da na to, że do­brze być „wy­se­lek­cjo­no­wa­nym przez Kisz­cza­ka” lub „po­le­co­nym przez Urba­na”. Szan­sę stwo­rze­nia po 1989 r. pro­fe­sjo­nal­nej służ­by dy­plo­ma­tycz­nej zmar­no­wa­ło wą­skie gro­no lu­dzi zwią­za­nych z Ge­rem­kiem, któ­rzy po­trak­to­wa­li MSZ nie­mal jak łup, ob­sa­dzi­li w nim wszyst­kie waż­niej­sze sta­no­wi­ska, do­brze przy tym chro­niąc PRL i je­go no­men­kla­tu­rę.

Je­śli się przyj­rzeć bli­żej spra­wie Ge­rem­ka, w ści­słym kie­row­nic­twie dy­plo­ma­ci z klu­cza na­ro­do­wo­ścio­we­go sta­no­wi­li nie mniej niż 80 pro­cent. Pa­ra­dok­sal­nie – rów­no­cze­śnie je­go par­tia oraz je­go „or­gan pra­so­wy” – „Ga­ze­ta Wy­bor­cza” – twier­dzi­li, że Pol­ska to kraj nę­ka­ny an­ty­se­mi­ty­zmem bez Ży­dów. Że cho­dzi­ło o coś zu­peł­nie in­ne­go, niech świad­czą wy­po­wie­dzi so­jusz­ni­ków Ge­rem­ka „w rzą­dze­niu kse­no­fo­bicz­nym na­ro­dem”. W wy­wia­dzie dla ukra­iń­skie­go „Zier­ka­ło Nie­die­li” – Kwa­śniew­ski rzekł: w na­szym kra­ju nie ma zbyt licz­nie re­pre­zen­to­wa­nych mniej­szo­ści na­ro­do­wych, tym bar­dziej je więc wy­so­ko ce­ni­my. Wtó­ro­wał mu Mich­nik: być mo­że rzą­dy AWS przy­nio­są po­że­gna­nie z mi­tycz­ną, choć bez­sen­sow­ną wia­rą w pań­stwo na­ro­do­wo-ka­to­lic­kie rzą­dzo­ne przez lu­stra­to­rów i de­ko­mu­ni­za­to­rów.

I przy­nio­sły – w MSZ do ta­kie­go po­że­gna­nia do­szło. „Do­ro­bek ka­dro­wy” Ge­rem­ka w uwal­nia­niu MSZ od cho­rej pol­skiej kse­no­fo­bicz­nej tra­dy­cji był za­iste im­po­nu­ją­cy. Znacz­na ilość nie tyl­ko waż­nych sta­no­wisk, ale tak­że do­ty­czą­cych sze­ro­ko ro­zu­mia­nej po­li­ty­ki za­gra­nicz­nej zna­la­zły się pod kon­tro­lą owej mniej­szo­ści: Ge­re­mek i je­go eki­pa w MSZ, prze­wod­ni­czą­cy ko­mi­sji spraw za­gra­nicz­nych Sej­mu i Se­na­tu, szef Ko­mi­sji In­te­gra­cji Eu­ro­pej­skiej, do­rad­ca li­de­ra „S” ds. za­gra­nicz­nych. Je­śli do­rzu­ci­my do nich, jak go na­zwał Sie­miąt­kow­ski, „Moj­że­sza pol­skiej le­wi­cy” – Kwa­śniew­skie­go, upior­ny krąg się do­mknął. Przed­sta­wi­cie­le owej mniej­szo­ści ni­by żar­tem kon­sta­to­wa­li, że w ta­kiej sy­tu­acji ze­bra­nie „mi­nia­nu”, tj. co naj­mniej 10 męż­czyzn po­trzeb­nych dla od­by­cia po­po­łu­dnio­wej mo­dli­twy ży­dow­skiej, sta­ło się w ści­słym kie­row­nic­twie MSZ, po raz pierw­szy od 1968 r., zno­wu moż­li­we.

Dzie­ła Ge­rem­ka w MSZ do­koń­czył Si­kor­ski. Lu­dzie „kor­po­ra­cji Ge­rem­ka” ma­so­wo po­ja­wi­li się w je­go oto­cze­niu, a on sam sku­tecz­nie „dba” o nich, chy­ba spła­ca­jąc w ten spo­sób dług z kam­pa­nii wy­bor­czej. Ga­bi­ne­ty dy­rek­tor­skie mi­ni­ster­stwa wy­peł­ni­ły się – tak, jak za cza­sów Ge­rem­ka – praw­dzi­wy­mi we­te­ra­na­mi gru­py „wuj­ka Bron­ka”. Przy­glą­da­jąc się pol­skim dy­plo­ma­tom, nie spo­sób nie za­uwa­żyć, że naja­trak­cyj­niej­sze am­ba­sa­dy otrzy­ma­li w mniej­szym lub więk­szym stop­niu zwią­za­ni z nie­boszcz­ką UW. Ca­łą dwu­li­co­wość Si­kor­skie­go moż­na by stre­ścić w no­mi­na­cji Ry­szar­da Schnep­fa na am­ba­sa­do­ra w Wa­szyng­to­nie. Schnepf to waż­na po­stać „lob­by ży­dow­skie­go”: je­go oj­ciec, funk­cjo­na­riusz In­for­ma­cji Woj­sko­wej, przez wie­le lat stał na cze­le Związ­ku Re­li­gij­ne­go Wy­zna­nia Moj­że­szo­we­go, a sam syn w la­tach 90. był dy­rek­to­rem w Fun­da­cji Sha­lom, kie­ro­wa­nej przez Goł­dę Ten­cer i Szy­mo­na Szur­mie­ja. Gdy przy­po­mni­my, że od dwóch lat kon­su­lem ge­ne­ral­nym w No­wym Jor­ku jest czo­ło­wa fi­lo­se­mit­ka Ewa Juń­czyk-Zio­mec­ka, a w Los An­ge­les Jo­an­na Fry­bes-Ko­ziń­ska, moż­na wręcz po­wie­dzieć, że sto­sun­ki pol­sko-ame­ry­kań­skie Si­kor­ski za­mie­nił w sto­sun­ki ży­dow­sko-ame­ry­kań­skie.

Po 1944 r. Sta­lin z peł­nym cy­ni­zmem po­wie­rzył wła­dzę w Pol­sce et­nicz­nym mniej­szo­ściom, umie­ścił ko­la­bo­ru­ją­cych z So­wie­ta­mi Ży­dów na klu­czo­wych sta­no­wi­skach w par­tii i ad­mi­ni­stra­cji pań­stwo­wej. Naj­waż­niej­sze mi­ni­ster­stwa, w tym spraw za­gra­nicz­nych, zo­sta­ły ob­sa­dzo­ne przez jej przed­sta­wi­cie­li. Był to wy­ra­cho­wa­ny za­mysł so­cjo­tech­nicz­ny dla znie­wo­le­nia i po­dzie­le­nia Po­la­ków. Mniej­szość pod­da­wa­ła się ła­twej kon­tro­li, by­ła w opo­zy­cji do więk­szo­ści, speł­nia­ła wszyst­kie po­le­ce­nia no­we­go oku­pan­ta. Waż­ne tak­że by­ły mo­ty­wa­cje ide­olo­gicz­ne, tj. jej hi­sto­rycz­ne za­uro­cze­nie ko­mu­ni­zmem. Sta­lin po woj­nie przy­słał do Pol­ski ty­sią­ce ta­kich agen­tów, aby w miej­sce wy­nisz­czo­nych pol­skich elit sta­no­wi­li trzon no­wej „pol­skiej” in­te­li­gen­cji. Naj­waż­niej­sze sta­no­wi­ska rzą­do­we ob­ję­li wy­wo­dzą­cy się z KPP lu­dzie na­ro­do­wo­ści ży­dow­skiej, ci sa­mi, któ­rzy 17 wrze­śnia 1939 r. „ca­ło­wa­li so­wiec­kie czoł­gi” we Lwo­wie i Bia­łym­sto­ku. Z so­wiec­kie­go punk­tu wi­dze­nia by­li wprost bez­cen­ni. Nie­ska­że­ni pa­trio­ty­zmem gwa­ran­to­wa­li brak ja­kich­kol­wiek skru­pu­łów w spra­wach na­ro­do­wych. Pod tym wzglę­dem So­wie­ci się nie za­wie­dli. Gor­li­wość ko­la­bo­ran­tów by­ła wiel­ka.

Jak­że prze­wrot­nie w świe­tle po­wyż­sze­go brzmią żą­da­nia or­ga­ni­za­cji ży­dow­skich pod ad­re­sem Pol­ski – „za­dość­uczy­nie­nia za krzyw­dy, ja­kich do­zna­ła lud­ność ży­dow­ska na sku­tek ko­mu­ni­stycz­nych prze­śla­do­wań”. Ich zda­niem mniej­szość ta by­ła obiek­tem bru­tal­nej dys­kry­mi­na­cji z rąk ko­mu­ni­stów-Po­la­ków i od­da­na w „pol­ską nie­wo­lę”. W 1968 r. róż­ni „Mich­ni­ki i Szlaj­fe­ry” spre­pa­ro­wa­li „po­wra­ca­ją­cą fa­lę pol­skie­go an­ty­se­mi­ty­zmu” oraz exo­du­su resz­tek Ży­dów z zie­mi pol­skiej, emi­gra­cję „od­da­nych człon­ków par­tii” do Izra­ela. Przed „okrą­głym sto­łem” za­czę­to przed­sta­wiać mar­co­wych emi­gran­tów ja­ko wcie­le­nie opo­ru an­ty­ko­mu­ni­stycz­ne­go, wręcz uoso­bie­nie wszel­kich cnót i za­sług. Traf­nie ujął to J. Eisler, któ­ry przy­znał, iż współ­cze­snych po­li­ty­ków pol­skich zro­bi­ła mar­co­wa pro­pa­gan­da ko­mu­ni­stycz­na. Moż­na za­ry­zy­ko­wać ana­lo­gię, że tak, jak Sta­lin w 44 r. się­gnął do Ber­ma­na i Min­ca, tak Ja­ru­zel­ski ma­newr ten po­wtó­rzył z Ge­rem­kiem i Mich­ni­kiem. W 1989 r. lu­dzie po­ko­le­nia mar­ca swych przed­sta­wi­cie­li wpro­wa­dzi­li do wszyst­kich waż­nych struk­tur rzą­do­wych (a i an­ty­rzą­do­wych na wszel­ki wy­pa­dek). Oka­za­ło się, że w su­we­ren­nej RP aby zo­stać am­ba­sa­do­rem, naj­le­piej być mar­co­wym kom­ba­tan­tem. Gdy w do­dat­ku po­cho­dzi­ło się z ro­dzi­ny so­wiec­kich agen­tów al­bo in­nych TW – za­wrot­na ka­rie­ra by­ła nie­mal za­gwa­ran­to­wa­na. To dla­te­go syn KPP-owca i sta­li­now­skie­go dy­plo­ma­ty, gdy „wy­po­mnia­no” mu oj­ca, od­pa­ro­wał: prze­cież w 1968 r. mó­wi­li­śmy wam, że wró­ci­my!

W nie­któ­rych przy­pad­kach na dy­plo­ma­tycz­nych stoł­kach sie­dzi już dru­gie, a na­wet trze­cie po­ko­le­nie po­cho­dzą­cej od sta­li­now­skich wład­ców Pol­ski tej mniej­szo­ści. Wła­ści­wie nic się nie zmie­ni­ło. Mniej­szość ta jak rzą­dzi­ła, tak rzą­dzi. Re­pro­duk­cji po­ko­le­nio­wej i swo­iste­mu ide­olo­gicz­ne­mu re­cyc­lin­go­wi pod­le­ga ko­lej­ne po­ko­le­nie KPP-owców. Dzi­siej­sza de­ko­mu­ni­za­cja w Pol­sce lub ra­czej jej nie­uda­ne pró­by nie się­ga­ją isto­ty pro­ble­mu pol­skie­go sta­li­ni­zmu, gdzie Ży­dzi by­li ka­stą rzą­dzą­cą, a co naj­mniej znacz­ną jej czę­ścią. Po­cią­gnię­cia de­ko­mu­ni­za­cyj­ne, któ­re przede wszyst­kim po­win­ny by­ły ob­jąć sta­li­now­skich siew­ców ko­mu­ni­zmu oraz lu­dzi po­kro­ju Mich­ni­ka, Urba­na i Ge­rem­ka, do­tknę­ły je­dy­nie sze­re­go­wych człon­ków PZPR i za­zwy­czaj tyl­ko tych, któ­rzy wal­czy­li o wpły­wy z KOR-owca­mi.

W 1989 r. w MSZ za­ro­iło się od na­zwisk „z no­te­su wuj­ka Bron­ka”: Szlaj­fer, Mel­ler, Minc, Re­iter, Schnepf, Wi­nid, Kranz, Ana­nicz, Lin­den­berg, Per­lin. Wszy­scy ko­lej­ni wło­da­rze mi­ni­ster­stwa mie­li bar­dzo dziw­ną pre­dy­lek­cję do ob­co brzmią­cych na­zwisk, mi­mo świa­do­mo­ści, że nie za­wsze są praw­dzi­we. Mo­de­lo­wym wręcz przy­kła­dem owych „80 pro­cent sta­no­wisk” jest Ry­szard Schnepf – au­tor ha­nieb­nej na­gon­ki na Ja­na Ko­by­lań­skie­go, syn po­cho­dzą­ce­go z Ukra­iny ży­dow­skie­go funk­cjo­na­riu­sza NKWD, ofi­ce­ra In­for­ma­cji Woj­sko­wej, jed­ne­go z sze­fów spo­łecz­no­ści ży­dow­skiej w PRL. In­nym zna­mien­nym przy­kła­dem „uda­nej” wy­mia­ny elit i „re­cy­klin­gu” po­ko­le­nio­we­go w Pol­sce po­sierp­nio­wej, gdy dy­plo­ma­cja pa­dła łu­pem opcji na­ro­do­wo­ścio­wej zwią­za­nej z no­men­kla­tu­rą PRL sprzed mar­ca 1968 r., czy­li de fac­to tych sa­mych, co za cza­sów Bie­ru­ta i Ber­ma­na elit wła­dzy, jest Ste­fan Mel­ler – po­to­mek agen­ta Ko­min­ter­nu i ofi­ce­ra In­for­ma­cji Woj­sko­wej. I w je­go przy­pad­ku po­ko­le­nio­wa zmia­na war­ty uda­ła się zna­ko­mi­cie. Wy­wo­dzą­cy się ro­dzin­nie z krę­gów agen­tu­ral­nej, an­ty­pol­skiej or­ga­ni­za­cji zna­lazł się w pierw­szym sze­re­gu bu­dow­ni­czych Rze­czy­po­spo­li­tej. W su­we­ren­nej RP do­szło przy tym do bez­pre­ce­den­so­wej sy­tu­acji. Dwóch po­tom­ków sta­li­now­skich ofi­ce­rów – Ci­mo­sze­wicz i Mel­ler, zo­sta­je, je­den po dru­gim, mi­ni­sta­mi SZ. W ja­kim in­nym kra­ju moż­li­wa by­ła­by tak że­la­zna lo­gi­ka po­stę­po­wa­nia, pre­cy­zja w ob­sa­dzie klu­czo­we­go sta­no­wi­ska?

Oprócz „spraw­dzo­ne­go pa­trio­ty” Ge­rem­ka za głów­ne­go kon­struk­to­ra na­ro­do­wo­ścio­wej po­li­ty­ki per­so­nal­nej dy­plo­ma­cji moż­na uznać… Urba­na i je­go or­gan pra­so­wy – ty­go­dnik „Nie”. I to bez wzglę­du na to, kto w MSZ rzą­dzi. Gdy­by przyj­rzeć się bli­żej je­go dzia­łal­no­ści, to moż­na spo­strzec, że nie­jed­ne­go dy­plo­ma­tę wy­pro­mo­wał i nie­jed­ne­mu ka­rie­rę zła­mał. Swo­istą „fi­lo­zo­fię ka­dro­wą” Urba­na do­brze ilu­stru­je za­miesz­czo­ny w je­go szma­tław­cu cy­tat, a ra­czej in­struk­cja: „Praw­dzi­wi zwo­len­ni­cy su­we­ren­no­ści co­dzien­nie po­ka­zu­ją, że Pol­ska, w któ­rej ze­chce żyć więk­szość Po­la­ków, su­we­ren­na być nie mo­że. Jej wład­ca­mi by­li­by bo­wiem Ry­dzyk, Świ­toń, Glemp, Ol­szew­ski”.

Wbrew lo­gi­ce – du­że zna­cze­nie w spra­wach ka­dro­wych ma­ją… żo­ny mi­ni­strów. Po­kre­wień­stwo z ni­mi pro­cen­tu­je zna­ko­mi­cie. Krzysz­tof Krzy­mow­ski, am­ba­sa­dor RP w Zjed­no­czo­nych Emi­ra­tach Arab­skich jest sio­strzeń­cem Zo­fii Le­win, po­ło­wi­cy Bar­to­szew­skie­go. W ka­rie­rze po­ma­ga też żo­na sto­sow­ne­go po­cho­dze­nia. Ra­ban wsz­czę­ty w związ­ku ze zde­ma­sko­wa­niem przez „Nasz Dzien­nik” ko­mu­ni­stycz­ne­go ka­pu­sia, dzien­ni­ka­rza „Po­li­ty­ki”, am­ba­sa­do­ra w In­diach Krzysz­to­fa Mro­zie­wi­cza, miał chy­ba zgo­ła in­ne po­wo­dy. Mro­zie­wicz au­re­olą dzien­ni­kar­skiej sła­wy opro­mie­nio­ny zo­stał po roz­trop­nym ożen­ku z Ali­cją Al­brecht, cór­ką Je­rze­go, sta­re­go KPP-owca, by­łe­go se­kre­ta­rza KC PZPR. Wie­le wska­zu­je, że in­ną, ale też ory­gi­nal­ną i nie­zwy­kle sku­tecz­ną me­to­dę ro­bie­nia ka­rie­ry ob­ra­ła Re­gi­na Jur­kow­ska (by­ła kon­sul przy Schnep­fie i Gu­ga­le w Uru­gwa­ju), zgła­sza­jąc się, z wła­snej ini­cja­ty­wy, na świad­ka obro­ny w pro­ce­sie wy­to­czo­nym przez Si­kor­skie­go J. Ko­by­lań­skie­mu. Jak wi­dać – na na­gro­dę nie cze­ka­ła dłu­go. Jest wi­ce­dy­rek­to­rem De­par­ta­men­tu Współ­pra­cy z Po­lo­nią. Tak­że na­bór, a ra­czej se­lek­cja mło­dzie­ży do pra­cy w MSZ prze­bie­ga w spo­sób świad­czą­cy o za­mia­rze szyb­kie­go uwal­nia­nia Pol­ski od cho­rej i kse­no­fo­bicz­nej czę­ści „po­pu­la­cji” (że­by użyć ulu­bio­ne­go sło­wa red. Skal­skie­go z „GW”). Wśród dy­plo­ma­tycz­ne­go na­ryb­ku ma­my: wnu­ka sze­fa dys­tryk­tu lo­ży B’nei B’rith w II RP i wnu­ka ostat­nie­go w okre­sie mię­dzy­wo­jen­nym Wiel­kie­go Mi­strza Wiel­kiej Lo­ży Na­ro­do­wej Pol­skiej. Są też by­li sta­ży­ści Fun­da­cji So­ro­sa i Fun­da­cji Sha­lom.

Nikt nie chce ich pięt­no­wać za prze­szłość oj­ców. Ale czy w pierw­szym sze­re­gu dy­plo­ma­cji su­we­ren­nej Rze­czy­po­spo­li­tej po­win­ny być dzie­ci funk­cjo­na­riu­szy KPP, lu­dzi wy­wo­dzą­cych się ro­dzin­nie z krę­gów agen­tu­ral­nej, an­ty­pol­skiej or­ga­ni­za­cji? Je­śli oj­ciec był so­wiec­kim agen­tem, czy syn mo­że być pol­skim pa­trio­tą i przy­zwo­itym czło­wie­kiem? Wy­da­je się to bar­dzo ma­ło praw­do­po­dob­ne. Jabł­ko od ja­bło­ni nie­da­le­ko pa­da. Wszy­scy wy­mie­nie­ni, ze Schnep­fem na cze­le, twier­dzą, że w dy­plo­ma­cji zna­leź­li się dzię­ki po­sia­da­nym kwa­li­fi­ka­cjom, ta­len­to­wi lub szczę­ściu, a nie po­wią­za­niom ro­dzin­nym. Wy­da­je się jed­nak, że ich ka­rie­ry i, jak w przy­pad­ku Schnep­fa, funk­cje spo­łecz­ne i urzę­dy to na­stęp­stwo „za­po­bie­gli­wo­ści” Ber­ma­na, Ge­rem­ka lub Kisz­cza­ka.

Tak­że Le­wi­ca prze­ja­wia­ła, co nie dzi­wi, sła­bość do po­tom­ków „de­san­tu wschod­nie­go”. Za­kom­plek­sio­na wo­bec USA SLD ewi­dent­nie sta­ra­ła się ko­kie­to­wać Wa­szyng­ton po­przez przy­po­do­ba­nie się krę­gom ży­dow­skim. Wy­bra­niec Ro­sa­tie­go Da­niel Pas­sent w swym po­że­gnal­nym fe­lie­to­nie, przed wy­jaz­dem do Chi­le, na­pi­sał: oj­czy­zna po­wie­rza mi za­szczyt­ny obo­wią­zek am­ba­sa­do­ra RP, zo­sta­ję am­ba­sa­do­rem wszyst­kich Po­la­ków., co w je­go wy­ko­na­niu za­brzmia­ło jak kpi­na, zwłasz­cza, że w in­nym miej­scu przy­znał, iż jed­nym z po­wo­dów je­go wy­jaz­du do Chi­le jest fakt, że czu­je się zmę­czo­ny Pol­ską. Uro­dzo­ne­mu w Ko­ło­myi w 1941 r. w do­brych so­wiec­kich cza­sach An­drze­jo­wi Za­łuc­kie­mu za­wdzię­cza­my nie­za­po­mnia­ną hu­mo­ry­stycz­ną i za­ra­zem ro­dza­jo­wą scen­kę: w do­bo­ro­wym to­wa­rzy­stwie – z jed­nej stro­ny Pri­ma­ko­wa (Joj­ny Fin­kel­ste­ina), a z dru­giej „na­sze­go” am­ba­sa­do­ra w Mo­skwie, Ge­re­mek w lu­tym 1998 r. ni stąd, ni zo­wąd, oświad­czył: pol­skie spra­wy są w pol­skich rę­kach. Ku zdu­mie­niu oto­cze­nia Ge­re­mek szcze­gól­nie za­in­te­re­so­wał się lo­sem Mar­ka Gre­li, dy­plo­ma­ty ści­śle po­wią­za­ne­go z SLD, PZPR i in­ny­mi „or­ga­na­mi” oraz Ro­sa­tim. Skąd owa tro­ska? Spra­wa wy­da­je się pro­sta: spo­wi­no­wa­ce­nie et­nicz­ne i za­słu­gi wo­bec na­ro­du wy­bra­ne­go. Do­wo­dy? Gre­la był au­to­rem de­cy­zji rzą­do­wej z 1997 r. o prze­ka­za­niu 40 kg zło­ta, war­to­ści pół mi­lio­na do­la­rów na fun­da­cję po­mo­cy ofia­rom Ho­lo­cau­stu. By­ła to ostat­nia część zde­po­no­wa­ne­go po woj­nie w skarb­cach za­chod­nich na­leż­ne­go nam krusz­cu, zra­bo­wa­ne­go z NBP przez hi­tle­row­skie Niem­cy. Adam Da­niel Rot­feld w cią­gu kil­ku mie­się­cy swe­go urzę­do­wa­nia wy­pro­mo­wał i ro­ze­słał po świe­cie, ni­czym Troc­ki, ku­rie­rów Ko­min­ter­nu, kil­ku­na­stu wy­so­kich ran­gą dy­plo­ma­tów „et­nicz­ne­go cho­wu”. Sam Rot­feld utrzy­mu­je, że z po­wo­du „nie­słusz­ne­go na­zwi­ska” i tzw. złe­go wy­glą­du ka­rie­ry w dy­plo­ma­cji PRL nie zro­bił. Do MSZ w 1956 r. nie zo­stał przy­ję­ty, mi­mo iż – jak twier­dzi – był jed­nym z trzech, któ­rzy zda­li eg­za­min ce­lu­ją­co. W znaj­du­ją­cych się w ar­chi­wach IPN mel­dun­kach ope­ra­cyj­nych MBP (przy­po­mnij­my, wów­czas za­rzą­dza­ne­go przez Fej­gi­na i Ró­żań­skie­go) za­rzu­co­no mu kon­tak­ty z sy­jo­ni­sta­mi (m.​in. ze spo­krew­nio­nym z nim oj­cem obec­ne­go mi­ni­stra fi­nan­sów). Ten­że Rot­feld, eks­po­nent dy­plo­ma­tycz­nej eli­ty RP, tak dla „Rz” wy­ło­żył teo­re­tycz­ne pod­wa­li­ny teo­rii two­rze­nia elit: na­ród po­zba­wio­ny elit jest tłu­mem, mo­tło­chem, a nie spo­łe­czeń­stwem. Jak wi­dać, eli­ta MSZ zo­sta­ła stwo­rzo­na, cho­ciaż nie­po­lska, ale mo­tłoch… po­zo­stał.

Czy od przed­sta­wi­cie­la mniej­szo­ści na­ro­do­wej moż­na ocze­ki­wać re­pre­zen­to­wa­nia i obro­ny pol­skie­go in­te­re­su na­ro­do­we­go? Czy nie doj­dzie u nie­go, prę­dzej czy póź­niej, do kon­flik­tu iden­ty­fi­ka­cyj­ne­go i po­czu­cia lo­jal­no­ści? Ry­szard Schnepf, ja­ko mi­ni­ster w kan­ce­la­rii pre­mie­ra, szcze­gól­nie gor­li­wie zaj­mo­wał się lob­bin­giem na rzecz or­ga­ni­za­cji ży­dow­skich z USA, do­ma­ga­ją­cych się od Pol­ski mi­liar­do­wych od­szko­do­wań za mie­nie po­zo­sta­wio­ne w Pol­sce. Jest tak­że współ­za­ło­ży­cie­lem i człon­kiem lo­ży – B’nai B’rith, któ­ra ofi­cjal­nie za cel sta­wia so­bie wal­kę o prze­ję­cie mie­nia ży­dow­skie­go. Czy, ja­ko am­ba­sa­dor RP, da tym rosz­cze­niom wła­ści­wy od­pór? Wo­bec ko­go prze­wa­ży po­czu­cie lo­jal­no­ści? Ja­cek Cho­do­ro­wicz, for­mal­nie „am­ba­sa­dor wszyst­kich Po­la­ków” w Tel Awi­wie, pierw­sze urzę­do­we kro­ki skie­ro­wał do Da­wi­da Pe­le­ga dy­rek­to­ra World Je­wish Re­sti­tu­tion Or­ga­ni­za­tion, chy­ba tyl­ko po to, aby wy­słu­chać je­go rosz­czeń ma­jąt­ko­wych wo­bec Pol­ski i pil­nie prze­ka­zać je rzą­do­wi RP! Za swą pierw­szą po­win­ność dy­plo­ma­tycz­ną uznał tak­że wy­stą­pie­nie o przy­zna­nie ho­no­ro­we­go oby­wa­tel­stwa pol­skie­go sze­fo­wi Mo­sa­du. Ta­de­usz Cho­mic­ki, am­ba­sa­dor RP w Pe­ki­nie, z uwa­gi nie tyl­ko na wzrost w MSZ zwa­ny „Da­wid­kiem”, u za­ra­nia swo­jej dy­plo­ma­tycz­nej ka­rie­ry był dy­rek­to­rem ko­mór­ki kon­tro­lu­ją­cej eks­port bro­ni. Utwo­rzył tzw. li­stę ne­ga­tyw­ną, czy­li wy­kaz państw, do któ­rych bro­ni eks­por­to­wać nie wol­no. By­ła ona dłuż­sza od ana­lo­gicz­nej ONZ i USA. Stra­ci­li­śmy z te­go po­wo­du du­że pie­nią­dze, prze­ry­wa­jąc zy­skow­ny eks­port, m.​in. do kra­jów arab­skich i Bir­my. Słusz­ne za­tem wy­da­je się po­dej­rze­nie, że głów­nym jej ce­lem by­ło zruj­no­wa­nie bran­ży, a praw­dzi­wą hi­po­te­za, iż po­zo­sta­ją­cy w pol­skich rę­kach prze­mysł zbro­je­nio­wy ska­za­ny zo­stał na za­gła­dę i ru­go­wa­nie z ryn­ków, a je­go pro­duk­cja za­stą­pio­na mi­liar­do­wym im­por­tem z… Izra­ela.

Od wie­lu już lat Pol­ska i Po­la­cy są obiek­tem wście­kłej kam­pa­nii plu­ga­wie­nia, in­spi­ro­wa­nej przez mię­dzy­na­ro­do­we śro­do­wi­ska ży­dow­skie. Tym­cza­sem urzęd­ni­cy MSZ, z wy­ra­cho­wa­nia i z pre­me­dy­ta­cją, upra­wia­ją pro­pa­gan­dę szko­dzą­cą wi­ze­run­ko­wi Pol­ski za gra­ni­cą, sprzecz­ną z jej in­te­re­sa­mi, a na­wet jej wro­gą. Wy­słan­nik RP w Pe­ki­nie swym kre­tyń­skim wy­głu­pem kom­pro­mi­tu­je w oczach za­gra­ni­cy kraj, z któ­re­go się wy­wo­dzi, Pol­skę.

Czyż to nie my Po­la­cy, a zwłaszcza spraw­dzo­ny pol­ski pa­trio­ta – Jan Ko­by­lań­ski – je­ste­śmy upraw­nie­ni do na­zwa­nia osob­ni­ka, któ­ry stoi za no­mi­na­cją Cho­mic­kich, Cho­do­ro­wi­czów, Schnep­fów, któ­ry utoż­sa­mia się ze śro­do­wi­ska­mi an­ty­pol­ski­mi, ty­tu­łem: an­ty­po­lak i typ spod ciem­nej gwiaz­dy?

*Autor jest pracownikiem MSZ, pisze pod pseudonimem.

tu jest Polska

konto usunięte2013-02-12, 12:50
Zgadzam się z tym panem w 100%



Serdecznie bym mu dłoń uścisnął

Fałszywe jedzenie.

Mr.Drwalu2013-02-10, 19:50


Fałszerze jedzenia

Polscy producenci żywności zaczynają naśladować zachodnie sposoby jej wytwarzania.
Przemysłowe metody w rolnictwie i przetwórstwie często powodują fałszowanie produktów i nabijanie klientów w butelkę.
Na rynku spożywczym zapanowała wolnoamerykanka. Zwycięża ten, kto wyprodukuje taniej, a jego wyroby będą “zjadliwe”. Gdzież te czasy, gdy cechy rzeźników konkurowały ze sobą jakością wyrobów? Dziś lepszy jest ten, kto sprzeda najwięcej. Co to jest parówka? Jaki jest jej skład? Na te pytania żaden specjalista od żywienia nie odpowie.
- W parówce może być mięso, ale nie jest to konieczne – twierdzi jeden z pracowników Inspekcji Handlowej. – Kiedy sprawdzamy towar, interesuje nas tylko, jaki skład podał producent. Jeśli po zbadaniu próbki jej skład zgadza się z zadeklarowanym, wszystko jest w porządku. Parówką może być na przykład kilka zmielonych składników, niekoniecznie pochodzenia zwierzęcego. Można tam dodać nawet papier toaletowy, byleby całość nie była szkodliwa dla zdrowia. Poza tym każdy ma prawo nazwać swój wyrób, jak mu się podoba. Akurat ten producent postanowił nazwać to coś parówką.


Trucie po polsku

Kontrole stwierdziły, że to, co sprzedaje się u nas jako chleb i bułkę, jest w większości produktami chlebopodobnymi i bułkopodobnymi. Niektórzy producenci do chleba dodają startą bułkę, czasem gips i kreatynę otrzymywaną z ludzkich włosów, kupowanych w zakładach fryzjerskich.
W maju tego roku Inspekcja Handlowa opublikowała raport z kontroli kilku dużych sieci sklepów. Sprawdzono Biedronkę, sieć Champion, Elea, Leader Price, Lidl, Real, Tesco i AHOLD. Inspektorzy stwierdzili, że jakość 24 proc. badanych towarów była znacznie niższa od deklarowanej.
Najgorzej wypadły produkty mleczne. Jedna trzecia z nich nie spełniała norm wypisanych na opakowaniu. Przetwory owocowe i warzywne miały wady w 26,3 proc., konserwy rybne w 24,5, a przetwory mięsne niemal w 24 proc. Inspekcja wykryła również, że przetwory mięsne mają “niewłaściwe cechy organoleptyczne” (po prostu śmierdzą – red.); w wędzonkach stwierdziła “występowanie skupisk galarety, wyciek soku, konsystencję mało kruchą i gumowatą, smak kwaskowy, zapach lekko nieczysty”.
Z kolei konserwy rybne mają “zapach lekko gorzkawy, lekko metaliczny smak i są mdłe”. Na domiar złego także żywność określana mianem ekologicznej często bywa fałszowana podobnymi metodami. Podczas przeprowadzonej w 2004 roku w 211 placówkach handlujących ekologiczną żywnością kontroli Inspekcji Handlowej wykryto wiele uchybień. 56 proc. wędlin zawierało niedozwolone konserwanty. Badania laboratoryjne zakwestionowały jakość 48 proc. mleka i przetworów mlecznych oraz 41 proc. mięsa i przetworów mięsnych.
Z badań analizowanych przez Walentynę Rakiel-Czarnecką, eksperta ds. żywności z PSL, wynika, że prawie co czwarta woda mineralna czy źródlana (na rynku jest jej około 500 rodzajów) to po prostu zwyczajna kranówka. – Niewielu producentów jest uczciwych. Odkąd kilka lat temu obniżono normę określającą poziom składników mineralnych zawartych w 1 litrze z 1000 do 200 mg, praktycznie każdy, kto miał studnię, mógł rozpocząć produkcję wody – twierdzi Rakiel-Czarnecka.
Na szczęście wciąż jesteśmy krajem dziewiczym pod względem “ulepszania” żywności. – Polskie płody rolne mają lepszą wartość biologiczną niż produkty intensywnego rolnictwa zachodniego dzięki temu, że u nas zużywa się trzy razy mniej nawozów mineralnych i dziesięć razy mniej środków ochrony roślin – informuje dr Urszula Sołtysiak z SGGW. Jakkolwiek w ciągu ostatnich 10 lat zużycie nawozów mineralnych w Polsce wzrosło o niemal 15 proc., wciąż jest o wiele mniejsze niż w UE, nie mówiąc już o Japonii (niemal dwukrotnie większe niż w UE). Wiele ubogich obszarów w Polsce nigdy nie nawożono, a rosnących na nich upraw nie opryskiwano. Mieliśmy więc szczęście w nieszczęściu, polskie rolnictwo miało bowiem do niedawna charakter ekstensywny, a produkty małych gospodarstw rodzinnych są ekologiczne w najlepszym znaczeniu tego słowa

Zielone światło z Unii

Jednak po naszym wejściu do UE przestały obowiązywać branżowe normy żywieniowe z lat 80. Z dzisiejszej perspektywy trzeba przyznać, że nie były one najgorsze. Określały skład wyrobu, jego ciężar, kolor czy smak. Nie było – jak dzisiaj – pełnej dowolności w technologii produkcji i nazewnictwie.
Jeszcze 24 kwietnia 1997 roku uchwalono w Polsce ustawę bezwzględnie zakazującą powrotu mięsa i przetworów mięsnych z półek sklepowych do producenta. Po wejściu Polski do UE przestała ona jednak obowiązywać, otwierając pole do “odświeżania” wyrobów. Także zakres dopuszczalnej chemizacji żywności znacznie się zwiększył. – Po wejściu Polski do Unii Europejskiej liczba dopuszczonych do użycia w przemyśle spożywczym substancji dodatkowych wzrosła ponaddwukrotnie – ocenia dr Sołtysiak.

Czary-mary, czyli wielkie psucie

Do niedawna ze stu kilogramów mięsa odpowiedniej jakości wolno było wyprodukować 52 kg kabanosów czy 86 kg szynki. “Wydajność” tych wyrobów wynosiła odpowiednio 52 proc. i 86 proc. Dzisiaj z tej samej ilości mięsa produkuje się 200 i więcej kilogramów “szlachetnych” wędlin. Do mięsa wstrzykuje się wodę z azotanami i azotynami, substancje wiążące wodę, fosforany dodające wędlinie kruchości, ulepszacze. – Z kilograma mięsa można spokojnie zrobić 1,5 kg szynki. Producent zgodnie z przepisami umieszcza na towarze informację, że szynka jest napompowana wodą. Brzmi ona: “produkt wysoko wydajny” – mówi Rakiel-Czarnecka.
Nie inaczej jest z wyrobami drobiowymi, które mają niewiele wspólnego z drobiem. Są produkowane z MOM, czyli mięsa drobiowego odkostnionego. Jest to mieszanina zmielonych kości, chrząstek, szpiku kostnego, ścięgien. Do 1995 roku używanie tego specyfiku było zabronione. Teraz już nie jest. Dodanie MOM-u znacznie obniża koszty produkcji. Najczęściej wykorzystuje się go w parówkach, kaszankach i pasztetowych.
Unijne normy dotyczące rtęci odnoszą się wyłącznie do ryb. Jeszcze bardziej tolerancyjne jest obecnie prawo dotyczące kadmu – metalu wysoce rakotwórczego. Po 1 maja 2004 roku do Polski można sprowadzać żywność o podwyższonej jego zawartości.
Według Lidii Lorek z SGGW, zgodnie z ustawodawstwem UE do żywności może być dodawanych 500 chemicznych substancji dodatkowych. W procesie technologicznym można wykorzystywać ich tysiące. Dlatego dziś, jak nigdy wcześniej, producenci żywności dbają o urodę swoich wyrobów. Piękne różowe łososie zawdzięczają swoją barwę dodatkowi beta-karotenu. Napojom gazowanym kolor nadają barwniki, których nazwy zaczynają się od litery “E”. Niedawno głośno było o dodawaniu do papryki niebezpiecznego barwnika o nazwie sudan, a dodatki zabarwiające słodycze na kolor czarny i granatowy wciąż budzą spory wśród żywieniowców.

Psycho-technologia i pieniądze

Głównym motorem rozwoju przemysłowych metod produkcji żywności są płynące stąd miliardowe zyski. Phill Angell, dyrektor ds. komunikacji korporacyjnej koncernu Monsanto, powiedział “New York Timesowi”: “Koncern Monsanto nie powinien być zmuszany do łaskawego udzielania gwarancji bezpieczeństwa dla żywności opartej na biotechnologii. Naszym interesem jest sprzedawać jej tak dużo, jak tylko się da. A zapewnianie jej bezpieczeństwa to zajęcie dla Urzędu ds. Żywności i Leków”. Pecunia non olet.
Amerykański koncern Smithfield został w USA ukarany najwyższą w historii grzywną za wielokrotne naruszanie Aktu Czystości Wód. Przed paroma laty Smithfield rozpoczął działalność także w Polsce. Jego własnością jest m.in. firma Constar SA w Starachowicach, która wsławiła się niedawno wykrytym przez dziennikarzy procederem “odświeżania” zepsutej żywności. Mimo to koncern ma się w naszym kraju całkiem dobrze.
Także firmy reklamowe oraz marketingowe mogą się przy okazji nieźle pożywić. Codziennie jesteśmy bombardowani absurdalną propagandą. Wynika z niej, że najlepszym pożywieniem dla dzieci i ich rodziców są czekoladowe batony, pragnienie zaś najlepiej gaszą słodkie napoje albo piwo. A jakże, pamięta się również o zdrowiu obywateli! Od lat wmawia się nam, że masło roślinne, zawierające tłuszcze nienasycone, jest zdrowsze od tradycyjnego, w którego skład wchodzą zwierzęce tłuszcze nasycone. Ale aby olejowi roślinnemu nadać konsystencję maślanego żelu, należy dodać szereg substancji zagęszczających, które zdrowotność masła roślinnego czy margaryny stawiają pod znakiem zapytania! Zresztą, czy którakolwiek agencja reklamowa bada jakość reklamowanego produktu, zanim zacznie nam wmawiać, że bez niego nie możemy żyć?
Wyrafinowanymi metodami uzależniania klientów od towaru posługuje się również sam przemysł. Niedawno technologowie żywności odkryli, że istnieje piąty smak, występujący obok smaku słonego, słodkiego, gorzkiego i kwaśnego. To umami. Znany od dawna Azjatom. Substancje wywołujące jego wrażenie występują m.in. w niektórych azjatyckich grzybach. Sprawiają, że potrawa bardzo zyskuje na smaku. Nie umiemy powiedzieć, dlaczego tak jest, bo nie potrafimy tego efektu smakowego opisać w kategoriach znanych nam smaków. Chętnie jednak sięgamy po “umamione” produkty. Problem w tym, że opracowano już chemiczny odpowiednik naturalnego umami, czyli glutaminian sodu. Jego oddziaływanie na organizm człowieka jest nie do końca rozpoznane; wiadomo jednak, że substancja ta w dużych ilościach jest szkodliwa dla zdrowia. Producenci wiedzą jednak, że stosując tę substancję, mogą konsumenta przywiązać do każdego świństwa. Umami wszystkich nas omam
Odrębną sprawą jest hodowla. Tajemnicą poliszynela jest dodawanie do paszy i karmy dla ptactwa hormonów wzrostu i antybiotyków, które podaje się profilaktycznie w celu zapobieżenia dziesiątkującym stada infekcjom. Aplikowanie antybiotyków zdrowym zwierzętom jest w Polsce prawnie zabronione. Ale jak inspektorzy służb kontrolnych mają dowieść producentowi, że obecność antybiotyków w mięsie nie wynika z niedawnego leczenia infekcji?

Mleko bez krowy

Na każdym kroku jesteśmy zręcznie wprowadzani w błąd przez producentów żywności. Sery, które powinny być wytwarzane z mleka, są podrabiane z użyciem olejów roślinnych. Mleko i kefir często produkowane są z proszku. Idziemy tu tropem wielkich koncernów zachodnich, które budują fabryki przetworów mlecznych w takich rejonach świata o taniej sile roboczej – np. w Maroku – gdzie w promieniu kilkuset kilometrów nie ma ani jednej krowy. A wszystko to dzieje się w majestacie prawa polskiego i unijnego.
Cała żywność produkowana metodą przemysłową przesycona jest chemią. Także ta, którą postrzegamy jako wolną od niezdrowych składników. Przykładem tego mogą być produkty oznaczone jako “light”. W Polsce nie istnieje prawna definicja tego terminu. Dlatego każdy producent może go używać, jak chce. Ci, którzy rezygnują z zastosowania cukru w produktach “light”, dodają chemikalia imitujące smak cukru. Są one często bez porównania groźniejsze dla zdrowia niż zwykła sacharoza. Jak choćby aspartam, dopuszczony do użycia tylko w niewielkich dawkach.



Drużyny kontrolerów

Mamy wiele różnych inspekcji badających żywność. I wszystkie niewydolne. Nie ma między nimi dobrego przepływu informacji, ponadto podlegają trzem różnym resortom – rolnictwa, zdrowia i Urzędowi Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Eksperci od zdrowej żywności są zgodni, że ostatnio kontrole są zbyt wyrywkowe.

Dr Zbigniew Hałat, epidemiolog (w trzech kolejnych rządach główny inspektor sanitarny), mówi wprost, że ludzi zajmujących się kontrolowaniem żywności producenci korumpują tak samo, jak koncerny farmaceutyczne lekarzy.
- Wiem o licznych przypadkach, gdy w trakcie kontroli producenci zmieniali deklarację na temat składu produktu – dodaje wieloletni pracownik Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych z południowej Polski. Dobrze zna środowisko pracowników inspekcji. – Zatrudnione są tam dwie grupy ludzi: staruszkowie tuż przed emeryturą i młodzież tuż po studiach. Ani jednym, ani drugim nie opłaca się wychylać. Każdy przecież wie, że koncerny nie przepuszczą. Młodzi nabierają doświadczenia i odchodzą do innej, lepiej płatnej pracy, a starzy w spokoju doczekują emerytury. Ponadto kary są śmieszne – od 500 do 1000 zł.

Klątwy BSE

- Wszystkie środki dodawane do żywności, a posiadające odpowiednie certyfikaty, mogą być używane. Ale nikt nie badał, jakie skutki dla organizmu człowieka mogą mieć przeróżne mikstury i połączenia kilkunastu składników naraz. Z pewnością nie jest to nic zdrowego – mówi Rakiel-Czarnecka.
Waldemar Starosta, specjalista ds. żywności z Samoobrony, twierdzi, że polifosforany są masowo wykorzystywane głównie przy produkcji parówek. – Te związki bardzo źle wpływają na kości. Są szczególnie niebezpieczne dla małych dzieci – mówi. [kom. Hehe parówki dobre dla dzieci!!!]
Naukowcy są zwykle bardziej wstrzemięźliwi. Żeby wiedzieć coś na pewno – podkreślają – trzeba by przeprowadzać przez kilkadziesiąt lat kliniczne eksperymenty na ludziach. Na razie więc zalecają nie ulegać panice. Uspokajające komunikaty nie od dzisiaj docierają także do opinii publicznej w krajach UE i w Stanach Zjednoczonych. Mączka mięsno-kostna, która stała się nośnikiem BSE, również była przez całe lata uważana za bezpieczną. Czy rzeczywiście konserwanty i ulepszacze, pestycydy i herbicydy dopuszczone do użycia w przemyśle przetwórczym i rolnictwie są bezpieczne?
Wśród samych naukowców trwają spory, na ile bezpieczne są chemikalia prawnie dopuszczone do spożycia w ściśle określonych dawkach. – Konserwantami są obce substancje wprowadzone do produktów. Najczęściej mają zapobiegać rozwojowi bakterii, a więc – nazwijmy rzecz po imieniu – są to trucizny. Być może ich dawki są zawsze przestrzegane, ale nie mamy pewności, czy nie nastąpi raptowna zmiana ich właściwości, na przykład pod wpływem czynników zewnętrznych – stwierdził publicznie prof. Stanisław Zaręba z Akademii Medycznej w Lublinie.
”Poważne znaczenie w patologii człowieka ma też duży wolumen powstającego w hodowlach przemysłowych aerozolu mikrobiologicznego, amoniaku i odorów. Efekty skażenia gnojowicą powierzchniowych i podziemnych zbiorników wodnych są z natury rzeczy odległe i mało dostrzegalne przez odbiorców wody” – pisze dr Hałat. W styczniu 2004 roku Amerykańskie Stowarzyszenie Zdrowia Publicznego wezwało władze do wprowadzenia moratorium na nowe lokalizacje przemysłowych ferm trzody chlewnej oraz wsparcia szeroko zakrojonych badań nad wpływem na zdrowie ludzkie skażeń wody i powietrza, wywołanych chemizacją procesów produkcyjnych. W USA tego rodzaju kosztowne badania prowadzone są już od lat 60., a mimo to pozarządowe organizacje monitorujące stan zdrowia społeczeństwa ponaglają rząd do znacznie bardziej stanowczych działań.
Co drugie rodzące się obecnie niemowlę cierpi na alergię – jedną z najbardziej rozpowszechnionych dolegliwości wywołanych chemicznym skażeniem środowiska. Rośnie liczba chorób nowotworowych, o których przyzwyczailiśmy się mówić “cywilizacyjne”. Ale co to tak naprawdę znaczy? Gdzie jest ich pierwotne źródło?
Autor rozprawy habilitacyjnej obronionej na jednej z wyższych szkół rolniczych porównał liczbę utylizowanych padłych zwierząt hodowlanych w latach 80. i 90. Okazało się, że w ciągu dekady ich liczba zmniejszyła się dziesięciokrotnie. Nie chcemy formułować podejrzeń o znamionach teorii spiskowej. Ale – jak sugerował rozmówca, który podsunął nam ten trop – czy przypadkiem padliny, która się gdzieś zawieruszyła, nie zjedli nabywcy najtańszych wędlin albo karmione podejrzaną paszą zwierzęta z wielkich hodowli?

Jak się bronić?

Klienci powinni dokładnie sprawdzać na etykietach, co kupują. Wybierać produkty o naturalnej barwie, pieczywo bez przedłużonego okresu ważności, żywność jak najmniej przetworzoną. Zimą i wiosną warto kupować mrożonki, w których rzadko trafiają się substancje dodatkowe. Należy zapomnieć o parówkach po 3 zł za kilogram, wspaniale wyglądających owocach, zrozumieć, że wyroby czekoladowe pięknie błyszczą dlatego, że są pokryte specjalnymi substancjami nabłyszczającymi. Czyli chemikaliami.
Warto też pamiętać, że tradycyjne potrawy narodowe mają tę przewagę nad kulinarnymi nowinkami, że ich bezpieczeństwo zostało przetestowane przez poprzednie pokolenia żyjące na danym terytorium.
Pod adresem ustawodawców należy skierować postulat przywrócenia norm branżowych, co pozwoli chronić jakość polskich produktów i ich pozycję na rynkach eksportowych. UE nie zabrania zresztą wprowadzania norm krajowych.
Natomiast bezkompromisowym obrońcom żywności przemysłowej polecamy wynalazek opisany w zeszłym roku przez “New Scientist”. Amerykańscy specjaliści ds. żywienia opracowali dla armii amerykańskiej specjalny filtr. Pozwala on żołnierską rację żywnościową, którą przed spożyciem miesza się z wodą, mieszać z moczem. Zaufanie do żywności z fast foodów oraz współczesnej nauki każe się liczyć z tym, że hamburger przyrządzony z moczem nie ustępuje smakiem hamburgerowi z wodą.



Źródło: KLIKNIJ TUTAJ

Atak zimy w lutym

maciekawski2013-02-08, 21:35
Czyli jak po raz kolejny zima zaskoczyła drogowców



Unia Europejska coraz bardziej zaczyna przypominać Związek Sowiecki. Otóż okazuje się, że choć nie jest państwem posiada już prywatną, tajną armię, nazywa się ona EUROGENDFOR(CE) a powstała w 2006 roku i była już użyta na ulicach Madrytu i Aten. Pałujący Greków czy Hiszpanów nie byli ich współrodakami, im jak się okazuje tamtejsze władze już nie ufają. Byli to obcy funkcjonariusze, którym wypożyczono uniformy policyjne danego kraju. Natomiast początki organizacji nadzwyczajnych sił unijnych datują się na rok 2003 r., gdy przez Niemcy zaczęły przetaczać się transporty z odpadami z reaktorów atomowych. Przeciwko demonstrującym Niemcom skierowano siły złożone w sporej ilości Francuzów a także Polaków.

Oddziały EUROGENDFOR(CE) mają szczególną strukturę zapewniającą pełną autonomię, ponieważ nie odpowiadają za swoje czyny, ani przed parlamentami krajowymi, ani europejskim tylko przed swym dowództwem. EGF jest pierwszym organem wojskowym Unii Europejskiej na poziomie ponadnarodowym. Złożony z Żandarmerii Wojskowej, może być uprawniony do interwencji na obszarach kryzysowych pod egidą NATO, ONZ, UE i koalicji utworzonej ad hoc w poszczególnych krajach i wzywającej ich interwencji.

Zbrojne oddziały wyłączone są spod jurysdykcji sądowej krajów, w których przyjdzie im działać a ich funkcjonariusze objęci są immunitetem, co więcej – nie można ich pociągnąć do odpowiedzialności materialnej za poczynione szkody. EUROGENDFOR(CE) to uzbrojony korpus, który ma pełną autonomię, a także nietykalność. Zadania, jakie mu przysługują to m.in. zapewnienie bezpieczeństwa publicznego i porządku publicznego; kontrola, doradztwo i nadzór nad lokalną policją, w tym możliwość prowadzenia śledztw, wykonywanie obowiązków straży granicznej; pozyskiwanie informacji i prowadzenie operacji wywiadowczych. Po cóż nam zatem armia, po cóż policja i służby, jeśli tak szerokie prerogatywy powierzymy bliżej nieokreślonym obcym wojskom?

Użycie oddziałów EUROGENDFOR(CE) wprowadził traktat z Velsen w Holandii z 18 października 2007 roku podpisanym tylko przez Holandię, Hiszpanię, Portugalię, Włochy i Francję. Siedziba główna znajduje się w mieście Vicenza (Włochy), w niewielkiej odległości od amerykańskiego obozu militarnego. I nagle okazuje się, że powyższy traktat ma obowiązywać Polskę, choć ta nie był jego sygnatariuszem.



Źródło: stopsyjonizmowi.wordpress.com/2013/02/07/unia-przypomina-zsrr/more-36370

Oznaczenia wiekowe materiałów są zgodne z wytycznymi
Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji

Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na ukrycie oznaczeń wiekowych materiałów zamieszczonych na stronie
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na 6 miesięcy. 6,00 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem