#dzicz

Dla tych co jeszcze nie słyszeli. W Anglik 9-latek popełnił samobójstwo, ponieważ azjatyccy "koledzy" wmówili mu, że bycie białym jest złe. W artykule osoby odpowiedzialne za śmierć zostały nazwane Azjatami. Nie napisano wprost skąd pochodzili. Nie oszukujmy się jednak, na 99% byli to wyznawcy islamu. Ile jeszcze takich sytuacji ma się wydarzyć, żeby rząd i media uświadomiły sobie, że trzeba wypędzić tą hołotę z Europy?

Cytat:

Wielka Brytania nadal nie może się otrząsnąć z dramatu, który rozgrywał się w jednej ze szkół. W wyniku zastraszania i po rasistowskich odzywkach azjatyckich uczniów 9-latek popełnił samobójstwo... ponieważ był biały.

Zrozpaczona rodzina chłopca ujawniła, że powiesił się on ponieważ w swojej szkole był zastraszany, a azjatyccy uczniowie kpili z niego i wyzywali tylko dlatego, że był biały. Okazuje się nawet, że jeden z uczniów groził mu plastikowym nożem i zapewnił, że „następnym razem nóż będzie prawdziwy”.

Dramat rozpoczął się, gdy rodzina przeprowadziła się, a chłopiec poszedł do szkoły Erdington Hall w Birmingham. Jego rodzice już po pierwszym dniu w szkole zauważyli drastyczną przemianę syna. Coraz częściej kłócił się on ze swoim rodzeństwem, choć wcześniej nigdy nie miało to miejsca. W końcu chłopiec przyznał się, że jest zastraszany przez grupę azjatyckich dzieci. Aby uniknąć szykan i agresji 9-latek musiał ukrywać się przed swoimi prześladowcami na boisku w porze lunchu. Jeden z uczniów powiedział nawet do niego: „Mój tata mówi, że wszyscy biali ludzie powinni być martwi”.

Pomimo tragedii, dyrektor szkoły zdaje się nie widzieć żadnego problemu. Pewnego razu powiedział nawet zrozpaczonym rodzicom, że nie musieli wysyłać syna do tej szkoły i sami zdecydowali o jej wyborze.


Tekst z TEJ strony.

Najbardziej inspirujący podróżnicy

N................k • 2012-06-29, 18:09
Masz w sobie duszę nowoczesnego podróżnika i poszukiwacza przygód?
W takim razie spakuj się w pięć walizek, kup bilet w agencji turystycznej, profilaktycznie zaszczep się, wykup nadprogramowe ubezpieczenia i jedź na dziesięciodniową wycieczkę do Egiptu aby poopalać swe blade pośladki w bezpiecznym, ogrodzonym grubym murem, kurorcie z pięcioma basenami. Albo... weź przykład z opisanych poniżej osób i przeżyj coś naprawdę inspirującego.

#1 Amazonką wpław

Martin Strel to żywa legenda. Ten facet, mimo że wcale nie wygląda na sportowego rekordzistę, znany jest światu jako człowiek, który przepływa największe rzeki wpław. Pokonał już Dunaj, Missisipi, Jangcy, a ostatnio – królową wśród rzek, Amazonkę.



Pokonując tę ostatnią, miał 53 lata. Codziennie ryzykował – miał do czynienia z bandytami, zdradliwymi wirami, krokodylami oraz... silną biegunką. Spotkał też piranie, które nie pożarły dzielnego pływaka tylko i wyłącznie dzięki sprytowi asystującej mu ekipy, która odwracała uwagę łakomych ryb, wylewając butelki z krwią do wody.

Strel pokonał 5268 km. Zajęło mu to 66 dni. Przez ten czas spał zaledwie 5 godzin na dobę. Po osiągnięciu swego celu dzielny rekordzista potrzebował przeszło pół roku na powrót do pełni fizycznych sił...

#2 Kosiarką po USA

Brad Hauter na swoją kosiarkę wsiadł w San Francisco i z piskiem kół ruszył w podróż do... oddalonego o prawie 5000 km Nowego Jorku. Maszyna, którą obsługiwał, nie należała do najszybszych. Wlokła się z zawrotną prędkością 16 km/h.



Zresztą i kierowcy specjalnie się nie spieszyło – jako uczestnik amerykańskiej akcji ekologicznej, często zatrzymywał się w różnych miastach, aby zebrać nieco funduszy. W tym celu kosił trawniki. No bo co miałby niby robić facet, który przemierza Amerykę wszerz na spalinowej kosiarce do trawy?
Do celu, Hauter dotarł w ciągu okrągłych 4 miesięcy.

#3 Samotna podróż w dzicz

Christopher Johnson McCandless od zawsze marzył o ucieczce do, oddalonej od cywilizacji, dziczy na Alasce. Zaraz po ukończeniu studiów, Chris oddał wszystkie swoje pieniądze (24 tysiące dolarów) na rzecz organizacji charytatywnej i wyruszył w podróż. Wkrótce jego samochód zalany został przez powódź – młody tułacz porzucił więc go, zostawiając przy nim kartkę zachęcającą potencjalnego znalazcę do zatrzymania sobie auta.
Przez dwa lata Chris wałęsał się po Stanach Zjednoczonych (chociaż zahaczył i o Meksyk), aby ostatecznie zatrzymać się na Alasce – pośrodku pustkowia, gdzie za dom musiał służyć mu stary autobus. Bez żadnego przygotowania, ani stosownego survivalowego przeszkolenia, podróżnik przeżył kilka miesięcy jedząc ryż i okazyjnie polując na małe zwierzęta, a jedynym jego kompanem i powiernikiem wszystkich sekretów był aktualizowany dziennik.



To właśnie dzięki pamiętnikowi dowiedziano się kim był facet, którego zwłoki znaleziono w autobusie. Chris w momencie swej śmierci ważył ok. 30 kg. Zmarł prawdopodobnie w wyniku zagłodzenia.
Na podstawie jego pamiętnika oraz książkowej biografii Sean Penn nakręcił film „Into the Wild”.

#4 W 20 dni dookoła świata

W 1999 roku trójka zapaleńców, ze szwajcarskim psychiatrą – Bertrandem Piccardem na czele, zasiadła w balonowym koszu, z zamiarem okrążenia ziemskiego globu. Balon do najmniejszych nie należał – miał 55 metrów wysokości. Przez kolejnych 20 dni panowie jedli, spali (na zmianę), załatwiali się, a niekiedy i wspólnie telepali się z zimna, na pokładzie swego podniebnego pojazdu. Wylądowali w Egipcie po przebyciu 45 755 kilometrów.



#5 Po Australii na deskorolce

Jeśli uważasz, że balony są dla arystokratycznych sztywniaków, to z pewnością za bardziej rozwijającą formę podróżowania uznasz... deskorolkę. Dirk Gion w ten sposób przejechał prawie 3000 km po australijskich trasach.



W pewnym momencie przyszło mu nawet przedzierać się przez pustynię. Wprawdzie jego deskorolka, dzięki swojej konstrukcji, mogła sobie z nierównym terenem jakoś poradzić, jednak w tym wypadku pomocne okazały się dwa latawce, które Dirk taszczył cały czas ze sobą.



Rok temu Gion, w towarzystwie Stefana Simmerera, przejechał 5000 km w prototypowym aucie zasilanym energią powietrza. Koszt całej podróży zamknął się w granicach 50 zł.



#6 Sean Swarner – człowiek, który pokonał siebie

Kiedy miał 13 lat, lekarze zdiagnozowali u niego dwa typy niezwykle groźnych nowotworów. Taka kombinacja gwarantowała mu 3 miesiące życia. Udało się jednak przeprowadzić operację usunięcia guza wielkości piłeczki do golfa. Ceną za to była jednak utrata jednego płuca. Sean miał pożyć jeszcze ok. 2 tygodni.

Pożył jednak znacznie dłużej. Co więcej – do dziś korzysta z życia tak, jakby to miał być jego ostatni dzień.



Jako jedyna osoba, która pokonała nowotwór, zdobył Mount Everest (był też prawdopodobnie najmniej doświadczonym alpinistą...). Spodobało mu się i postanowił kontynuować swoją przygodę – kolejnym jego celem jest wspięcie się na najwyższe szczyty na wszystkich kontynentach.





W 2008 roku wziął też udział w triathlonie IronMan – ok. 4 km pływania, 180 km jazdy na rowerze, 42 km biegu. Sean dotarł do mety w czasie 11 godzin, 44 minut i 15 sekund.